Pozwoliłabym mu pomacać więcej, gdyby tylko był śmielszy. Zakwitła podczas wojny i wtedy obudziło się w niej pożądanie, ale nawet wcześniej Asha była ciekawa. Był blisko, był w moim wieku i był chętny, to wszystko... to i miesięczna krew. Niemniej jednak nazywała to miłością aż do chwili, gdy Tris zaczął mówić o dzieciach, które mu urodzi: przynajmniej dwunastu synów i, och, kilka córek też.
— Nie chcę mieć dwunastu synów — odpowiedziała. — Pragnę przygód.
Niedługo później maester Qalen przyłapał ich na tych zabawach i młodego Tristifera Botleya odesłano na Blacktyde.
— Pisałem do ciebie listy — mówił Tristifer. — Ale maester Joseran nie chciał ich wysyłać. Kiedyś zapłaciłem jelenia wioślarzowi z kupieckiego statku płynącego do Lordsportu.
Obiecał, że przekaże ci list do rąk własnych.
— Oszukał cię. Na pewno wyrzucił list do morza.
— Tego się obawiałem. Nigdy też nie oddawali mi twoich listów.
Bo ich nie pisałam. Prawdę mówiąc, poczuła ulgę, gdy odesłano Trisa. Jego nieudolne poczynania zaczynały już ją nudzić. Z pewnością jednak nie chciałby tego usłyszeć.
— Aeron Mokra Czupryna zwołał królewski wiec. Czy popłyniesz tam, żeby mnie poprzeć?
— Popłynę z tobą wszędzie, ale... lord Blacktyde mówi, że ten wiec to niebezpieczne szaleństwo. Obawia się, że twój stryj zaatakuje zebranych i wymorduje ich, tak jak Urron.
Z pewnością jest na to wystarczająco szalony.
— Ma za mało sił — powiedziała.
— Nie wiesz, ile ma sił. Zbiera ludzi na Pyke. Orkwood z Orkmont dał mu dwadzieścia drakkarów, a Jon Myre Mała Gęba dwanaście. Jest z nimi też Leworęczny Lucas Codd. I Harren Półsiwy, Rudy Wioślarz, Kemmett Pyke Bękart, Rodrik Wolno Urodzony, Torwold Brązowy Ząb...
— Wszystko to mało znaczący ludzie. — Asha znała każdego z nich. — Synowie morskich żon, wnuki poddanych. Coddowie... czy znasz ich powiedzenie?
— „Choć wszyscy nami gardzą” — zacytował Tris. — Ale jeśli złapią cię w swoje sieci, będziesz tak samo martwa, jakby byli władcami smoków. Słyszałem też gorsze wieści. Wronie Oko przywiózł ze wschodu potwory... a nawet czarodziejów.
— Stryjaszek zawsze miał słabość do głupców i dziwolągów — odparła Asha. — Ojciec często się z nim o to spierał. Niech czarodzieje przywołują swoich bogów. Mokra Czupryna wezwie naszego i ich utopi. Czy będę miała twój głos na wiecu królowej, Tris?
— Będziesz miała mnie całego. Należę do ciebie na wieki. Asho, chcę się z tobą ożenić.
Twoja pani matka się zgodziła.
Asha stłumiła jęk. Mogłeś zapytać mnie najpierw... ale moja odpowiedź zapewne spodobałaby ci się znacznie mniej.
— Nie jestem już drugim synem — ciągnął Tristifer. — Jestem prawowitym lordem Botleyem. Sama tak powiedziałaś. A ty jesteś...
— Kim ja jestem, okaże się na Starej Wyk. Tris, nie jesteśmy już dziećmi, które obmacują się nawzajem i próbują sprawdzić, co da się gdzie wetknąć. Wydaje ci się, że pragniesz mnie poślubić, ale w rzeczywistości wcale byś tego nie chciał.
— Chciałbym. Marzę tylko o tobie, Asho. Przysięgam na kości Naggi, że nigdy nie dotknąłem innej kobiety.
— To idź i dotknij jakiejś. Albo dwóch, albo dziesięciu. Ja dotykałam tylu mężczyzn, że nie potrafię ich zliczyć. Czasami ustami, ale częściej toporem.
Oddała cnotę w wieku szesnastu lat pięknemu marynarzowi o blond włosach, który przypłynął na handlowej galerze z Lys. Znał tylko sześć słów w języku powszechnym, ale jednym z nich było „pierdolić”, a to właśnie słowo pragnęła usłyszeć Asha. Miała na tyle rozsądku, by odnaleźć potem leśną czarownicę, która nauczyła ją warzyć miesięczną herbatę, pozwalającą zachować płaski brzuch.
Botley zamrugał powiekami, jakby miał trudności ze zrozumieniem jej słów.
— Myślałem... myślałem, że na mnie zaczekasz. Dlaczego... Potarł usta. — Asho, czy ktoś cię zniewolił?
— Zniewolił mnie tak bardzo, że aż zerwałam z niego bluzę. Nie chciałbyś mnie poślubić, uwierz mi na słowo. Zawsze byłeś słodkim chłopcem, ale ja nie jestem słodką dziewczynką. Gdybyśmy się pobrali, wkrótce byś mnie znienawidził.
— Nigdy. Asho... tak ciebie pragnąłem.
Miała już tego dosyć. Schorowana matka, zamordowany ojciec i plaga stryjów — to wystarczyłoby każdemu. Nie potrzebowała na dokładkę zakochanego szczeniaka.
— Znajdź sobie burdel, Tris. Tam cię wyleczą z tego pragnienia.
— Nie mógłbym... — Tristifer potrząsnął głową. — Jest nam przeznaczone być razem, Asho. Zawsze wiedziałem, że będziesz moją żoną i matką moich synów.
Złapał ją za ramię.
W mgnieniu oka przystawiła mu sztylet do gardła.
— Zabierz rękę albo nie pożyjesz wystarczająco długo, żeby spłodzić syna.
Natychmiast. — Gdy jej posłuchał, cofnęła nóż. — Chcesz mieć kobietę, proszę bardzo. Przyślę dziś w nocy jedną do twojego łoża. Możesz udawać, że jest mną, jeśli sprawi ci to przyjemność, ale nie waż się już nigdy mnie obmacywać. Jestem twoją królową, nie żoną. Zapamiętaj to sobie.
Asha schowała sztylet i oddaliła się. Po szyi Tristifera spływała powoli wielka kropla krwi, czarna w bladym świetle księżyca.
CERSEI
— Och, modlę się, by Siedmiu nie dopuściło, żeby w dzień królewskiego ślubu spadł deszcz — mówiła Jocelyn Swyft, czesząc długie, złote loki królowej.
— Nikt nie chce deszczu — zgodziła się Cersei. Osobiście życzyłaby sobie deszczu ze śniegiem, mrozu, gwałtownej wichury oraz piorunów, które zatrzęsłyby posadami Czerwonej Twierdzy. Pragnęła burzy, która dorównałaby gwałtownością jej furii. — Zaciągnij to mocniej — rozkazała. — Mocniej, ty mała idiotko.
To ślub ją tak gniewał, ale głupawa dziewczyna była łatwiejszym celem. Prawa Tommena do Żelaznego Tronu nie były bezpieczne i nie mogła sobie pozwolić na obrażanie Wysogrodu. Nie, dopóki Stannis Baratheon władał Smoczą Skałą i Końcem Burzy, Riverrun pozostawało w rękach buntowników, a żelaźni ludzie grasowali na morzach niczym wilki.
Dlatego Jocelyn musiała spożyć potrawę, którą Cersei chętniej zaserwowałaby Margaery Tyrell i jej obrzydliwej, pomarszczonej babci.
Królowa wysłała do kuchni po dwa jaja na twardo, chleb i słoik miodu na śniadanie, ale gdy rozbiła pierwsze jajko i znalazła w nim krwawe, na wpół uformowane kurczę, zrobiło jej się niedobrze.
— Zabierz to i przynieś mi grzanego wina z korzeniami — rozkazała Senelle. Ziąb wnikał w nią aż do kości i miała przed sobą długi, nieprzyjemny dzień.
Jaime również nie poprawił jej nastroju, gdy zjawił się, obleczony w biel i nadal nieogolony, żeby poinformować, w jaki sposób zamierza ochronić jej syna przed otruciem.
— Wyślę do kuchni ludzi, którzy będą się przyglądali przygotowywaniu każdego posiłku — oznajmił. — Złote płaszcze ser Addama będą towarzyszyć służącym niosącym potrawy na stół, by się upewnić, że nikt niczego nie dosypie po drodze. Ser Boros będzie kosztował każdego dania, nim Tommen weźmie cokolwiek do ust. A gdyby wszystko to zawiodło, maester Ballabar usiądzie pod ścianą ze środkami przeczyszczającymi i odtrutkami na dwadzieścia najpospolitszych trucizn. Zapewniam cię, że Tommen będzie bezpieczny.
— Bezpieczny. — To słowo miało gorzki smak na jej języku. Jaime tego nie rozumiał.