Выбрать главу

Nigdy jeszcze nie słyszał w jej głosie takiej bezradności.

— Nic — zapewnił. — Ale masz przecież strażników ojca. Dlaczego...

— Właśnie ich się boję. — Przez chwilę wydawała się młodsza od Myrcelli. — To oni zakuli w łańcuchy moje słodkie kuzynki.

— Nie w łańcuchy. Ponoć zapewniono im wszelkie wygody.

Roześmiała się gorzko.

— Widziałeś je? Nie pozwala mi się z nimi zobaczyć. Wiedziałeś o tym?

— Dopuściły się zdrady... podżegały do wojny...

— Loreza ma sześć lat, Dorea osiem. Do jakiej wojny mogły podżegać? Ale mój ojciec uwięził je razem z siostrami. Widziałeś go. Strach nawet silnych ludzi skłania do uczynków, których normalnie by nie popełnili, a mój ojciec nigdy nie był silny. Arysie, moje serce, wysłuchaj mnie w imię miłości, którą ponoć mnie darzysz. Nigdy nie byłam tak nieustraszona jak moje kuzynki, gdyż zrodziłam się ze słabszego nasienia, ale Tyene i ja jesteśmy w tym samym wieku i od dziecka byłyśmy sobie bliskie jak siostry. Nie mamy przed sobą tajemnic. Jeśli ją można uwięzić, to mnie również, i to z tego samego powodu... Myrcelli.

— Twój ojciec nigdy by tego nie zrobił.

— Nie znasz go. Odkąd przybyłam na ten świat bez kutasa, nieustannie go rozczarowuję. Kilkakrotnie próbował mnie wydać za bezzębnych starców, a każdy z nich był bardziej odrażający od poprzedniego. Przyznaję, że nie rozkazał mi za nich wyjść, niemniej same te propozycje świadczą, jak marne ma o mnie zdanie.

— Ale jesteś jego dziedziczką.

— Na pewno?

— Powierzył ci władzę w Słonecznej Włóczni, gdy wyjechał do Wodnych Ogrodów, nieprawdaż?

— Władzę? Bynajmniej. Zostawił mi swego kuzyna ser Manfreya jako kasztelana, starego, ślepego Ricassa jako seneszala, swych rządców, żeby pobierali cła i podatki, które liczy jego skarbniczka Alyse Ladybright, szeryfów, by strzegli porządku w mieście cieni, swych sędziów i wreszcie maestera Mylesa, który zajmował się wszystkimi listami niewymagającymi osobistej uwagi księcia. A nad nimi wszystkimi postawił Czerwoną Żmiję. Ja odpowiadałam za uczty, zabawy i przyjmowanie czcigodnych gości. Oberyn co tydzień odwiedzał Wodne Ogrody, a mnie ojciec wzywał tam dwa razy do roku. Jasno dał mi do zrozumienia, że nie jestem dziedzicem, którego pragnął. Krępują go nasze prawa, ale wiem, że wolałby, aby dziedziczył po nim mój brat.

— Twój brat? — Ser Arys ujął Arianne za podbródek i uniósł jej głowę, żeby spojrzeć kobiecie w oczy. — Z pewnością nie mówisz o Trystanie? To jeszcze chłopiec.

— Nie o Trysie. O Quentynie. — Jej oczy były śmiałe, niewzruszone i czarne jak grzech. — Znam prawdę już od czternastego roku życia, od dnia, gdy poszłam do samotni ojca, żeby pocałować go na dobranoc, a jego tam nie było. Później się dowiedziałam, że wezwała go matka. Zostawił zapaloną świecę. Kiedy podeszłam bliżej, by ją zdmuchnąć, znalazłam obok niej niedokończony list do mojego brata Quentyna, który przebywał w Yronwood. Ojciec pisał mu, że musi robić wszystko, czego żądają od niego maester i dowódca zbrojnych, bo: „pewnego dnia będziesz zasiadał tam, gdzie ja siedzę teraz, i władał całym Dorne, a władca musi być silny na ciele i na umyśle”. — Po miękkim policzku Arianne spłynęła łza. — To słowa mojego ojca, spisane jego własną ręką. Wypaliły się w mojej pamięci. Tamtej nocy długo płakałam i przez wiele następnych nocy również.

Ser Arys nigdy jeszcze nie spotkał Quentyna Martella. Książę od najmłodszych lat był podopiecznym lorda Yronwooda, służył mu jako paź, a potem jako giermek, a nawet pozwolił, żeby to on pasował go na rycerza, nie Czerwona Żmija. Gdybym był ojcem, też wolałbym, żeby syn po mnie dziedziczył — pomyślał Arys, słyszał jednak ból w głosie Arianne i zdawał sobie sprawę, że gdyby powiedział to na głos, straciłby ją.

— Być może źle zrozumiałaś jego słowa — rzekł. — Byłaś jeszcze dzieckiem. Być może książę chciał tylko skłonić twego brata do większej pilności.

— Tak sądzisz? To powiedz mi, gdzie jest teraz Quentyn?

— Książę przebywa z zastępem lorda Yronwooda na Szlaku Kości — odparł ser Arys z ostrożnością w głosie. To właśnie usłyszał po przybyciu do Dorne od staruszka, który był kasztelanem Słonecznej Włóczni. Maester o jedwabistej brodzie powiedział mu to samo.

— Mój ojciec chce, byśmy tak sądzili, ale mam przyjaciół, którzy mówią co innego — sprzeciwiła się Arianne. — Mój brat wybrał się za wąskie morze w przebraniu zwykłego kupca.

W jakim celu?

— Skąd mam wiedzieć? Mógł mieć ze sto różnych powodów.

— Albo tylko jeden. Czy słyszałeś, że Złota Kompania zerwała kontrakt z Myr?

— Najemnicy bardzo często zrywają kontrakty.

— Nie Złota Kompania. „Nasze słowo jest pewne jak złoto”. Tak brzmi ich przechwałka od czasów Bittersteela. Myr jest na krawędzi wojny z Lys i Tyrosh. Czemu mieliby zrywać kontrakt, który zapewniał im dobrą zapłatę i perspektywę bogatych łupów?

— Może Lys obiecało im więcej pieniędzy. Albo Tyrosh.

— Nie — zaprzeczyła. — Mogłabym w to uwierzyć, gdyby chodziło o inną wolną kompanię. Większość z nich gotowa jest przejść na drugą stronę za pół grosika. Ale Złota Kompania jest inna. To bractwo wygnańców i ich synów, zjednoczone przez marzenie Bittersteela. Pragną nie tylko złota, lecz przede wszystkim domu. Lord Yronwood wie o tym równie dobrze jak ja. Jego przodkowie walczyli u boku Bittersteela podczas trzech rebelii Blackryre’ów. — Ujęła ser Arysa za rękę i oplotła palce wokół jego palców. — Widziałeś kiedyś herb rodu Tolandów ze Wzgórza Duchów?

Musiał się chwilę zastanowić.

— Smok pożerający własny ogon?

— Ten smok to czas. Nie ma początku ani końca i dlatego wszystko zawsze powraca.

Anders Yronwood jest Cristonem Cole’em narodzonym na nowo. Szepcze mojemu bratu do ucha, że to on powinien władać po naszym ojcu, że nie godzi się, by mężczyzna klękał przed kobietą... i że zwłaszcza Arianne nie nadaje się na władczynię, bo jest samowolna i rozwiązła. —

Potrząsnęła włosami w wyzywającym geście. — Twoje dwie księżniczki łączy wspólna sprawa, ser... i łączy je też rycerz, który twierdzi, że kocha obie, ale nie chce za nie walczyć.

— Zrobię to. — Ser Arys opadł na jedno kolano. — Myrcella jest starsza i lepiej się nadaje do noszenia korony. Kto będzie bronił jej praw, jeśli nie jej gwardzista królewski? Mój miecz, moje życie, mój honor, wszystko to należy do niej... i do ciebie, słodyczy mojego serca...

Przysięgam, że żaden mężczyzna nie ukradnie twojego dziedzictwa, dopóki mam siłę, by unieść miecz. Należę do ciebie. Czego ode mnie żądasz?

— Wszystkiego. — Uklękła i pocałowała go w usta. — Wszystkiego, mój ukochany, moja prawdziwa miłości na wieki... ale najpierw...

— Proś, o co chcesz, a dostaniesz to.

— Myrcelli.

BRIENNE

Kamienny murek był stary i kruszył się, ale na jego widok włoski na karku Brienne stanęły dęba.

Tam właśnie ukrywali się łucznicy, którzy zabili biednego Cleosa Freya — pomyślała... — ale pół mili dalej minęła kolejny murek, który wyglądał bardzo podobnie i straciła pewność.

Droga wiła się i zakręcała, a nagie brązowe drzewa wyglądały inaczej niż zielone, które pamiętała. Czy minęła już miejsce, gdzie ser Jaime wyszarpnął z pochwy miecz kuzyna? Gdzie był las, w którym walczyli? Strumyk, w którym ich miecze uderzały o siebie, a woda bryzgała na boki, aż wreszcie przyciągnęli uwagę Dzielnych Kompanionów?

— Pani? Ser? — Podrick nigdy nie był pewny, jak się do niej zwracać. — Czego szukasz?

Duchów.