— Nie chcę marnować czasu rady na drobiazgi, ale ostatnio po porcie krążą dziwne pogłoski.
Powtarzają je marynarze ze wschodu. Mówią o smokach...
— A z pewnością również o mantykorach i brodatych grumkinach? — Cersei zachichotała. — Wróć do mnie, kiedy usłyszysz pogłoski o karłach, mój panie.
Wstała, by dać znak, że spotkanie skończone.
Gdy Cersei wyszła z komnat rady, dął porywisty jesienny wiatr. Nad miastem nadal unosił się dźwięk żałobnej pieśni dzwonów od Baelora Błogosławionego. Na dziedzińcu około czterdziestu rycerzy okładało się nawzajem mieczami i tarczami, zwiększając jeszcze hałas. Ser Boros Blount odprowadził królową do jej komnat, gdzie znalazła lady Merryweather chichoczącą z Jocelyn i Dorcas.
— Co was tak śmieszy? — zapytała.
— Bliźniacy Redwyne’owie — wyjaśniła Taena. — Obaj zakochali się w lady Margaery. Do tej pory bili się o to, który z nich zostanie następnym lordem Arbor, a teraz obaj zamierzają wstąpić do Gwardii Królewskiej, żeby być bliżej małej królowej.
— Redwyne’owie zawsze mieli więcej piegów niż rozumu.
— Dobrze jednak było o tym wiedzieć. Gdyby udało się przyłapać Horrora albo Bobera w łożu z Margaery... Cersei zadała sobie pytanie, czy mała królowa lubi piegi. — Dorcas, przyprowadź mi ser Osneya Kettleblacka.
Dorcas zaczerwieniła się.
— Wedle rozkazu.
Kiedy dziewczyna wyszła, Taena Merryweather obrzuciła królową pytającym spojrzeniem.
— Dlaczego tak się zarumieniła?
— Z miłości. — Tym razem to Cersei parsknęła śmiechem.
— Spodobał się jej nasz ser Osney. — To był najmłodszy z Kettleblacków, ten gładko wygolony. Miał takie same czarne włosy i haczykowaty nos jak jego brat Osmund i uśmiechał się równie swobodnie, ale policzek przecinały mu trzy długie szramy, pamiątka po jednej z kurew Tyriona. — Chyba przypadły jej do gustu te blizny.
W ciemnych oczach lady Merryweather pojawił się figlarny błysk.
— Oczywiście. Blizny przydają mężczyźnie groźnego wyglądu, a niebezpieczeństwo jest ekscytujące.
— Szokujesz mnie, pani — rzekła żartobliwym tonem królowa. — Jeśli ekscytuje cię niebezpieczeństwo, dlaczego wyszłaś za lorda Ortona? To prawda, że wszyscy go kochamy, ale...
Petyr zauważył kiedyś, że róg obfitości — herb rodu Merryweatherów — świetnie pasuje do lorda Ortona, gdyż ma on włosy koloru marchewki, nos jak burak i grochówkę zamiast mózgu.
Taena parsknęła śmiechem.
— To prawda, że mój pan mąż ma w sobie więcej obfitości niż groźby. Ale... mam nadzieję, że Wasza Miłość nie pomyśli o mnie źle, ale nie przyszłam do łoża Ortona jako dziewica.
W Wolnych Miastach wszystkie jesteście kurwami, czyż nie tak? Dobrze było o tym wiedzieć. Być może pewnego dnia będzie mogła zrobić użytek z tej informacji.
— Powiedz mi, proszę, kim był ten tak... niebezpieczny kochanek?
Gdy Taena się rumieniła, jej oliwkowa skóra robiła się jeszcze ciemniejsza.
— Och, nie powinnam była o tym wspominać. Wasza Miłość dochowa mojej tajemnicy, prawda?
— Mężczyźni mają blizny, kobiety sekrety.
Cersei pocałowała ją w policzek. Wkrótce wyciągnę z ciebie jego imię — zapewniła w duchu.
Gdy wróciła Dorcas razem z ser Osneyem Kettleblackiem, królowa odesłała obie kobiety.
— Usiądź proszę ze mną przy oknie, ser Osneyu. Wypijesz kielich wina? — Nalała sama sobie i jemu. — Twój płaszcz jest znoszony. Mam ochotę dać ci nowy.
— Biały? Kto umarł?
— Jak dotąd nikt — odparła królowa. — Czyżbyś pragnął dołączyć do swego brata Osmunda w Gwardii Królewskiej?
— Wolałbym zostać gwardzistą królowej, jeśli Wasza Miłość pozwoli.
Gdy Osney się uśmiechał, blizny na jego policzku robiły się jaskrawoczerwone.
Cersei przebiegła po nich palcami.
— Śmiało przemawiasz, ser. Mogę przez ciebie znowu się zapomnieć.
— To świetnie. — Ser Osney złapał ją za rękę i pocałował gwałtownie w palce. — Moja słodka królowo.
— Jesteś niegodziwy — wyszeptała Cersei. — Podejrzewam, że nie jesteś prawdziwym rycerzem. — Pozwoliła, by dotknął przez jedwab jej piersi. — Wystarczy.
— Nie wystarczy. Pragnę cię.
— Już mnie miałeś.
— Tylko raz.
Złapał ją za lewą pierś i uścisnął niezgrabnie. Ten gest przypomniał jej Roberta.
— Jedna dobra noc dla jednego dobrego rycerza. Wyświadczyłeś mi rycerską przysługę i otrzymałeś nagrodę. — Przesunęła palcami po sznurówkach jego spodni, czując, jak jego członek zesztywniał pod spodem. — Chyba widziałam wczoraj rano, że masz nowego konia.
— Tego czarnego ogiera? Ehe. To dar od mojego brata Osfryda. Nadałem mu imię Zmrok.
Jak cudownie oryginalnie.
— To dobry wierzchowiec do walki, ale dla przyjemności nie ma to jak przejażdżka na młodej, ognistej klaczy. — Uśmiechnęła się do niego i uścisnęła go mocno. — Powiedz mi szczerze, uważasz, że nasza nowa królowa jest ładna?
Ser Osney odsunął się z wyraźną nieufnością.
— Pewnie tak. Jak na młodą dziewczynę. Ale ja wolę dojrzałe kobiety.
— Czemu nie miałbyś mieć obu? — wyszeptała. — Zerwij dla mnie małą różę, a przekonasz się, że potrafię być wdzięczna.
— Małą... masz na myśli Margaery? — Zapał ser Osneya sflaczał wyczuwalnie. — Ona jest żoną króla. Czy nie było już takiego królewskiego gwardzisty, który stracił głowę za sypianie z królewską żoną?
— To było przed wiekami. — Była kochanką króla, nie jego żoną, a głowa była jedyną rzeczą, której nie stracił. Aegon poćwiartował go, kawałek po kawałku, i kazał tej kobiecie na to patrzeć. — Cersei jednak nie chciała, by Osney rozpamiętywał owo nieprzyjemne wydarzenie sprzed lat. — I Tommen nie jest Aegonem Niegodnym. Nie obawiaj się, zrobi, co mu każę. Chcę, żeby to Margaery straciła głowę, nie ty.
Zaniemówił na chwilę.
— Chciałaś powiedzieć „dziewictwo”?
— To też. Zakładając, że jeszcze je ma. — Ponownie przebiegła palcami po jego bliznach. — A może uważasz, iż Margaery nie ulegnie twym... urokom?
— Ona mnie lubi — zapewnił Osney z urazą w oczach. — Te jej kuzynki zawsze się ze mnie nabijają z powodu nosa. Mówią, że jest za wielki i tak dalej. Ostatnio, kiedy Megga to zrobiła, Margaery kazała im przestać i powiedziała, że mam piękną twarz.
— Sam widzisz.
— Widzę — zgodził się z powątpiewaniem w głosie. — Ale co mam zrobić, jeśli ona... jeśli... my...
— Jeśli to zrobicie? — Cersei uśmiechnęła się do niego złowieszczo. — Spanie z królową to zdrada. Tommen nie będzie miał innego wyboru, jak wysłać cię na Mur.
— Na Mur? — powtórzył przerażony Kettleblack.
Ledwie zdołała powstrzymać się od śmiechu. Lepiej uważać. Mężczyźni nie znoszą, jak się z nich śmiać.
— Czarny płaszcz będzie świetnie pasował do twoich oczu i do tych czarnych włosów.
— Z Muru nikt nie wraca.
— Ty wrócisz. Musisz tylko zabić chłopaka.
— Jakiego chłopaka?
— Bękarta, który sprzymierzył się ze Stannisem. Jest młody i niedoświadczony, a ty będziesz miał stu ludzi.
Kettleblack się bał, czuła woń jego strachu, był jednak zbyt dumny, by się do tego przyznać. Wszyscy mężczyźni są tacy sami.
— Zabiłem tylu chłopaków, że nie potrafię ich zliczyć — zapewnił. — Czy król mnie ułaskawi, kiedy już to zrobię?
— A na dodatek otrzymasz tytuł lordowski. — Chyba że bracia Snowa najpierw cię powieszą. — Królowa powinna mieć małżonka. To musi być ktoś, kto nie zna strachu.