— Lord Kettleblack? — Na jego twarzy powoli pojawił się uśmiech. Jego blizny zapłonęły czerwienią. — Ehe, to mi się podoba. Lordowski lord...
— ...godny, by kochać królową. Zmarszczył brwi.
— Na Murze jest zimno.
— Ale ja jestem ciepła. — Cersei objęła jego szyję. — Weź dziewczynę do łoża i zabij chłopaka, a będę twoja. Czy wystarczy ci odwagi?
Osney zastanawiał się przez chwilę, a potem skinął głową.
— Jestem twój.
— To prawda, ser. — Pocałowała go i pozwoliła mu poczuć przez chwilę smak języka, po czym się odsunęła. — Na razie wystarczy. Reszta musi zaczekać. Czy przyśnię ci się dziś w nocy?
— Ehe — potwierdził ochrypłym głosem.
— A kiedy będziesz leżał w łożu z Dziewicą Margaery? — dopytywała się żartobliwie.
— Czy tkwiąc w niej, będziesz marzył o mnie?
— Będę — zapewnił Osney Kettleblack.
— Znakomicie.
Po wyjściu Kettleblacka Cersei wezwała Jocelyn, żeby uczesała jej włosy. Gdy dziewczyna wzięła się do roboty, królowa zdjęła pantofle i przeciągnęła się jak kot. Jestem do tego stworzona — powiedziała sobie. Najbardziej cieszyła ją elegancja jej własnego planu.
Nawet Mace Tyrell nie ośmieli się stanąć w obronie ukochanej córeczki, jeśli przyłapie się ją na gorącym uczynku z kimś takim jak Osney Kettleblack. Ani Stannis Baratheon, ani Jon Snow nie będą mieli powodu zastanawiać się, dlaczego wysłała Osneya na Mur. Musi pamiętać, żeby to ser Osmund przyłapał swego brata z małą królową. W ten sposób na lojalność pozostałych Kettleblacków nie padnie cień. Gdyby ojciec mógł mnie teraz widzieć, nie śpieszyłby się tak bardzo do wydania mnie za mąż. Jaka szkoda, że nie żyje. On, Robert, Jon Arryn, Ned Stark, Renly Baratheon, wszyscy nie żyją. Został tylko Tyrion, ale i on nie na długo.
Nocą królowa wezwała do swej sypialni lady Merryweather.
— Wypijesz kielich wina? — zapytała.
— Mały. — Myrijka parsknęła śmiechem. — Albo duży.
— Chcę, żebyś rano odwiedziła moją dobrą córkę — oznajmiła Cersei, gdy Dorcas ubierała ją w koszulę nocną.
— Lady Margaery zawsze się cieszy na mój widok.
— Wiem o tym. — Uwadze królowej nie umknęło, w jaki sposób Taena mówi o małej żonie Tommena. — Powiedz jej, że wysłałam siedem woskowych świec do Septu Baelora, by uczcić pamięć naszego drogiego Wielkiego Septona. Taena wybuchnęła śmiechem.
— W takim przypadku Margaery na pewno kupi siedemdziesiąt siedem świec, żeby nie pozwolić się wyprzedzić.
— Byłabym bardzo poirytowana, gdyby tego nie zrobiła — odparła z uśmiechem królowa. — Powiedz jej też, że ma skrytego wielbiciela, rycerza, któremu jej uroda tak zawróciła w głowie, że nie może spać nocami.
— A czy mogę zapytać Waszą Miłość, który to rycerz? — W wielkich ciemnych oczach Taeny pojawiły się figlarne błyski. — Czy to możliwe, że to ser Osney?
— Niewykluczone — przyznała królowa. — Ale nie zdradzaj jej tego zbyt szybko.
Niech wyciągnie z ciebie to imię. Zrobisz to?
— Jeśli tego chcesz. Pragnę jedynie cię zadowolić, Wasza Miłość.
Na dworze wiał zimny wicher. Siedziały razem aż do rana, pijąc złote arborskie i opowiadając sobie różne historie. Taena się upiła i Cersei wyciągnęła z niej imię sekretnego kochanka. To był myrijski kapitan, na wpół pirat, który miał czarne włosy opadające do ramion i bliznę biegnącą od podbródka do ucha.
— Sto razy mówiłam mu „nie”, a on powtarzał „tak” — wyznała młodsza kobieta. —
Aż wreszcie ja też powiedziałam „tak”. Był z tych mężczyzn, którym nie sposób odmówić.
— Znam takich — zgodziła się królowa, uśmiechając się z przekąsem.
— Czyżby Wasza Miłość też kiedyś miała takiego mężczyznę?
— Roberta — skłamała, myśląc o Jaimem.
Ale gdy zamknęła oczy, przyśnił się jej drugi brat, razem z trzema głupcami, od których zaczął się jej dzień. We śnie to głowę Tyriona przynieśli jej w worku. Kazała ją pokryć brązem i trzymała w nocniku.
ŻELAZNY KAPITAN
Dął północny wiatr, gdy „Żelazne Zwycięstwo” minęło przylądek i wpłynęło do świętej zatoki zwanej Kołyską Naggi.
Victarion podszedł do Nute’a Balwierza, który stał na dziobie. Przed nimi majaczył święty brzeg Starej Wyk oraz porośnięte trawą wzgórze, na którym żebra Naggi sterczały z ziemi niczym pnie potężnych białych drzew, grube jak maszt dromony i dwukrotnie od niego wyższe.
Kości komnaty Szarego Króla. Victarion czuł wypełniającą to miejsce magię.
— Pod tymi kośćmi stał Balon, gdy po raz pierwszy ogłosił się królem — wspominał. —
Przysiągł, że odzyska dla nas nasze swobody, a Tarle Po Trzykroć Utopiony włożył mu na głowę koronę z wyrzuconego przez morze drewna. Ludzie krzyczeli: „Balon! Balon! Balon królem!”.
— Twoje imię będą wykrzykiwali równie głośno — zapewnił Nute.
Victarion skinął głową, choć nie podzielał pewności Balwierza. Balon miał trzech synów i córkę, którą kochał.
To właśnie powiedział swym kapitanom w Fosie Cailin, gdy zaczęli go namawiać, by sięgnął po Tron z Morskiego Kamienia.
— Synowie Balona nie żyją — rzekł na to Rudy Ralf Stonehouse. — Asha zaś jest kobietą. Byłeś silną prawą ręką brata i musisz podnieść miecz, który on wypuścił.
Victarion przypomniał, że Balon rozkazał im bronić Fosy przed ludźmi z północy, ale Ralf Kenning odpowiedział:
— Wilki są rozbite, panie. Co nam przyjdzie z tego, że zdobędziemy to bagno, jeśli stracimy wyspy?
— Wronie Oko zbyt długo przebywał poza wyspami — do dał Ralf Chromy. — Nie zna nas.
Euron Greyjoy, Król Wysp i Północy.
Ta myśl przebudziła w jego sercu zastarzały gniew, ale z drugiej strony...
— Słowa to tylko wiatr — oznajmił Victarion. — A dobry wiatr to jedynie taki, który wypełnia nasze żagle. Chcecie, żebym walczył z Wronim Okiem? Brat przeciw bratu, jedni ludzie z żelaznego rodu przeciw innym?
Euron był starszy od niego, bez względu na to, ile złej krwi było między nimi. Nikt nie jest bardziej przeklęty niż zabójca krewnych.
Gdy jednak nadeszły wieści od Mokrej Czupryny, który zwołał królewski wiec, wszystko się zmieniło. Aeron przemawia głosem Utopionego Boga — powiedział sobie Victarion. — A jeśli Utopiony Bóg pragnie, żebym to ja zasiadł na Tronie z Morskiego Kamienia... Następnego dnia przekazał dowództwo nad Fosą Cailin Ralfowi Kenningowi i wyruszył w stronę Gorączki. Żelazna Flota czekała tam ukryta pośród trzcin i wierzb. Burzliwe morza i kapryśne wiatry sprawiły, że nieco się spóźnił, ale stracił tylko jeden drakkar i wrócił już do domu.
„Żałoba” i „Żelazna Zemsta” minęły przylądek tuż za „Żelaznym Zwycięstwem”. Za nimi płynęły „Twarda Ręka”, „Żelazny Wicher”, „Szary Duch”, „Lord Quellon”, „Lord Vickon”, „Lord Dagon” i cała reszta, dziewięć dziesiątych Żelaznej Floty. Płynęli z wieczornym przypływem w nierównym szeregu ciągnącym się na przestrzeni wielu mil. Widok ich żagli wypełniał serce Victariona Greyjoya radością. Żaden mężczyzna nigdy nie kochał swoich żon nawet w połowie tak mocno, jak lord kapitan kochał swe okręty.
Drakkary leżały wzdłuż świętej plaży Starej Wyk tak daleko, jak okiem sięgnąć. Ich maszty sięgały ku niebu niczym włócznie. Na głębszych wodach stały pryzy: kogi, karaki i dromony zdobyte na wojennych wyprawach, za duże, by można je było wyciągnąć na brzeg. Na dziobach, rufach i masztach powiewały znajome chorągwie.