Zauważył, że Mars rzucił mu nieufne spojrzenie. Uważaj – napomniał się w myśli Sloane. – Nie chcesz go przecież wystraszyć. Tym razem Nick powiedział:
– Wiem tyle samo co ty.
W Great Neck taksówka zatrzymała się przy chodniku. Czy Farrell wysiądzie? – zastanawiał się Sloane. W razie potrzeby był gotów śledzić ją pieszo.
Ale Lacey została w samochodzie. Kilka minut później taksówka ruszyła i zatrzymała się ponownie kilkadziesiąt metrów dalej, przy stacji benzynowej. Kierowca pytał o drogę.
Jechali za nią przez miasto, mijając po drodze kosztowne siedziby.
– Który dom chciałbyś mieć? – spytał Nick.
O to ci chodzi? – zastanawiał się Sloane. – Nie wystarcza ci pensja policjanta? Mogłeś zmienić pracę. Mogłeś zrezygnować. Nie musiałeś przechodzić na ich stronę.
Domy zaczęły się powoli zmieniać. Teraz były mniejsze, położone bliżej siebie, ale zadbane. Tutaj detektyw Eddie Sloane czuł się lepiej.
– Spokojnie – ostrzegł Nicka. – Szukają numeru domu.
Byli na Adams Place. Taksówka zatrzymała się przed domem numer 10. Po drugiej stronie ulicy, za stojącą na poboczu przyczepą kempingową, był parking. Świetnie – ucieszył się Sloane.
Przyglądał się Lacey Farrell, wychodzącej z samochodu. Miał wrażenie, że prosi o coś kierowcę, podając mu przez okno pieniądze, ale on tylko kręcił głową. Potem podniósł szybę i odjechał.
Farrell spoglądała za taksówką, dopóki nie znikła jej z oczu. Po raz pierwszy widać było jej twarz. Sloane pomyślał, że jest młoda, wrażliwa i bardzo przestraszona. Odwróciła się i kulejąc ruszyła do drzwi. Zadzwoniła.
Wyglądało na to, że kobieta, która podeszła do drzwi i uchyliła je, nie wpuści jej do środka. Lacey Farrell kilka razy pokazywała na swoją nogę.
– Boli mnie nóżka. Pani jest taka miła, niech mnie pani wpuści do środka. Potem panią oskubię – zanucił Nick.
Sloane popatrzył na kolegę, zastanawiając się, dlaczego kiedyś uważał go za dowcipnego. Nadszedł czas, żeby zameldować się w komisariacie. Sloane był bardzo zadowolony, że to właśnie on przyprowadzi Lacey Farrell, chociaż i tak będzie musiał ją oddać pod opiekę Baldwinowi.
Nie wiedział, że równie z siebie zadowolony Sandy Savarano przygląda mu się z sypialni na piętrze domu przy Adams Place 10, gdzie cierpliwie czekał na przybycie Lacey Farrell.
61
Mona Farrell wróciła do domu z Kit i Jayem.
– Jestem tak zdenerwowana, że nie mam ochoty jechać na obiad do Nowego Jorku – powiedziała. – Zadzwonią do Aleksa i poproszę, żeby do mnie przyjechał.
Obaj synowie Kit, Todd i Andy, pojechali z kolegami na jeden dzień na narty w góry Hunter. Bonnie, która znów się przeziębiła, została w domu z opiekunką. Kiedy dziewczynka usłyszała, że wrócili rodzice, zbiegła na dół.
– Bonnie właśnie mi opowiadała, że w dniu swoich urodzin pojedzie z ciocią Lacey do Disneylandu – powiedziała opiekunka.
– Moje urodziny są już niedługo – oznajmiła Bonnie. – W przyszłym miesiącu.
– Powiedziałam jej, że luty jest najkrótszym miesiącem w roku chwaliła się opiekunka, wkładając płaszcz. – Bardzo się z tego ucieszyła.
– Chodź ze mną, zadzwonimy – powiedziała do Bonnie Mona. – Przywitasz się z wujkiem Aleksem.
Wzięła wnuczkę na ręce i przytuliła mocno.
– Czy wiesz, że jesteś bardzo podobna do cioci Lacey, kiedy miała pięć lat?
– Bardzo lubię wujka Aleksa – wyznała Bonnie. – Ty też go lubisz, babciu?
– Nie wiem, jak ja bym przeżyła kilka ostatnich miesięcy bez jego pomocy – odparła Mona. – Chodź, kochanie, zadzwonimy z góry.
Jay i Kit spojrzeli po sobie.
– Myślisz to samo, co ja – stwierdził po chwili Jay. – Mona sama przyznała, że Alex ją namawiał, żeby dowiedziała się od Lacey, gdzie mieszka. Nie musiała mu mówić, gdzie jest Lacey. Mogła się zdradzić na inne sposoby. Na przykład podczas wspólnej kolacji powiedziała, że Lacey wstąpiła do nowego klubu sportowego, który ma wspaniały kort do squasha. Niecałe dwanaście godzin później ktoś wytropił Lacey w tym właśnie klubie, prawdopodobnie z zamiarem zabicia jej. Trudno uwierzyć, że to zwykły zbieg okoliczności.
– Równie trudno uwierzyć, żeby Alex mógł być w to zamieszany – powiedziała Kit.
– Mam nadzieję, że nie jest, ale powiedziałem mu, dokąd jedzie Lacey, a teraz zadzwonię do prokuratora stanowego i powiem mu to samo. Możliwe, że będzie mnie za to nienawidziła do końca życia, ale wolę ją widzieć w areszcie niż w trumnie.
62
Po co pani tu przyjechała? – spytała Lottie Hoffman. W końcu wpuściła Lacey do środka, chociaż bardzo niechętnie. – Nie może pani tu zostać. Wezwę taksówkę. Dokąd chce pani jechać?
Stojąc twarzą w twarz z jedyną osobą, która mogła jej pomóc, Lacey była bliska histerii. Nadal nie miała pewności, czy jej nie śledzono. W tej chwili i tak nie miało to już znaczenia. Lacey wiedziała jedno: nie ma siły już dłużej uciekać.
– Nie mam dokąd jechać, pani Hoffman – powiedziała z naciskiem, – Ktoś usiłuje mnie zabić. Myślę, że to ktoś nasłany przez tego samego człowieka, który zadecydował o śmierci pani męża, Izabelli Waring i Heather Landi. Trzeba z tym skończyć. Myślę, że pani może w tym pomóc. Proszę, niech mi pani pomoże!
Lottie spojrzała na nią łagodniejszym okiem. Zauważyła, że Lacey stoi jakoś dziwnie, opierając cały ciężar na jednej nodze.
– Widzę, że pani cierpi. Proszę wejść i usiąść.
Pokój gościnny był mały, ale bardzo zadbany. Lacey usiadła na kanapie i zdjęła ciężki płaszcz.
– Nie jest mój – powiedziała. – Nie mogę pójść do własnego domu, wziąć rzeczy ze swojej szafy. Nie mogę się zbliżać do członków rodziny. Przeze mnie omal nie zastrzelono mojej malutkiej siostrzenicy. Będę zmuszona prowadzić takie życie dopóty, dopóki policja nie ustali, kto się za tym wszystkim kryje i nie aresztuje go. Proszę panią, niech mi pani powie, czy pani mąż wiedział, kto za tym stoi?
– Boję się. Nie mogę o tym rozmawiać. – Lottie opuściła głowę, wbiła wzrok w podłogę i mówiła szeptem. – Gdyby Max trzymał język za zębami, żyłby do dzisiaj. Podobnie i Heather. Jej matka również. – W końcu wyprostowała się i popatrzyła Lacey prosto w oczy. – Czy prawda jest warta życia tylu osób? Uważam, że nie.
– Budząc się co rano, odczuwa pani strach, prawda? – spytała Lacey. Wyciągnęła rękę i ujęła szczupłą, pokrytą żyłami dłoń starszej pani. – Niech mi pani powie wszystko, co pani wie. Kto za tym stoi?
– Tak naprawdę, to sama nie wiem. Nie znam jego nazwiska. Max wiedział. Max pracował u Jimmy’ego Landiego. On znał Heather. Żałuję, że ją wtedy zobaczyłam w Mohonk. Powiedziałam o tym Maksowi i opisałam mężczyznę, z którym była. Bardzo się zmartwił. Powiedział, że on zajmuje się handlem narkotykami i ściąganiem długów, ale nikt o tym nie wie i wszyscy mają go za godnego szacunku, dobrego człowieka.
W oczach Lottie Hoffman błyszczały łzy.
– Bardzo tęsknię za Maksem. I bardzo się boję.
– Nic dziwnego – powiedziała Lacey – ale chowanie głowy w piasek nic tu nie pomoże. Pewnego dnia ten człowiek zrozumie, że pani też stanowi dla niego zagrożenie.
Sandy Savarano nałożył tłumik na pistolet. Dostanie się do tego domu było dziecinną igraszką. Będzie mógł stąd wyjść tą samą drogą, którą wszedł – przez okno od tyłu. Rosnące tam drzewo było jak schody. Jego samochód czekał na sąsiedniej ulicy i Sandy mógł się do niego dostać przez podwórko sąsiada. Będzie już daleko stąd, zanim gliniarze zaczną podejrzewać, że coś jest nie w porządku. Spojrzał na zegarek. Już czas.