To właśnie usłyszała od faceta, z którym spotykała się przez pewien czas. Że tak długo będzie sama, dopóki nie będzie potrafiła rozliczyć się z własną przeszłością.
Rzuciła torebkę na blat kuchenny i podeszła do lodówki, ale jej nie otworzyła. Na lśniących czarnych drzwiczkach wisiało zdjęcie trzech sióstr, zrobione w trzydzieste urodziny. Przytulone do siebie, uśmiechały się do obiektywu. Trzy niemal identycznie wyglądające kobiety, w identycznych jaskrawoczerwonych sukniach. Jak lustrzane odbicia.
Ashley wpatrywała się w swoją podobiznę i ogarniał ją coraz większy smutek. Prawie lustrzane odbicia. Prawie.
Różniła się od sióstr. Nieznacznie, ale jednak. Ashley odmieniec. Wieczna outsiderka. Wyrzutek. Ktoś zepchnięty na margines.
Przełknęła dławiące łzy. Nie, nie rozpłacze się. Gdyby z równą łatwością mogła wypełnić pustkę, którą czuła w sercu, gdyby potrafiła zapomnieć o dojmującej, bolesnej samotności…
Przetarła oczy wierzchem dłoni. Co się z nią dzieje? Nie poznawała samej siebie. Tyle w niej było żalu, złości i lęku. To szukała zemsty nie wiadomo na kim i za co, to znowu ogarniała ją skrucha. Chciała zbliżyć się do sióstr, a jednak cały czas trzymała się na uboczu. Tęskniła za miłością, ale nikomu nie pozwalała zbliżyć się do siebie.
Dlaczego ciągle ma się na baczności, nieustannie się kontroluje i bacznie rozgląda wokół? Dlaczego nie chce być kochana?
Gwałtownie zamrugała, bo do oczu napłynęły jej łzy. Obok zdjęcia na drzwiach lodówki wisiała kartka od Boyda do Mii. Napisał, że wróci bardzo późno i żeby na niego nie czekała.
Ashley natychmiast zapomniała o swoich tęsknotach. Wyjść za mąż i skończyć jak siostry? Walczyć o niezależność jak Melanie? Uzależnić się jak Mia?
Skrzywiła się na tę myśl, otworzyła lodówkę i wyjęła butelkę piwa. W tej samej chwili usłyszała odgłos otwierających się drzwi garażu. To Mia, na pewno przyjechała z bagażnikiem wyładowanym zakupami. Mia uwielbiała kupować. Codziennie spędzała kilka godzin w sklepach, przepuszczając zarobione przez Boyda pieniądze, których źródło zdawało się nigdy nie wyczerpywać.
Ashley pokręciła głową. Lekarze. Przepłacani królowie świata. Była wobec nich miła, gdy przyjmowała zamówienia, ale mogliby dla niej nie istnieć. Szacunkiem obdarzała wyłącznie uzdrowicieli, a i to nie wszystkich. Do szwagra odnosiła się z chłodną uprzejmością.
Otworzyła butelkę i znalazła szklankę w szafce. Trzasnęły drzwi wejściowe. Usłyszała szelest toreb z zakupami i ciche nucenie Mii. Uśmiechnęła się. Jej siostra była absolutnie przewidywalna.
Wzięła garść orzeszków z misy stojącej na blacie i ruszyła do salonu.
Mia stała tyłem do niej, nachylała się nad stolikiem, nadal nucąc pod nosem.
– Widzę, że masz dobry humor – zagadnęła Ashley od progu. – Gdzie byłaś całe popołudnie? W Disneylandzie?
Mia odwróciła się gwałtownie z dłonią na piersi.
– Ashley! Co tutaj robisz?
– Piję piwo. Musiałam umilić sobie jakoś czas, czekając na ciebie. – Ashley weszła do pokoju.
– Chyba nie potrzebuję oficjalnego zaproszenia, żeby cię odwiedzić?
– Głupie pytanie. – Mia uśmiechnęła się blado. – Wystraszyłaś mnie, to wszystko.
– Na podjeździe stoi mój samochód. Nie zauważyłaś go?
– Nie. Musiałam być zamyślo…
– Chryste, Mia! To rewolwer!
Mia spojrzała na broń, którą ściskała w dłoni, potem na siostrę. Zaczerwieniła się.
– Owszem.
– Po co?
– A, tak sobie… – bąknęła, odwróciła się, schowała rewolwer do drewnianej kasetki stojącej na środku stolika i zatrzasnęła wieczko.
– A, tak sobie – sarknęła Ashley, przedrzeźniając siostrę. Podeszła bliżej. Siniak nadal był widoczny, mimo że Mia nałożyła na twarz grubą warstwę fluidu. Ashley ścisnęło się serce. – Po co ci broń? – powtórzyła. – Zamierzasz pozbyć się męża wypróbowaną metodą?
– Nie pleć bzdur.
– To nie są bzdury. – Ashley odstawiła piwo, po czym nachyliła się, otworzyła kasetkę i spojrzała na wykładany masą perłową rewolwer. Nie musiała go brać do ręki, by wiedzieć, że to prawdziwa broń, żadna tam zabawka.
– Gdyby ten drań był moim mężem, kto wie, czy nie zrobiłabym czegoś głupiego. Nie zastrzeliłabym go, to pewne, ale wymyśliłabym jakiś bardziej przebiegły sposób.
Mia westchnęła zniecierpliwiona.
– Przestań. Nie zamierzam zabijać Boyda.
– I tu się różnimy, skarbie. Gdyby mój mąż zrobił mi coś takiego, już nie chodziłby po tym świecie. Szybko zrobiłabym z nim porządek. – Ashley wyciągnęła rękę, lecz zawahała się. – Nabity?
– Skądże.
Wyjęła rewolwer z kasetki i chwilę go ważyła. Był o wiele lżejszy, niż myślała, i wcale nie zimny. Dobrze układał się w dłoni. Ujęła go w obie ręce jak policjant i podniosła do góry.
– Uspokój się, sukinsynu, albo twój mózg zaraz rozpryśnie się na ścianie!
Mia, chociaż miała przerażoną minę, zaczęła się śmiać.
– Ash, nie wygłupiaj się.
Ashley zawtórowała jej.
– Mogłabym polubić ten kawałek metalu. Miły przedmiocik. – Oddała broń siostrze i Mia ponownie schowała rewolwer do kasetki. – Myślisz, że tak właśnie czuje się Melanie, gdy każdego ranka przypasuje kaburę? Jak prawdziwy macho?
– Jak znam Mel, to pewnie tak.
Ashley sięgnęła po piwo i upiła łyk.
– Wracając do mojego pytania: po co ci rewolwer? To jednak niebezpieczna rzecz, nawet jeśli nie jest nabity.
Uśmiech zniknął z twarzy Mii.
– Boyd tak często wychodzi wieczorami, więc pomyślałam… że dla własnego bezpieczeństwa…
Nie dokończyła zdania, Ashley natychmiast spoważniała.
– Nie musisz przede mną udawać, bo Melanie powiedziała mi wszystko. Mówiła o twoich podejrzeniach i o tym, co Boyd ci zrobił.
Mia mimowolnie dotknęła siniaka i nieznacznie się skrzywiła.
– To było wstrętne. On… Bałam się. Ciągle się go boję.
Ashley pokręciła głową.
– Niepotrzebny ci rewolwer, Mia. Po prostu zostaw Boyda. Odejdź.
– Nie mogę. Dopiero wtedy mógłby się naprawdę wściec. Powiedział, że jeśli go zostawię to… pożałuję. Groził mi.
Ashley nie na żarty zaniepokoiło to, co właśnie usłyszała. Szwagier zawsze wydawał się jej zadufanym w sobie fiutem, ale nie podejrzewała, że potrafi uciekać się do przemocy. Lecz ich ojciec też był powszechnie szanowanym człowiekiem.
– Nie możesz żyć w ciągłym strachu, Mia.
– Wiem. – Przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą. – Kiedy go poznałam, nie widziałam poza nim świata. Był moim księciem z marzeń, moim rycerzem na białym koniu.
– Niemal bogiem.
– Tak, niemal bogiem. – Westchnęła. – Patrzyłam na niego jak na chodzący ideał. Dochodziły do mnie różne plotki, ale myślałam, że rozsiewają je ci, którzy mu zazdrościli, i że nie ma w nich ziarna prawdy. Te pogłoski o tajemniczej śmierci jego pierwszej żony, o przesłuchaniach. Puszczałam to wszystko mimo uszu.
– Ja też.
– Melanie nie była taka ufna – szepnęła Mia. – Ale Melanie zawsze musi wiedzieć lepiej.
Ashley odwróciła wzrok. Czasami też tak myślała o siostrze. Melanie nieraz sprawiała wrażenie, jakby zjadła wszystkie rozumy. Była pewna siebie i silna. Żyła w przekonaniu, że podejmuje słuszne decyzje i dokonuje właściwych wyborów. Nawet jeśli zdarzyło się jej popełnić błąd, jak wtedy, kiedy wyszła za Stana, w porę potrafiła go naprawić, nie uciekając się do niczyjej pomocy. Nawet sióstr.
Spojrzenie Ashley padło na torby z zakupami, stojące koło drzwi wejściowych.