– Wygląda na to, że przepuściłaś dzisiaj niezłą kasę. Co kupiłaś?
Mia rozpromieniła się w jednej chwili.
– Małą czarną. Jest śliczna. Pokazałabym ci, ale Boyd może…
– Wróci bardzo późno. Ma jakieś zebranie. Zostawił ci kartkę na lodówce. – Widząc rozczarowanie malujące się na twarzy siostry, dodała: – Przykro mi.
– Nie twoja wina.
– Nie, ale mi przykro. – Ashley dotknęła ramienia Mii. – Jesteś dla niego za dobra. Najpierw kopnij drania w tyłek, a potem zapomnij o nim.
– Gdyby to było takie proste… – Mia podniosła głos i zacisnęła dłonie. – Tylko mi nie mów, że jest proste. Nie próbuj mnie przekonywać. Melanie wygłosiła już swoje kazanie. Mam dość.
Odwróciła się, wymaszerowała z salonu, chwyciła torby i ruszyła w stronę sypialni.
Ashley patrzyła za nią. Mia nigdy nie ujawniała, co naprawdę czuje, była bardzo skryta nie tylko wobec innych, ale i wobec siebie. Wołała nie wgłębiać się we własne doznania, co dawało jej złudne poczucie bezpieczeństwa.
Skąd nagle ten wybuch?
Ashley ruszyła za Mią. Znalazła ją w małżeńskiej sypialni. Rozpakowywała zakupy i każdą rzecz z namaszczeniem rozkładała na przykrytym kremową kapą łóżku. Nie spojrzała nawet na siostrę.
Ashley oparła się o framugę, chwilę obserwowała Mię, wreszcie się odezwała:
– W porządku, rzecz nie jest prosta. Przeciwnie, cholernie skomplikowana. Zadowolona?
– Nie zachowuj się jak jędza.
Ashley uniosła brwi i założyła ręce na piersi, się, że nie tylko mnie uderzają hormony do głowy. Ale to dobrze, podoba mi się, że wreszcie okazujesz swoje uczucia. Najwyższy czas. Tyle, że to nie ja cię uderzyłam, więc nie odgrywaj się na mnie.
Mia przestała rozpakowywać zakupy, ale nie podniosła głowy.
– Wiem. Przepraszam. Po prostu wszystko mnie irytuje. Jestem wściekła na cały świat.
– Potrafię to zrozumieć, Mia. Ten łajdak podniósł na ciebie rękę, groził ci i straszył. Może jestem głupia, ale moim zdaniem sytuacja jest zupełnie jednoznaczna. Nie ma się nad czym zastanawiać.
– Boyd przyrzekł, że to się więcej nie powtórzy… że… ten jeden jedyny raz stracił panowanie nad sobą.
Ashley prychnęła ze wzgardą.
– Na litość boską, Mia, raz to chyba dość. Nie sądzisz?
Nie odpowiedziała, tylko na powrót zajęła się rozpakowywaniem zakupów. Ashley przyglądała się jej, obliczając w milczeniu, ile jej siostra musiała tego dnia wydać. Przynajmniej kilkaset dolarów, jeśli nie ponad tysiąc. W ciągu jednego popołudnia! A Mia kilka razy w tygodniu robiła wypady do sklepów.
Raptem wszystko stało się jasne. Zrozumiała.
– Wiesz – zaczęła łagodnie – zakupy mogą poprawić ci nastrój na moment, ale nie zastąpią miłości. Ani czułości.
Mia zesztywniała.
– Słucham?
Ashley wskazała na starannie rozłożone ubrania.
– Chodzi o pieniądze, prawda? Dlatego nie chcesz go zostawić?
Twarz Mii oblała się rumieńcem.
– Przysięgałam przed Bogiem, Ashley. „Na dobre i na złe”. Muszę dać mu szansę. Na tym polega małżeństwo. – Zadarła butnie brodę. – Nie byłaś nigdy mężatką, więc tego nie zrozumiesz.
Ashley na moment zaparło dech. Najpierw zrobiło jej się przykro, a potem ogarnął ją gniew.
– To był tani chwyt, Mia.
– A oskarżanie mnie, że wyszłam za Boyda dla pieniędzy, nie jest tanie?
– Nie to powiedziałam. Próbuję zrozumieć to, czego w żaden sposób nie da się zrozumieć. Mianowicie dlaczego nie rozstaniesz się z człowiekiem, który mało, że jest niewierny, to jeszcze cię bije.
– Kto ci dał prawo stawiać podobne pytania, Ash? Co ty wiesz o miłości? O oddaniu drugiemu człowiekowi? Nic. I nigdy się nie dowiesz, bo zamykasz się w przed ludźmi w swojej skorupie.
Ashley cofnęła się. Słowa siostry zraniły ją boleśnie. Przypominały jej o własnej samotności i wyobcowaniu. Patrzyła w przyszłość i widziała przed sobą pustkę: sama, zawsze sama, przez nikogo nieobdarzana miłością.
Usiłowała odegnać ponury obraz.
– Wiem, co ty i Melanie o mnie myślicie. Że jestem jędzą bez serca, która nienawidzi mężczyzn. Że prędzej zabiłabym faceta, niż otworzyła przed nim duszę.
– To nieprawda! My nie…
– Coś ci powiem, Mia, i możesz się śmiać, jeśli tylko chcesz. Tęsknię za miłością. Szczególnie kiedy oglądam reklamy i widzę pary spacerujące ręka w rękę po jakiejś egzotycznej plaży. Jak ja im zazdroszczę! Po chwili wracam na ziemię i mówię sobie, że to przecież kretynizm, kolejny spot zachwalający nowy dezodorant.
– To nie kretynizm. – Mia dotknęła dłoni siostry. – Miłość jest wszystkim, Ash. To…
– Siniak pod okiem zafundowany przez ukochanego mężczyznę, który zmusza cię, żebyś… – Nie dokończyła. – To nie ja mam problem, Mia, tylko ty. Nieszczęście polega na tym, że wierzysz w bajki.
– Nie. – Pokręciła głową. – To ty masz problem. Boisz się miłości, odpychasz wszystkich od siebie. Nie chcesz dostrzec, że dobrych…
– Po co ci rewolwer? – zapytała Ashley, przerywając siostrze w pół słowa, bo nie była już w stanie jej słuchać. – Liczysz na to, że nagle w drzwiach pojawi się Melanie i znowu cię wyratuje z opresji? Jak w dzieciństwie? Masz nadzieję, że wpakuje kulkę w łeb twojemu mężowi?
– Przestań! – krzyknęła Mia, chwytając siostrę za ramiona i potrząsając nią gwałtownie. – Przestań! Nienawidzę cię, kiedy tak mówisz. Co się z tobą dzieje?
Łzy napłynęły Ashley do oczu. Tak bardzo kochała siostry, więc dlaczego nie potrafiły jej zrozumieć? Dlaczego czuła się tak podle? Dlaczego nikt nie chciał jej pomóc?
Jeszcze pokaże Mii. I Melanie. Któregoś dnia pojmą, co dla nich zrobiła, i będą jej wdzięczne. Oraz będą gorzko żałować.
– Odpieprz się! – Strząsnęła z ramion dłonie siostry. – Nic się ze mną nie dzieje. Zobaczysz, jeszcze będziesz błagała mnie o wybaczenie. Przekonasz się.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Connor Parks wychylił kieliszek palącej tequili, napełnił go ponownie i znowu wypił. I jeszcze jeden. Wiedział z doświadczenia, że trzy szybkie wprowadzą go na orbitę. Potem będzie mógł popijać spokojnie, rozkoszując się działaniem meksykańskiej wódki.
W ciągu ostatnich pięciu lat stał się ekspertem od otępiającego działania alkoholu na organizm.
Nalał sobie następną kolejkę, po czym odstawił kieliszek na stolik tuż koło teczki opatrzonej napisem: „Zdjęcia. Nie zginać!”. Na stoliku leżała cała sterta teczek, papierów i segregatorów. Inne zaściełały podłogę i piętrzyły się na fotelach. Zawierały dokumentację ostatnich pięciu lat życia Connora. Pięciu lat, które poświęcił poszukiwaniu mordercy.
Nie jakiemuś przypadkowemu mordercy, bo Connor od lat szukał człowieka, który zamordował jego siostrę. Jego ukochaną Suzi. Jedyną bliską mu osobę.
Wziął do ręki jedną z teczek, ale jej nie otwierał. Wiedział doskonale, co się w niej znajduje i mógł na pamięć wyrecytować każde słowo, podobnie jak recytował Deklarację Niepodległości, kiedy był dzieckiem.
Profil mordercy jego siostry.
Studiował go przez ostatnich pięć lat i badał wszystkie ślady pozostawione na miejscu zbrodni. Na własną rękę, bez niczyjego pozwolenia, przeglądał archiwalne materiały FBI w poszukiwaniu podobnych tropów i analogicznych morderstw. Obsesyjnie goniąc za sprawiedliwością, zniszczył swoje małżeństwo, zrujnował karierę i stracił reputację.
Wszystko na próżno. Dzisiaj nie był ani o krok bliżej do znalezienia mordercy niż w dniu, kiedy dowiedział się o zniknięciu Suzi.
Przetarł oczy. Głowa ciążyła od wypitego alkoholu i braku snu. Był prawie gotów zrezygnować z poszukiwań, zapomnieć o sprawie bodaj na jedną noc, a jednak maniakalnie powracał do faktów, którymi dysponował. Co prawda nigdy nie znaleziono ciała Suzi, ale Connor nie miał najmniejszych wątpliwości, że została zamordowana.