– Nie dociera do ciebie, że nigdy go nie znajdziesz? Odpuść sobie wreszcie. Spasuj. Zajmij się sobą, uporządkuj własne życie.
Connor pokręcił głową.
– Coś musiałem przeoczyć. Korzystając z archiwów Biura…
– Tylko dlatego pracujesz w FBI? Żeby karmić się swoją obsesją?
– Nic nie rozumiesz.
– Rzeczywiście, nie rozumiem. – Rice wyciągnął rękę. – Oddaj mi broń i swoją blachę. Przykro mi, Connor. Nie mam wyboru.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Natarczywy dzwonek telefonu wyrwał Melanie z głębokiego snu. Ocknęła się natychmiast i chwyciła słuchawkę, omal nie przewracając kieliszka z resztką wina – rzadka u niej rzecz, wino do poduszki.
– May – powiedziała zachrypniętym głosem. Usłyszała jakieś szepty, których nie mogła zrozumieć.
– Melanie May przy telefonie. Kto mówi?
– M… Mel. To… to… ja.
– Mia? – Melanie spojrzała na zegarek. Dochodziła druga. Serce skoczyło jej do gardła. – Co się stało, na Boga?
Mia zaniosła się płaczem. Zaniepokojona Melanie usiadła na łóżku.
– Uspokój się, Mia, proszę. Powiedz, co się dzieje. Nie pomogę ci, jeśli nie będę wiedziała, o co chodzi.
– Chodzi o… Boyda – wykrztusiła wreszcie siostra. – On… on…
Znowu zaczęła szlochać. Melanie wstała z łóżka i ze słuchawką bezprzewodowego telefonu przy uchu podeszła do szafy. Wyjęła dżinsy i pierwszy z brzegu sweter.
– Kochanie, musisz się uspokoić – przemawiała do Mii, starając się z całych sił, żeby tamta nie usłyszała w jej głosie paniki. – Powiedz mi, co się stało. Co takiego Boyd zrobił?
Mia milczała przez chwilę, słychać było, że próbuje powstrzymać łkanie. W końcu wyszeptała z trudem do słuchawki:
– Wpadł w szał… powiedział, że… – Podniosła głos. – Boję się, Mellie! Musisz mi pomóc. Tylko ty… Musisz!
Spojrzała ponownie na zegarek, obliczając, ile czasu zajmie jej dojazd.
– Gdzie jesteś?
– W domu. Zamknęłam się… w łazience. Myślałam… Myślałam, że wyważy drzwi!
Przytrzymując słuchawkę ramieniem, Melanie zaczęła wciągać dżinsy.
– Jest tam teraz?
– Nie… Chyba nie.
– W porządku. – Melanie zapięła spodnie, zdjęła szlafrok i rozejrzała się w poszukiwaniu stanika. – Zostań, gdzie jesteś. Pod żadnym pozorem nie wychodź z łazienki – nakazała, zapinając biustonosz. – Rozumiesz, co do ciebie mówię?
Mia bąknęła, że tak. Melanie skinęła głową.
– Zaraz będę u ciebie.
– A Casey? Nie możesz przecież…
– Są ferie i Stan zabrał wczoraj Caseya do Disneylandu. – Melanie nałożyła sweter. – W tej chwili wychodzę z domu. Przyrzeknij, że nie ruszysz się na krok z łazienki.
Odebrawszy obietnicę od siostry, Melanie odłożyła słuchawkę, wzuła buty i pobiegła do drzwi. Zawróciła jeszcze od progu i wzięła pistolet. Nie zamierzała ryzykować, bo po Boydzie można było oczekiwać wszystkiego.
Dwadzieścia minut później podjechała pod dom siostry, wyskoczyła z samochodu i pobiegła do drzwi frontowych. Pchnęła je lekko, ustąpiły bez oporu. Z bijącym sercem weszła do środka, wyjmując pistolet z kabury.
– Boyd? – zawołała. – Mia? To ja, Melanie.
Żadnej odpowiedzi. Zapaliła światła i wstrzymała oddech. Wnętrza wyglądały tak, jakby przeszło przez nie tornado. Poprzewracane krzesła, lampy na podłodze, potłuczone szkło.
– Mia! – zawołała ponownie, tym razem nie potrafiąc już ukryć paniki. Zapominając o ostrożności, pobiegła na tyły domu, gdzie znajdowała się sypialnia Mii i Boyda. Dopadła drzwi łazienki i nacisnęła klamkę. Zamknięte. Zaczęła walić pięścią w drewnianą płytę. – Mia, to ja! Otwórz!
Usłyszała cichy krzyk, potem coś z łoskotem upadło na podłogę. Drzwi się otworzyły i Mia rzuciła się jej na szyję.
– Mel! Dzięki Bogu, że przyjechałaś. Tak strasznie się bałam.
Melanie przytuliła roztrzęsioną siostrę.
– Już dobrze. Jestem tutaj. Uspokój się. Nie pozwolę, żeby Boyd zrobił ci krzywdę. Nikomu nie dam cię skrzywdzić.
Ledwie wypowiedziała te słowa, uświadomiła sobie, że w niemal identyczny sposób przemawiała do Mii, kiedy były jeszcze dziećmi. Ile razy? Nie potrafiłaby zliczyć. Wracały wspomnienia, od których wolałaby się uwolnić. Wspomnienia tych wszystkich chwil, kiedy trzymała Mię w ramionach i przemawiała do niej kojącym głosem, zupełnie jak teraz. Chwil, kiedy zapominając o wszystkim, spieszyła siostrze na ratunek. Pierwszy raz w kilka godzin po pogrzebie ich matki.
Zacisnęła powieki, broniąc się przed napływającymi obrazami. Nie chciała pamiętać. Przeszłość była zbyt bolesna i odrażająca. Tamtego dnia Mia stała się ulubionym obiektem ojcowskiej agresji. Melanie nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego. Jak dzikie zwierzę, które czasami atakuje swoje małe, ojciec robił wszystko, by zniszczyć Mię. I dopiąłby swego, gdyby nie Melanie. I Ashley. Kiedy tylko mogły, stawały w obronie siostry, ściągając gniew ojca na siebie.
Kiedy skończyły trzynaście lat i agresja ojca nabrała niebezpiecznego seksualnego charakteru, Melanie zagroziła, że go zabije. Obudził się którejś nocy z głębokiego snu spętany liną, z nożem przystawionym do gardła. Jeśli jeszcze raz dotknie Mię, będzie po nim, usłyszał od Melanie.
Groźba poskutkowała. Musiał się przestraszyć nie na żarty, bo uwierzył, że córka gotowa jest poderżnąć mu gardło, i od tamtej chwili nie tknął Mii.
Melanie mocniej objęła siostrę i przygarnęła ją do siebie. Dlaczego właśnie Mia? – zastanawiała się. Najbardziej bezbronna, najwrażliwsza spośród całej trójki. Najpierw ojciec, teraz znowu Boyd. Dlaczego Mia nie może zaznać miłości, na jaką zasłużyła?
Dlaczego żadna z nich nigdy nie zaznała prawdziwego szczęścia?
Melanie odsunęła siostrę na odległość ramienia i spojrzała jej w oczy.
– Uderzył cię?
Mia pokręciła powoli głową.
– Nie zdążył. Kiedy zobaczyłam, co się z nim dzieje, chwyciłam przenośny telefon, uciekłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. Kopał w drzwi… Myślałam, że je wyważy, ale on nagle… przestał. – Wciągnęła głęboko powietrze. – Bałam się, że przyczaił się w sypialni i czeka, aż wyjdę. Wyobraziłam sobie, że trzyma w ręku pistolet…
– Boyd ma broń?
Mia pobladła.
– On… Ja… ja nie wiem… Tak sobie wyobrażałam… Strasznie się bałam, Mel!
Melanie zerknęła w stronę drzwi łazienki. Na białym lakierze widniały czarne ślady butów. Spojrzała ponownie na siostrę.
– Wzywałaś policję?
– Słucham?
– Pytam, czy dzwoniłaś na policję.
– Nie. Ja…
– W porządku, zaraz zadzwonimy. Przyniosę telefon. – Znalazła słuchawkę na podłodze w łazience, podniosła i podała Mii.
Mia cofnęła się.
– Musisz zgłosić, co się stało. Musisz się bronić. Inaczej go nie powstrzymasz.
– Nie mogę.
– Mia…
– Nie chcę, żeby ktokolwiek się dowiedział.
– Mia zakryła twarz dłońmi. – Wstydzę się. Nie rozumiesz? Tak bardzo się wstydzę!
Melanie odłożyła słuchawkę i ujęła dłonie Mii, zimne i drżące.
– Spójrz na mnie, Mia, i posłuchaj uważnie. Nie masz się czego wstydzić. To Boyd powinien się wstydzić. To on…
– Bez trudu się wyłga. Doskonale wiesz, że tak właśnie będzie. Wszystkiemu zaprzeczy i policja mu uwierzy, a ja wyjdę na żałosną idiotkę, która wszelkimi sposobami usiłuje zwrócić na siebie uwagę.
– Masz dowody, tylko się rozejrzyj. Ślady na drzwiach, ten… – Ugryzła się w język. Ledwie widoczny siniak sprzed dwóch tygodni nie stanowił żadnego dowodu. Niestety, sprawa była z góry przegrana, bo nikt nawet nie przyjąłby zgłoszenia. Taka była ponura prawda.