Выбрать главу

– I co z tego?

– A to – ciągnął Parks – że ten sfiksowany amoroso nie topiłby gumy w sraczu, zostawiając jednocześnie odciski na butelce. Idę o zakład, że w tym pokoju jest aż nadto rozmaitych śladów.

Kiedy Parks wykładał swoją teorię detektywowi z FBI, Melanie zaczęła powoli obchodzić łóżko. Jeśli Parks miał rację, to Joli sama przywiozła prezerwatywę, lecz morderca jej nie użył. Powinna więc leżeć gdzieś w pobliżu. Przeczucie okazało się trafne. Melanie wysoko podniosła nierozwiniętą gumkę.

– Tego szukaliście? – uśmiechnęła się szeroko, widząc zdziwione spojrzenia obu mężczyzn. – Między materacem a ramą łóżka. Następnym razem rozglądajcie się uważniej.

Parks odpowiedział uśmiechem. Czerwony ze złości detektyw wyrwał jej prezerwatywę z dłoni.

– Cholera, ten pieprznięty sukinsyn nawet nie próbował jej dymać.

– Owszem, zrobił to. – Parks ściągnął rękawiczki. – Ale nie fiutem. Sprawdźcie, co dziewczyna ma w sobie. Założę się, że ten popapraniec coś tam zostawił. Szczotkę. Grzebień, Dezodorant. Kluczyki od samochodu.

Melanie patrzyła na niego z przerażeniem w oczach. Powoli docierało do niej znaczenie słów Parksa. Przez kilka ostatnich minut, zajęta swoją pracą, nie myślała o zbrodni. Niemal zapomniała, że leżąca na łóżku dziewczyna jeszcze kilka godzin temu była żywą istotą, człowiekiem, który miał swoje marzenia, nadzieje, obawy, jak każdy inny.

Dłużej nie mogła udawać.

Zasłaniając dłonią usta, wypadła z pokoju na zewnątrz. Zdążyła dobiec do miejsca, gdzie parkował biały ford explorer. Oparła się o maskę, nachyliła i zaczęła wymiotować.

Za jej plecami stanął Parks z długą wstęgą papieru toaletowego.

– Już lepiej?

– Tak. – Wzięła od niego papier i, śmiertelnie upokorzona, wytarła usta. – Dzięki.

– To twój pierwszy sztywniak?

Przytaknęła, nie patrząc Parksowi w oczy.

– Miałaś cholernego pecha. Gdyby zatrzymali się kilka kilometrów dalej, ominęłyby cię te przeżycia.

Spojrzała na niego.

– Zawsze jesteś taki wredny?

– Prawie zawsze. – Ledwie widoczny uśmieszek zaigrał na jego ustach i zaraz znikł. – Nie masz się czego wstydzić. Niektórzy ludzie po prostu nie nadają się do tego typu roboty.

– Chciałeś powiedzieć, tacy jak ja? Jak cała reszta glin z Whistlestop?

– Tego nie powiedziałem.

– Nie musiałeś. – Wyprostowała się. Była tak wściekła, że zapomniała o męczących ją nudnościach. – Nic o mnie nie wiesz. Nie masz pojęcia, do czego się nadaję, a do czego nie.

– Masz rację, nie mam pojęcia. I niech tak zostanie, zgoda?

Wsiadł do forda, zapalił silnik i odjechał.

ROZDZIAŁ TRZECI

Aż do trzeciej po południu Melanie funkcjonowała wyłącznie dzięki kofeinie. Po zwymiotowaniu przepłukała usta colą, którą kupiła w motelowym automacie, i wróciła do pracy.

Pojawił się lekarz policyjny i ekipa techniczna, zaczęto zabezpieczać ślady i zbierać dowody. Kiedy wreszcie zabrano ciało do kostnicy, Melanie i Bobby wrócili na posterunek w Whistlestop.

Melanie wypiła kolejny kubek kawy. Nie mogła pozwolić sobie na zmęczenie, choćby na chwilę odpoczynku. Sprawa dopiero się rozkręcała. Ofiara była młoda i bogata, wywodziła się z najznaczniejszej rodziny w Charlotte, i zginęła w co najmniej dziwnych okolicznościach.

Łakomy kąsek dla mediów.

– May! – W drzwiach swojego gabinetu pojawił się Greer. – Taggerty! Oboje do mnie. Natychmiast!

Melanie zerknęła na Bobby’ego, który tylko wzniósł oczy do nieba.

Szef był najwyraźniej wściekły, a w takich sytuacjach należało mieć się na baczności. Wysoki, potężny niczym byk, o skórze koloru czekolady, budził u podwładnych respekt i strach. Ten wielkolud rzadko tracił panowanie nad sobą, ale jeśli już tracił, wszyscy drżeli.

Prawdę mówiąc, Melanie widziała go wściekłego tylko raz: kiedy odkrył, że jeden z jego chłopaków, który patrolował ulice, pozwala spokojnie pracować dziewczynom w zamian za darmowe usługi.

Melanie chwyciła notes i zerwała się zza biurka. Bobby poszedł w jej ślady.

Greer kazał im siadać naprzeciwko swojego biurka.

– Miałem przed chwilą telefon od Lyonsa z FBI. Sukinsyn grzecznie zasugerował, żebyśmy przekazali im dochodzenie. Ze względu na dobro wszystkich zainteresowanych, jak to ujął.

– Co! – Melanie zerwała się z krzesła. – Chyba się pan nie zgodził…

– Cholera, pewnie, że nie. Powiedziałem mu, żeby mnie pocałował w moją czarną dupę. – Zaśmiał się. – Stary Jack musiał wyhamować.

Melanie uśmiechnęła się. Jej szef pracował kiedyś w wydziale zabójstw FBI I otrzymał wiele odznaczeń oraz medali. Przed czterema laty został postrzelony w czasie służby, czego omal nie przypłacił życiem. Kiedy się wylizał, żona postawiła mu ultimatum: albo praca, albo małżeństwo. Zaledwie czterdziestosześcioletni, za młody, by iść na zieloną trawkę, wybrał małżeństwo i spokojną służbę w Whistlestop. Z pozoru zdawał się zadowolony, Melanie podejrzewała jednak, że Greer, podobnie jak ona, tęsknił za prawdziwymi sprawami, za prawdziwym dochodzeniem.

– Nie damy się wyślizgać – ciągnął, rozluźniając krawat. – Tego morderstwa dokonano na naszym terenie i muszę dbać o bezpieczeństwo naszych mieszkańców. Czy się to komu podoba, czy nie, odpowiadamy za nich. – Zacisnął na moment usta.

– To duża sprawa. Wszyscy będą nam patrzeć na ręce, popędzać i naciskać, domagać się wyników dochodzenia. Prasa już się szykuje, a Andersen uruchamia wszystkie swoje kontakty. Musicie zachować zimną krew i robić swoje. Jednak nie da się ukryć, że ci z FBI są bardziej doświadczeni, mają znacznie więcej ludzi i lepsze zaplecze techniczne. W porządku, niech nam pomagają, ale nic więcej. Jakieś pytania?

– Owszem – odezwała się Melanie. – Ten gość z FBI, Parks, co to za jeden?

– Zastanawiałem się, kiedy wreszcie zapytasz o niego. – Szef uśmiechnął się po raz pierwszy tego popołudnia. – Trochę przykry, co?

– Trochę? – zaśmiał się kwaśno Taggerty.

– To kawał drania.

– I lubi zaglądać do butelki – dodała Melanie.

Szef zmarszczył czoło, spoglądając to na Bobby’ego, to na Melanie.

– Golnął sobie?

– Golnął? – powtórzyła Melanie. – Nie. To słowo oznacza umiar, a Parks cuchnął i wyglądał tak, jakby ciurkiem chlał przez ostatni rok.

Greer milczał przez chwilę, wyraźnie zastanawiając się nad czymś.

– Connor Parks jest specjalistą od ustalania psychologicznego profilu przestępcy, tak zwanym „profilerem”. Do zeszłego roku pracował w szkole FBI w Quantico. Prowadził tam coś, co się nazywało zespołem badań behawioralnych. Nie znam szczegółów, ale chodziły pogłoski, że naraził Biuro na jakąś publiczną kompromitację i wyleciał z Quantico.

Profiler. Nic dziwnego, pomyślała Melanie. Mniej więcej przed rokiem sama brała udział w prowadzonym przez FBI kursie na temat profilingu. Zafascynowała ją ta metoda. Prowadzący kurs agent tłumaczył, że każdy przestępca mimo woli pozostawia na miejscu zbrodni ślady, które trzeba umieć odczytać, wnikając w psychikę mordercy i jego ofiary. W ten sposób można zrekonstruować zdarzenia prowadzące do zbrodni, przede wszystkim zaś „profil” mordercy.

Właśnie tę metodę zademonstrował Parks rano w motelu.

– Skąd się wziął w Charlotte? – zapytał Bobby.

– Gdy wyleciał na kopach z Quantico, karnie go tu przenieśli. Nawet jeśli pije, jest naprawdę dobry. Nie lekceważcie go, niech wam pomaga.

– Mam nadzieję, że jest dobry, inaczej byłby zupełnie nie do zniesienia – mruknęła Melanie i zapisała w notesie, że ma zadzwonić do Parksa. – Co jeszcze, szefie? – zapytała, podnosząc wzrok.