Выбрать главу

– Dlaczego się do nas nie zgłosiłeś? – zapytał Stemmons.

– A niby dla… dlaczego miałem się zgłaszać?

Policjanci wymienili spojrzenia.

– Och, nie wiem. Może dlatego, że dziewczyna, do której uderzałeś i która cię spławiła…

– … dość ostro…

– … została zabita. Tej samej nocy.

– Nie mam z tym nic wspólnego.

– Ale groziłeś jej, prawda, Ted?

– N… nie.

– Mamy świadków. Powiedziałeś jej, że pożałuje. Zgadza się?

– Powiedziałem… Tak tylko gadałem, byle gadać. – Jenkins sprawiał wrażenie królika, na którego rzuciły się wilki.

Connor zmarszczył czoło. Chłopak w pierwszej chwili zainteresował się butelką, po czym przestał zwracać na nią uwagę.

– Może powinienem zażądać adwokata.

– Masz do tego prawo – przytaknął Harrison. – Jeśli uważasz, że jest ci potrzebny.

Jenkins wahał się przez moment, wreszcie pokręcił głową.

– Nie mam nic do ukrycia.

– Miło mi to słyszeć, Ted. – Harrison uśmiechnął się zachęcająco. – Wróćmy do tamtej nocy, podczas której zginęła Joli Andersen, i do waszej sprzeczki. Powiedziałeś, że Joli Andersen pożałuje. Jeśli nie chciałeś zrobić jej nic złego, dlaczego rzucałeś groźby, Ted?

– Byłem na nią zły.

– Zły? Świadkowie twierdzą, że wpadłeś w furię. Zrobiłeś się czerwony na twarzy i zacząłeś się jąkać.

– W porządku… Dopiekła mi… Wyśmiewała się ze mnie. Przy wszystkich. Ale ja nie… ja nigdy… nie zrobiłbym jej nic złego.

Przesłuchujący ponownie wymienili znaczące spojrzenia. Stemmons nachylił się ku Jenkinsowi.

– Rozumiem – powiedział łagodnie, jakby przemawiał do dziecka. – Ładna dziewczyna… Chciałeś ją poznać. Nie miała prawa wyzywać cię od frajerów. – Tu jeszcze bardziej zniżył głos. – Mnie też by poniosło. Próbowałbym zamknąć jej tę niewyparzoną buzię. Żeby wreszcie przestała gadać. To właśnie czułeś, Ted? Tak się wściekłeś, że przydusiłeś ją poduszką?

– Nie! Wnerwiła mnie, to powiedziałem, co powiedziałem. Takie gadanie. Żeby sobie nie myślała, bo mam swój honor. – Jenkins zwilżył usta końcem języka. – Prawda, chciałem, żeby się przymknęła. Powiedziałem, że… no, że pożałuje, no i sobie poszedłem.

– Ale później wróciłeś?

– Nie.

– Czekałeś na nią na parkingu.

– Nie. Więcej jej nie widziałem. Jak Boga kocham.

– Mamy zeznania świadka, który twierdzi coś przeciwnego. Podobno zaczepiłeś ją, kiedy szła do samochodu.

– Nieprawda!

– Mamy zeznania – powtórzył Stemmons.

Jenkins był bliski łez.

– Nie widziałem jej więcej.

– Byłeś ostatnią osobą, która widziała ją żywą.

– Nie! – Jenkins zerwał się z krzesła, drżąc na całym ciele. Był przerażony. – Chce adwokata. Po wyjściu z baru już jej nie widziałem. Nic więcej nie powiem, dopóki nie dostanę adwokata!

Po kilku minutach w salce, w której stał monitor, pojawili się Harrison, Stemmons i Rice.

– I jak?

Connor oderwał wzrok od ekranu. – To nie on.

– Skąd może pan to wiedzieć? – zapytała przedstawicielka prokuratora okręgowego.

– Bo to frajer. Dokładnie tak, jak nazwała go Joli. Lump. Popatrzcie na jego ubranie, na włosy. Jakim samochodem może jeździć? Rozklekotaną furgonetką? Chyba nie wierzy pan, że Joli Andersen pojechałaby z kimś takim do motelu?

Pani prokurator zesztywniała.

– Podobnie jak nie wierzę, że ofiara wybiera sobie mordercę.

– Zdziwiłaby się pani, jak częste są takie przypadki, ale ja mówię o czymś innym. Joli Andersen pojechała z mordercą z własnej nieprzymuszonej woli, to już ustaliliśmy. Chciała spędzić noc z tym człowiekiem, ale z całą pewnością nie był to Ted Jenkins.

– Mogli zainscenizować scenę w barze na użytek znajomych Joli, a potem spotkali się na parkingu – wtrącił Bobby Taggerty.

– Po co mieliby to robić? – zapytał Steve Rice. – Byli wolni i nie pracowali razem. Z tego co wiemy, nie znali się wcześniej. Nie mieli żadnych powodów, by urządzać maskaradę.

– To nie on – powtórzył Connor. – Na samym początku zapytał o butelkę szampana, ale potem zupełnie o niej zapomniał. Gdyby używał tej butelki, tak jak użył jej morderca, znęcając się nad Andersen, jej widok nie dawałby mu spokoju. Stanąłby mu na samo wspomnienie tamtej nocy.

Pani prokurator wydęła usta.

– Obrzydliwe.

– Owszem, obrzydliwe. Mówimy o człowieku, który brutalnie zamordował, a potem zgwałcił inną ludzką istotę i nadal chodzi bezkarnie po tym świecie. Czego się pani spodziewa? Sonetów Petrarki?

– Muszę zgodzić się z Parksem – poparł przyjaciela Rice. – Jenkins jest praworęczny. Jeśli praworęczny podejrzany odpowiadając na pytania patrzy w lewo, zazwyczaj mówi prawdę. Kiedy ucieka wzrokiem w prawo, kłamie. To empirycznie stwierdzona prawidłowość.

– Ted Jenkins nie zabił Joli Andersen – upierał się Connor.

– Szkoda, bo już zaczynałem się przyzwyczajać do tej myśli – westchnął markotnie Harrison.

– Chłopak miał motyw, jest notowany i robi wrażenie winnego.

– No to bawcie się dalej – sarknął Connor.

– W końcu nic nie macie do stracenia, poza pieniędzmi podatników i życiem tego patałacha.

– Parks. – W głosie Rice’a zabrzmiał ostrzegawczy ton.

Connor puścił upomnienia mimo uszu.

– Do roboty, chłopcy. Wmawiajcie sobie, że trafiliście na trop. Trzymajcie głowy niżej dupy, to wam oczy gównem zajdą.

– Możesz się mylić – zauważyła Melanie cicho. – Twój profil nie musi być prawdziwy.

– Nie mógłbym pomylić się aż tak, May. Nigdy.

Wyszedł z sali, wiedząc, że Steve wyjdzie zaraz za nim. I rzeczywiście.

– Nie mogłeś przynajmniej raz oszczędzić sobie popisów?

Connor wzruszył ramionami.

– Co mam powiedzieć? Jestem człowiekiem ułomnym, jak my wszyscy.

– Jesteś chamem – warknął Rice, kręcąc głową. – Utalentowanym chamem. Za dobrym na to, żeby siedzieć cały dzień w domu i gapić się w telewizor.

– To bardziej inspirujące zajęcie, niż ci się wydaje.

– Jak się czujesz? – zapytał agent specjalny Rice, zniżając głos.

– Dobrze. – Connor odwrócił wzrok. Raptem poczuł, że nie jest w stanie spojrzeć szefowi w oczy. Kłamał. Ostatni miesiąc był jednym niekończącym się koszmarem. Skazany na samotność, żył wyłącznie własnymi myślami, a nie mógł się nawet napić, by zapomnieć.

– Chcę, żebyś do nas wrócił. Jesteś potrzebny w Biurze.

– Ale?

– Ale odstawienie butelki nie wystarczy. Musisz dać z siebie wszystko, czyli ruszyć pełną parą.

– Nie masz wygórowanych wymagań. Steve uśmiechnął się kwaśno.

– Taki już ze mnie pazerny drań. Zadzwoń, to pogadamy.

Kiedy Rice wrócił do sali, Connor ruszył w stronę wind. Nie miał zamiaru dzwonić do Rice’a. Nie mógł przyjąć jego warunków. Wiedział doskonale, że dopóki nie rozwikła zagadki śmierci Suzi, nie będzie w stanie pracować, jak to Rice określił, „pełną parą”.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

– Cześć, Ash. – Melanie uściskała siostrę na powitanie. – Jesteś pierwsza. Wchodź.

– A to niespodzianka. – Ashley skwitowała informację cierpkim uśmiechem. – Nie pamiętam, żeby Mia kiedykolwiek przyszła punktualnie.

Melanie zaśmiała się. Była w świetnym humorze. Cały tydzień czekała na to spotkanie.

– Masz rację, ale Weronika jest jeszcze gorsza. Można by pomyśleć, że jako prawniczka bardziej powinna cenić punktualność.