Ashley natomiast wszystkich do siebie zrażała. Może na tym polegał problem.
– Idę napełnić dzbanek – oznajmiła Melanie.
– Pomogę ci – zaofiarowała się Weronika, sięgając po pusty koszyk. – Masz jeszcze tortille?
– Owszem, całą paczkę. Na tylnym siedzeniu w samochodzie. Przyniesiesz ją, Ash?
Ashley poszła po toftillę, Mia do toalety, Melanie i Weronika do kuchni.
– Przepraszam za Ashley. Nie wiem, co w nią wstąpiło – usprawiedliwiała się Melanie.
– Wygląda na to, że czuje się przeze mnie zagrożona, nie mam tylko pojęcia, dlaczego.
– Weronika zasępiła się.
Jednak Melanie dobrze wiedziała, o co chodzi. Ashley, przy całym swoim cynizmie i agresywnej cierpkości, w gruncie rzeczy była osobą bardzo niepewną siebie i przewrażliwioną. Uśmiechnięta, otwarta i zadowolona z życia Weronika nie miała podobnych problemów. Jeśli nękały ją jakieś kłopoty, potrafiła się z nimi uporać.
Tak, Melanie rozumiała Ashley, co nie znaczyło, że zamierza jej pobłażać i przymykać oczy na siostrzane humory.
– Dobrze, że możemy być przez moment same – szepnęła. – Chciałabym o czymś z tobą porozmawiać.
– O co chodzi?
– Pamiętasz, opowiadałam ci o śmierci Jima McMilliana?
– Pamiętam.
– Odkryłam coś… Tak przynajmniej myślę. Zależy mi na twojej opinii.
W oczach Weroniki pojawił się błysk zainteresowania.
– Mów.
– Zaczęłam trochę szperać i…
– Można się przyłączyć, czy będę wam przeszkadzać? – W drzwiach stała Ashley z paczką tortilli, którą znalazła w samochodzie. Melanie skinęła dłonią, by weszła. Skoro zamierzała wtajemniczyć Weronikę, równie dobrze mogła zapoznać siostrę ze swoją teorią. Tym bardziej że była to tylko wstępna i dość mglista teoria, wysnuta przez Mel zupełnie prywatnie, a nie służbowa tajemnica. Oczywiście gdyby jej przypuszczenia okazały sie trafne, sprawa natychmiast trafiłaby na pierwsze strony gazet.
– Nie będziesz przeszkadzać – uspokoiła Ashley. – Posłuchaj mojej teorii, potem powiesz mi, co o tym myślisz. Przysuń sobie stołek.
– Co tu się dzieje? – Teraz z kolei na progu kuchni pojawiła się Mia.
– Nasza siostrzyczka ma jakąś teorię i chce, żebyśmy jej wysłuchały. – W głosie Ashley nie było już śladu wcześniejszych fochów. – Domyślam się, że to jakaś ponura historia?
Melanie parsknęła śmiechem. Taką Ashley lubiła: ironiczną, zachowującą lekki dystans wobec świata, przenikliwą.
– Zdecydowanie ponura. Ashley zatarła ręce.
– Uwielbiam ponure historie. Mia usadowiła się na stołku.
– Możemy popijać, jak będziesz mówiła?
– Alkoholiczka.
– Stara zrzęda.
– Moje panie. – Melanie zastukała kilka razy łyżką w blat, chcąc uspokoić siostry. – Zanim zacznę, muszę was uprzedzić, że moja teoria jest genialna, więc wysilcie mózgi. – Wzięła głęboki oddech. – Doszłam do wniosku, że na terenie Charlotte i hrabstwa Mecklenburg grasuje seryjny morderca. On albo ona zabija mężczyzn, którzy znęcali się nad kobietami, używali wobec nich przemocy i gwałcili, a jednak uszli sprawiedliwości.
Weronika omal nie zakrztusiła się margaritą, Mia wypuściła z ręki puszkę lemoniady, Ashley gwizdnęła cicho i mruknęła:
– A niech cię, Batmanico.
W kuchni zaległa martwa cisza. Melanie omiotła spojrzeniem nieruchome twarze trzech kobiet.
– Skoro się uspokoiłyście, pozwólcie, że opowiem wam, jak doszłam do tego wniosku. Po pierwsze nie żyje trzech facetów, którzy wyróżnili się ciężką ręką wobec kobiet. Jim McMillian oskarżony o gwałt i przemoc. Adwokaci ratują mu tyłek, chociaż wszyscy wiedzą, że powinien dostać wyrok. W osiem miesięcy po procesie dziwnym zrządzeniem losu umiera. Następny, Thomas Weiss. Po raz pierwszy zetknęłam się z nazwiskiem tego przyjemniaczka, kiedy tak skatował swoją dziewczynę, że trafiła do szpitala. Poszłam do Weroniki, ale nie miałyśmy wystarczających dowodów, żeby postawić go w stan oskarżenia, więc sprawa uszła mu na sucho. W kilka dni później gość umiera…
– Dziwnym zrządzeniem losu – dodała Weronika, po czym opowiedziała o pszczołach, uczuleniu i wypadku samochodowym.
– A trzeci? – zapytała Mia z wypiekami na twarzy. – Kto to taki?
– Samson Gold. Narkoman, który regularnie znęcał się nad swoją przyjaciółką. Policja machnęła na to ręką, ale los nie pozostał obojętny. Facet jakimś cudem wszedł w posiadanie czystej hery zmieszanej z koką i nie przeżył.
Ashley zmarszczyła czoło.
– Gdzie go wykopałaś?
– Przepraszam?
– Jak się o nim dowiedziałaś? Sprawa McMilliana była nagłośniona przez media, z Weissem zetknęłaś się w pracy. Gdzie znalazłaś tego Golda? Czytając nekrologi?
Melanie pokręciła głową.
– Nieważne. Istotne jest tylko to, że wszyscy trzej maltretowali kobiety i teraz nie żyją. Moim zdaniem to nie przypadek.
– Niesamowite. – Mia zsunęła się ze stołka i sięgnęła po pudełko z tortillami. – Jak w kinie.
– Rozcięła taśmę klejącą paznokciem i otworzyła pudełko. – Co masz zamiar zrobić?
– Nie wiem. – Melanie spojrzała na Weronikę.
– Masz jakiś pomysł?
Pani prokurator zamyśliła się.
– Interesująca teoria. Sensacyjna, jeśli okaże się, że masz rację. Znalazłaś jakiś trop, który łączyłby tych trzech mężczyzn?
– Sprawdziłam szczegóły dotyczące ich zgonów w biurze koronera i przejrzałam raporty policyjne, ale dotąd nie natrafiłam na żaden punkt zaczepienia – przyznała Melanie. – Wiem jednak, że mam rację. Czuję to w kościach.
– Na twoim miejscu byłabym bardzo ostrożna – powiedziała Weronika. – Dobrze wiem, co mówię. Widziałam już wiele niemal oczywistych spraw, które skończyły się niczym, i wielu naprawdę dobrych gliniarzy, którzy przejechali się na braku dowodów. W dodatku nie pracujesz w FBI, co działa na twoją niekorzyść. Zdajesz sobie sprawę równie dobrze jak ja, że nikt nie potraktuje cię poważnie.
Weronika, niestety, miała rację.
– Uważasz, że powinnam to zostawić?
– Potrafisz?
– Nie potrafię. Nie mogłabym spać spokojnie.
– A dlaczego nie? – Mia podniosła kieliszek. – Fajny gość! Daje draniom popalić. Odczep się od niego.
Zaszokowana Melanie spojrzała na siostrę.
– Nie mówisz chyba poważnie?
– A jakże, mówi – odezwała się Ashley. – Dlaczego by nie?
– No właśnie, dlaczego by nie? – Mia mówiła już mocno bełkotliwie. – Nie wyrywaj się tak, siostrzyczko. Zostaw faceta w spokoju, może dobierze się do Boyda i Stana.
Melanie zmarszczyła czoło. – Upiłaś się, Mia.
Jakby na potwierdzenie tych słów, Mia zachwiała się i chwyciła krawędzi blatu.
– Czy muszę być pijana, żeby życzyć mojemu mężowi śmierci? Nienawidzę tego sukinsyna.
– Mia. – Melanie przemawiała do siostry spokojnie i cierpliwie. – Rozumiem, co czujesz. Przeżywasz trudny okres, ale morderstwo zawsze jest złem. Nie mów podobnych rzeczy nawet żartem.
– Nie sądzę, żeby Mia żartowała – powiedziała Ashley.
– Nienawidzisz Stana tak samo jak ja Boyda – ciągnęła Mia. – Chce zabrać ci Caseya. Spieprzył ci życie. Powiesz mi może, że nie czujesz do niego nienawiści?
– Owszem, bywają momenty, kiedy go nienawidzę. Czasami życzę mu, żeby po prostu zniknął z powierzchni ziemi. Ale dam sobie z nim radę. Muszę. Nie zamierzam liczyć na to, że sprzątnie go jakiś psychol.
– A ja nie daję sobie rady, rozumiesz? – Mia zrobiła nieszczęśliwą minę. – Nie jestem taka silna jak ty.