Выбрать главу

– Uśmiechnęła się. – Twój były mąż nie będzie miał żadnych szans, możesz mi wierzyć.

Melanie kamień spadł z serca.

– Dziękuję ci. Bardzo dziękuję.

– Na razie nie masz za co dziękować. – Pamela wstała na znak, że wizyta dobiegła końca. – Skontaktuję się z adwokatem twojego męża, by ustalić z nim szczegóły proceduralne. Odezwę się do ciebie za kilka dni.

Melanie raz jeszcze podziękowała i razem podeszły do drzwi. Pamela wyciągnęła dłoń.

– O nic się nie martw, Melanie. Jesteś w dobrych rękach.

– Wiem. – Mel zatrzymała się jeszcze w progu.

– Wygrałaś swoją sprawę o opiekę nad dziećmi, prawda? – zapytała.

– Tak.

– I na tym się skończyło?

Pamela doskonale rozumiała obawy swojej klientki. Nawet jeśli wygra, Stan nie zrezygnuje z walki i nadal będzie próbował dochodzić swoich praw.

– Wiem, że się niepokoisz, ale wierz mi, raz wydany wyrok trudno podważyć, chyba żeby w grę wchodziło znęcanie się nad dzieckiem. Twój były mąż ma w tej chwili jedyną szansę. I straci ją, ponieważ przegra.

– A jak było w twoim przypadku? Czy twój mąż zrezygnował po pierwszym wyroku? Łaskawie usunął się z pola widzenia?

– Owszem, można tak powiedzieć. Wkrótce po zapadnięciu orzeczenia przeprowadził się. Ja się nawet ucieszyłam, chociaż dzieci bardzo to przeżywały. Było mi przykro ze względu na nie, bo nie chciałam, żeby straciły kontakt z ojcem, ale on sam tak zdecydował.

Wychodząc, Melanie przypomniała sobie kłótnię z siostrami. Ona też nie chciałaby odizolować Gaseya od ojca, ale musiała szczerze przyznać, że poczułaby ogromną ulgę, gdyby Stan raz na zawsze zniknął z jej życia.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Melanie wyszła z kancelarii Pameli mocno podniesiona na duchu. Po raz pierwszy od chwili, kiedy Stan poinformował ją o swoich zamiarach, nabrała nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Więcej, była pewna, że podczas sądowego starcia odniesie całkowite zwycięstwo.

Mniej więcej w połowie drogi odezwał się biper. Była to jakaś wiadomość z policji miejskiej. Natychmiast oddzwoniła do pracy z telefonu komórkowego. Odebrał Bobby.

– Cześć, partnerze. To ty dzwoniłeś?

– Gdzie jesteś, Mel?

– Jakieś dwadzieścia pięć minut drogi od Charlotte. Co się dzieje?

– Zamierzają przeprowadzić identyfikację, bo chcą się przekonać, czy świadkowie rozpoznają Jenkinsa. Mamy tam być.

– O której?

– O czwartej.

Zerknęła na zegarek. Cholera.

– Spotkamy się na miejscu.

Kiedy przyjechała do FBI, identyfikacja już się zaczęła. Trochę zdenerwowana Melanie stanęła koło Bobby’ego.

– Bardzo się spóźniłam?

– Nie, dopiero zaczęli. Poranna identyfikacja na podstawie zdjęć niewiele dała, dlatego nas tu ściągnęli.

Rozejrzała się po pokoju. Poza gliniarzami z FBI, Bobbym, panią prokurator, która śledziła pierwsze przesłuchanie i która miała być oskarżycielem w sprawie Jenkinsa, dostrzegła jakiegoś nieznanego mężczyznę, zapewne adwokata podejrzanego. Z niejakim rozczarowaniem stwierdziła, że Connor Parks nie przyszedł. Irytował ją, ale jego obecność zmuszała do myślenia, była wręcz inspirująca.

Tymczasem wywoływani z szeregu mężczyźni kolejno wychodzili przed szereg. Na polecenie Pete’a Harrisona odwracali się najpierw prawym profilem, a potem lewym. Jenkins stał jako trzeci w szeregu. Blady i spocony, wyglądał tak, jakby za chwilę miał zwymiotować.

– Przyjrzyj się uważnie, Gayle – zwrócił się Pete do świadka. – Czy rozpoznajesz mężczyznę, który tamtej feralnej nocy czekał na Joli Andersen na parkingu?

Kobieta długo się wahała.

– Nie… nie jestem pewna. Ja… – bąkała niewyraźnie.

– Nie musisz się spieszyć – wtrąciła pani prokurator. – Najpierw się upewnij się, a dopiero potem odpowiadaj.

Kobieta skinęła głową, wzięła głęboki oddech i wychyliła się lekko do przodu.

– Było ciemno… On… przypominał trochę numer trzeci. Miał podobne włosy… takie jakby ciemnawe… kręcone.

– Podobne? Takie jakby? – zapytał adwokat podejrzanego. – Miał takie włosy jak numer trzeci czy nie?

Gayle spojrzała na Harrisona, potem znowu w lustrzaną szybę.

– Takie same.

– Czy numer trzeci jest człowiekiem, którego widziała pani tamtej nocy?

Prokurator chrząknęła ostrzegawczo. Świadek nerwowo splatał i rozplatał dłonie.

– Nie chciałabym się pomylić. – To zrozumiałe.

Kobieta przygryzła wargę.

– Numer trzeci… czy mógłby raz jeszcze wyjść przed szereg?

Harrison wydał polecenie.

– To mógł być on – powiedziała po dłuższej chwili.

Dochodzeniowcy wymienili spojrzenia.

– Mógł? – zapytał Harrison.

– Mógł – przytaknęła. – Mówiłam już, że było ciemno, a ja spieszyłam się do samochodu.

– Rozumiem – wtrącił adwokat Jenkinsa ugodowym tonem. – W końcu było bardzo późno.

– Tak, bardzo późno. – W głosie kobiety zabrzmiała ulga.

– A pani tej nocy piła.

Gayle zerknęła niepewnie na policjantów.

– Trochę.

Melanie wiedziała już, że na takich zeznaniach nie sposób oprzeć oskarżenia.

– Dziękuję, że przyszłaś, Gayle – odezwała się prokurator. – Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni.

– To wszystko? – Kiedy pani prokurator skinęła głową, Gayle wstała. – Przykro mi… że nie mogłam więcej pomóc.

– Bardzo nam pomogłaś. Odprowadzę cię do wyjścia.

– Mówiłem wam, że zatrzymaliście niewłaściwego człowieka – powiedział adwokat Jenkinsa, gdy tylko zamknęły się drzwi za świadkiem.

– Dlaczego pan tak uważa? – zirytował się Stemmons. – Świadek właśnie potwierdził, że pański klient ma taką samą sylwetkę i kolor włosów jak mężczyzna, z którym widziano tamtej nocy Joli Andersen.

Adwokat uśmiechnął się pobłażliwie.

– Owszem. Tak jakby. Trochę podobne. Nie macie ani jednego dowodu, który wiązałby mojego klienta z morderstwem w „Sweet Dreams Motel”, choćby jednego odcisku palca. Nie ma co ukrywać, po prostu nie macie nic. – Ruszył ku drzwiom, ale w progu jeszcze się odwrócił. – Wycofajcie się albo w imieniu Jenkinsa wytoczę wam sprawę o naruszenie dóbr osobistych.

Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Pete zaklął cicho.

– Ten łajdak jest na pewno winien.

W przeciwieństwie do Harrisona, Melanie nie miała tej pewności.

– Prawda jest taka, że nie mamy żadnych dowodów: odcisków palców, włosów, mikrośladów. Nie niepokoi was to?

– Niepokoi jak jasna cholera. Ale czuję w kościach, że ten sukinsyn ją zabił.

– W czasie przesłuchania był rzeczywiście przerażony – mruknął Bobby. – Dzisiaj też. Pocił się, jakby siedział w łaźni. Dziwię się, że dziewczynie nie wystarczyła jego mina, żeby go wskazać.

– Nie sądzisz, że to właśnie podważa wiarygodność jej zeznań? Wyglądał tak, jakby zabił, a ona w dalszym ciągu miała wątpliwości. Co będzie, jeśli w sądzie chłopak zacznie zachowywać się pewnie? Gayle gotowa się wycofać.

Harrison zaklął ponownie.

– Niech to diabli. Z tym facetem coś jest nie w porządku. Bardzo nie w porządku.

Melanie zgadzała się z tą opinią, jednak to wcale jeszcze nie oznaczało, by uwierzyła w winę Jenkinsa. Wciąż pamiętała o profilu mordercy skonstruowanym przez Parksa, a podejrzany był kimś zupełnie innym. Głęboko ufała inteligencji i fachowości Connora. To dziwne, ale ten antypatyczny gbur i cynik jawił się jej jako prawdziwy autorytet.

Podzieliła się swoimi wątpliwościami z Harrisonem i Stemmonsem.

– Pieprzę Parksa – oznajmił Stemmons, przemówiwszy pierwszy raz od chwili wyjścia adwokata. – Nie pofatygował się tutaj dzisiaj, prawda? Ten facet jest jak wrzód na dupie.