Znowu ta sama reakcja. Weronika z trudem oddychała, czuła przyspieszone bicie serca, suchość w gardle, policzki jej pałały, a dłonie miała wilgotne.
Co się z nią dzieje?
– Prawdę. Wolę odpowiedzieć na pytanie, niż udawać macho w spódnicy. A co bym odpowiedziała? Że to miłość. Prawdziwa miłość. Nie zauroczenie, nie pożądanie, ale miłość. Mieć kogoś, komu można zawierzyć każdą tajemnicę, kto byłby najważniejszy na świecie. Przy kim nie czułabym się samotna. – Zaszokowana własną szczerością, odwróciła wzrok i zaśmiała się nerwowo. – Masz swoją twardą panią prokurator. Czuję się jak nastolatka.
Mia położyła dłoń na dłoni Weroniki.
– Nie masz się czego wstydzić. Ja chcę tego samego. Kiedy wychodziłam za mąż, myślałam, że moje marzenia się spełnią, ale… – Łzy napłynęły jej do oczu.
Weronika poczuła bolesny ucisk w gardle. Jeszcze nigdy nikt nie budził w niej równie silnych uczuć jak Mia.
– Chodzi o twojego męża, prawda? Dlatego przyjechałaś do mnie? Czujesz się nieszczęśliwa.
– Tak – szepnęła Mia, spuszczając wzrok. – Skąd wiesz?
– Z tego, co mówiłaś, domyśliłam się, że masz jakieś kłopoty. Chętnie cię wysłucham, jeśli chcesz o tym porozmawiać.
– Dzięki, ale… – Mia pokręciła głową. – Nie chcę zamęczać cię swoimi problemami.
– Jesteśmy przyjaciółkami, tak czy nie? Na tyle dobrymi przyjaciółkami, żeby zwierzać się sobie ze swoich problemów.
Mia długo patrzyła na Weronikę w milczeniu, wreszcie zdecydowała się mówić.
– Mój mąż… on mnie oszukuje. Kiedy powiedziałam mu to w oczy, wpadł w furię i… uderzył mnie. Nie pierwszy raz… nie jedyny…
Weronika czuła, że ogarnia ją ślepa wściekłość. Z trudem się pohamowała, żeby nie wybuchnąć. – Nie możesz puścić mu tego płazem, Mia. Nie możesz się godzić na takie traktowanie.
– To samo mówi Melanie. – Mia zaśmiała się gorzko i otarła łzy wierzchem dłoni. – A Ash twierdzi, że jestem za mało stanowcza.
– Nie wierz jej. Nie oskarżaj się. – Weronika ścisnęła mocno dłonie Mii. – Nie potrafisz zostawić męża, boisz się odejść od niego, i jest to zrozumiałe. Przez lata wmawiał ci, że bez niego nie dasz sobie rady, po prostu zginiesz. Tak właśnie postępują tacy faceci jak twój Boyd.
Mia pokręciła głową.
– Nic nie rozumiesz – powiedziała znękanym głosem. – Nie jesteś w stanie zrozumieć. Spójrz na siebie. Odniosłaś sukces, jesteś zastępcą prokuratora rejonowego, i tyle jeszcze przed tobą. A ja czym się zajmowałam, od kiedy wyszłam za mąż? Zakupy, ploteczki, spotkania ze znajomymi, to mój cały świat. Mój cały sukces.
– Natychmiast przestań, Mia. To on chce, żebyś tak myślała. Wbija ci podobne bzdury do głowy. Chce zrobić z ciebie potulną myszkę, która boi się własnego cienia. Usiłuje uzależnić cię od siebie. Jest chory. A w tym, co mówisz, nie ma nawet źdźbła prawdy.
– Nic nie wiesz! Bo i skąd?
– Skąd? – powtórzyła Weronika. – Stąd, że byłam taka jak ty. Mój mąż niczym nie różnił się od Boyda. Ciągle mnie krytykował i wyśmiewał. Próbował mnie załamać, zniszczyć moją wiarę we własne siły. Doszłam do tego, że bałam się podjąć najbłahszą decyzję, nie zasięgnąwszy rady księcia małżonka. Pytałam go, co mam jeść, jak się ubierać i jaką fryzurę powinnam nosić. Im bardziej polegałam na jego decyzjach, tym bardziej mnie upokarzał i poniżał. – Przerwała na moment, żeby opanować drżenie w głosie. – Poświęciłam dla niego wszystko, łącznie z szacunkiem wobec samej siebie, a on zdradzał mnie z inną. Wyśmiał mnie, kiedy powiedziałam, że wiem o wszystkim, ale wcale nie próbował zaprzeczać, tylko wręcz przeciwnie, triumfował!
Mia wsłuchiwała się w każde słowo Weroniki i patrzyła na nią z niedowierzaniem.
– Co było dalej? – zapytała drżącym głosem.
– Zdobyłaś się na odwagę? Odeszłaś od niego?
– Nie, nie zdobyłam się na odwagę. Zginął w wypadku. – Weronika nie mogła oderwać wzroku od twarzy Mii. Zachwycała ją delikatna skóra, jasna karnacja, piękna cera bez najmniejszej skazy. Z wysiłkiem odwróciła wreszcie spojrzenie. – Zabrakło mi siły. Dopiero po jakimś czasie zobaczyłam, co się wtedy ze mną działo i kogo ten człowiek ze mnie zrobił. Dlatego potrafię wczuć się w twoją sytuację. – Wzięła głęboki oddech i spojrzała Mii prosto w oczy.
– Nie potrzebujesz go. Przekonasz się, że potrafisz poradzić sobie bez niego. A ja obiecuję, że ci w tym pomogę.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY
Melanie przejrzała jeszcze raz listę potencjalnych ofiar Anioła Śmierci. W ciągu tygodnia przeprowadziła rozmowy z ponad trzydziestką krewnych zmarłych, ale żaden ze zgonów nie wzbudził jej podejrzeń.
Kolejne nazwisko do sprawdzenia: Joshua Reynolds. Spłonął we własnym łóżku. Po przeczytaniu nekrologu skontaktowała się ze strażą pożarną, gdzie usłyszała, że Reynolds, jak wykazała autopsja, był w chwili śmierci w sztok pijany. Najwidoczniej zapalił papierosa, po czym urwał mu się film i przez to zginął. Nie pierwszy raz po pijanemu zaprószył ogień w łóżku, ale wcześniej zawsze ktoś przychodził mu z pomocą. Jednak tym razem miał pecha. Papieros wpadł do kosza na papiery i pożar strawił mieszkanie.
Reszta rodziny na szczęście się uratowała, bo żona z dziećmi wyjechała na weekend do swojej matki, która mieszkała w Asheville. W komputerowej bazie danych policji miejskiej Melanie znalazła aktualny adres wdowy i jej numer telefonu. Zadzwoniła. Po czterech sygnałach usłyszała w słuchawce kobiecy głos.
– Dzień dobry – zagadnęła pogodnym głosem. – Mieszkanie pani Reynolds?
Kobieta się zawahała.
– Tak – odpowiedziała po chwili. – O co chodzi?
– Rozmawiam z panią Ritą Reynolds? – upewniła się Melanie.
– Kto mówi? – Ton głosu kobiety, dotąd obojętny, brzmiał teraz lodowato.
Melanie skrzyżowała palce, pamiętając, co rano powiedział Bobby: jeśli szef zorientuje się, co w godzinach pracy wyrabia jego podwładna, gotów zabrać jej blachę za nadużywanie stanowiska.
– Dzwonię z Centrum Nagród Loterii Amerykańskiej. Czy rozmawiam z panią Ritą Reynolds?
– Tak – potwierdziła kobieta. – Jeśli chce pani coś sprzedać, nie jestem…
– Cieszę się, że panią odnalazłam – brnęła Melanie. – Pani mąż wygrał jedną z naszych głównych nagród…
– Kto mówi?
– Dzwonię z…
– Kim pani jest naprawdę? Agentką firmy ubezpieczeniowej? – Kobieta mówiła podniesionym głosem, a Melanie usłyszała w tle krzyki dzieci i szczekanie psa. Mali Reynoldsowie musieli właśnie wrócić ze szkoły. – Mówiłam już, że nie mam nic wspólnego ze śmiercią męża, aczkolwiek nie twierdzę, żebym szczególnie go opłakiwała. Do widzenia.
I odłożyła słuchawkę. Melanie natychmiast nacisnęła redial. Kiedy usłyszała głos pani Reynolds, oznajmiła bez wstępów:
– Jestem policjantką. Nazywam się May. Mam podstawy przypuszczać, że pani mąż został zamordowany. Szukam dowodów.
– Policja już u mnie była! – krzyknęła poirytowana wdowa. – Zadawali mi setki pytań, nawet podłączali mnie do jakiegoś kretyńskiego wykrywacza kłamstw. I nadal nie mam domu, bo firma, w której mąż wykupił polisę, nie chce wypłacić ubezpieczenia.
– Pani Reynolds…
– Nie zabiłam go. Czy to jasne? Dajcie mi święty spokój.
– Proszę zaczekać. Proszę nie odkładać słuchawki! O nic pani nie oskarżam. Jeśli moje podejrzenia się potwierdzą, otrzyma pani pieniądze z polisy.
Zdenerwowana wdowa nie rzuciła słuchawki, ale jej cierpliwość była na wyczerpaniu. Melanie nie miała czasu, musiała przejść do rzeczy.