– Nie możemy pozwolić sobie na najmniejszy błąd – przestrzegał Rice. – Jesteś absolutnie pewien, że mordercą jest kobieta?
– Absolutnie – przytaknął Connor.
– A pani? – Rice przeniósł wzrok na Melanie. – To w końcu pani dochodzenie, pani sprawa.
Jej dochodzenie. Jej sprawa. Nie mogła w to jeszcze uwierzyć.
– W stu procentach zgadzam się z Parksem. – W porządku. – Rice zamknął teczkę z dokumentacją. – Czego oczekuje pani od FBI?
Pytanie ją zaskoczyło.
– Nie rozumiem.
– Czy jako przedstawicielka policji miejskiej prosi pani Biuro o pomoc?
Nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła oddychać. A więc to dzieje się naprawdę?
– Tak – wykrztusiła wreszcie.
– Pani szef musi to potwierdzić. W ciągu najbliższej godziny oczekuję wiadomości od niego.
Teraz Rice zwrócił się do Connora:
– A ty, agencie Parks? Wchodzisz w sprawę?
– To znaczy?
– Jesteś zawieszony, zapomniałeś? Wchodzisz czy nie?.
Obaj mężczyźni mierzyli się przez chwilę wzrokiem, w końcu Connor zaklął cicho.
– Wchodzę. Będę na twoje polecenia, będę robił, co chcesz, ale oczywiście wchodzę.
Rice pokiwał głową.
– Dobra – mruknął. – Musisz skontaktować się z kumplami w Quantico. Wyślij im wszystko, czym dysponujecie, i zasięgnij ich opinii. Chodzi o wszechstronną konsultację.
– Jasne, w takiej sprawie jest to wskazane – zgodził się Connor.
– Następny krok? – chciał wiedzieć Rice. Ponieważ Melanie milczała, wyręczył ją Parks:
– Będziemy prowadzić dochodzenie dwutorowo. Z jednej strony trzeba szukać dalszych ofiar, a z drugiej – relacji między nimi i naszą Enes. Musimy dojść, skąd znała tych mężczyzn. Nie trafiała przecież na nich przypadkiem.
Melanie przytaknęła.
– Pierwsze trzy sprawy odkryłam, korzystając z oficjalnych kanałów. Być może ta kobieta ma dostęp do danych policyjnych.
– Nie, to zły trop. Joshua Reynolds był czysty. Nie ma na niego ani jednej skargi.
– Może trzeba zacząć od najprostszego związku, to znaczy od obszaru, na którym działa Enes? – podsunął Rice.
– Też nie – odpowiedział Connor. – Zamordowani mieszkali i pracowali zbyt daleko od siebie, by taki związek mógł zachodzić. Nie wchodzi też w grę to samo środowisko zawodowe lub jakaś wyodrębniona grupa społeczna, gdzie ludzie o sobie dużo wiedzą. Natomiast powinniśmy poszperać w przeszłości ofiar. Sprawdzić, skąd podchodzą, gdzie chodzili do szkoły, gdzie studiowali.
– Kluby sportowe – podsunął Steve. – Siłownie… inne…
Connor nagle się wyprostował.
– A może ona umawiała się z tymi facetami?
Melanie poczuła ciarki na plecach.
– Możliwe – mruknęła. – W ten sposób zbliżała się do nich i poznawała ich tajemnice oraz słabości.
– To nadal nie wyjaśnia, gdzie ich poznawała – powiedział Connor w zamyśleniu.
– Prawda – przytaknęła Melanie – Otwiera nam jednak pole poszukiwań. Bary, restauracje…
– Wygląda na to, że wiecie już, czego szukać. Skontaktujcie się możliwie najszybciej ze Stanowym Biurem Śledczym. Będziecie potrzebowali ich pomocy.
Rice podniósł się, Melanie i Connor poszli w jego ślady.
– Dobra robota, pani porucznik – powiedział.
– Bardzo dobra robota.
Melanie rozpromieniła się na tę pochwałę.
– Dziękuję, agencie Rice.
– Informujcie mnie o postępach dochodzenia – poprosił Rice, odprowadzając ich do drzwi.
– Con? – Zerknął na Parksa. – Masz już dla niej imię?
– Aha. Mroczny Anioł.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI
Od tej chwili życie Melanie uległo radykalnej zmianie. Była w centrum wydarzeń, prowadziła bez wątpienia jedną z największych i najbardziej kontrowersyjnych spraw, jakie zdarzyły się kiedykolwiek w Charlotte.
Podczas pierwszych dwóch tygodni oficjalnego dochodzenia znaleziono kolejne cztery potencjalne ofiary Mrocznego Anioła. W sumie ośmiu zamordowanych. Przerażająca liczba. Gdyby nie Melanie, morderczyni działałaby nadal przez nikogo niezauważona.
Gdziekolwiek Melanie się teraz pojawiła, każdy chciał z nią rozmawiać o zbrodniach Mrocznego Anioła. Udzielała wywiadów, brała udział w dyskusjach, ale najważniejsze było to, że uczestniczyła w fascynującym dochodzeniu, które zresztą, czemu nie sposób się dziwić, pochłonęło ją bez reszty, nie pozostawiając czasu na nic innego.
Ku własnemu zaskoczeniu odkryła, że lubi pracować z Connorem. Z każdym dniem coraz bardziej ceniła jego inteligencję i przenikliwość, uczciwość i honor. Był samotnym kowbojem, który robił to, co uważał za słuszne, nawet jeśli nie zawsze było to zgodne z zasadami politycznej poprawności.
Co dziwne, nawet nadmiernie rozwinięte ego Connora nie stanowiło przeszkody w ich współpracy. Przeciwnie, Parks na każdym kroku podkreślał, że to Melanie pierwsza wpadła na trop Mrocznego Anioła, że sama wszczęła dochodzenie i nadal powinna nim kierować.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu.
– Słucham, May.
– Jak mogłaś? – usłyszała w słuchawce stłumiony kobiecy głos. – Jak mogłaś to zrobić?
Zmarszczyła czoło.
– Porucznik Melanie May, Departament Policji w Whistlestop. Kto mówi?
– Wiem, kim jesteś. – Głos kobiety był pełen niezgłębionej goryczy. – Myślałam, że kto jak kto, ale ty będziesz po naszej stronie. Myślałam, że ci zależy. Zdrajczyni.
– Zależy mi – odpowiedziała Melanie machinalnie. – Kto dzwoni?
W słuchawce zaległa cisza. Melanie nie zdołała zidentyfikować głosu, ale wydawał się jej dziwnie znajomy. Jakby kiedyś już go słyszała.
Kobieta musiała mieć na myśli sprawę Mrocznego Anioła. Co jednak miało oznaczać określenie: „po naszej stronie”?
– Uwaga, Mel – mruknął Bobby od swojego biurka. – Nadchodzi.
Melanie podniosła głowę i ścierpła. Od drzwi szedł ku niej były mąż. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
Podniosła się czym prędzej z fotela. Nie mogła dopuścić, by stanął nad nią i zaczął szczekać niczym rozwścieczony rottweiler.
– Co cię sprowadza do Whistlestop, Stan?
– Ta sprawa. Chcę, żebyś się wycofała.
Usłyszała za plecami gwałtowne chrząknięcie Bobby’ego. Biedak musiał wprost dławić się ze śmiechu.
– Słucham!?
– Słyszałaś. Chcę, żebyś wycofała się ze sprawy Mrocznego Anioła.
– Nie jesteś już moim mężem – odparła spokojnie. – Nie masz prawa mi mówić, co mam robić, ani tym bardziej urządzać scen w moim miejscu pracy.
– Mylisz się. Jako ojciec Caseya mam wszelkie prawa, by…
– Nie, nie masz. – Melanie wysunęła brodę do przodu. – Jeśli chcesz porozmawiać o naszym synu, chętnie się z tobą umówię, ale nie życzę sobie, żebyś nachodził mnie w pracy. Czy to jasne?
Stan, wyraźnie zaskoczony stanowczą postawą Melanie, cofnął się o krok i odchrząknął.
– To, że jesteś zaangażowana w sprawę Mrocznego Anioła, źle się odbija na Caseyu – oznajmił już spokojniejszym tonem.
– Bzdura.
– Ma koszmarne sny.
– Koszmarne sny? – powtórzyła, ściągając brwi. – Budził się kilka razy w nocy, ale kiedy go pytałam…
– Nie chciał ci nic mówić. – Stan zawahał się.
– Boi się, że zginiesz.
– Skąd ten pomysł? Nawet mu nie wspomniałam, czym się w tej chwili zajmuję. Nie rozmawiam z nim o swojej pracy, co oczywiste, bo jest na to za mały.
– Melanie, zapominasz o telewizji oraz o kolegach Caseya i jego wychowawczyniach. Doskonale wiesz, że wszyscy mówią o sprawie i za każdym razem w tych rozmowach pojawia się twoje nazwisko.