Выбрать главу

Casey rzeczywiście był ostatnio dziwnie wyciszony i smutny. Kiedy odwoziła go do przedszkola, płakał przy rozstaniu, rzucał się jej na szyję, prosił, żeby go nie zostawiała. Tłumaczyła sobie zachowanie synka tym, że poświęca mu zbyt mało czasu.

Myliła się.

– Nie wiedziałam – szepnęła przez zaciśnięte gardło. – Nie miałam o tym pojęcia.

– Ale też go nie pytałaś, prawda? – Stan patrzył na nią z nieukrywaną naganą. – Właśnie dlatego nie chciałem, żebyś została policjantką.

– Nic mi nie grozi, Stan. To, czym się zajmuję, to tylko sprawa…

– … matki, która poświęca więcej czasu pracy niż własnej rodzinie – dokończył surowym tonem.

– Mnie leży na sercu dobro naszego syna. Możesz powiedzieć to samo?

Tego popołudnia Melanie wyszła z pracy wcześniej. Musiała jak najprędzej porozmawiać z Caseyem i zapewnić go, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo.

Gryzło ją sumienie. Jak mogła do tego stopnia zlekceważyć odczucia własnego dziecka? Co z niej za matka?

Kiedy podjechała pod przedszkole, Casey, który bawił się w ogródku, rzucił się ku niej z głośnym okrzykiem radości.

– Mama! – Objął ją mocno za kolana. – Jesteś.

Melanie uniosła go wysoko.

– Jestem, tygrysku. Przyjechałam dzisiaj trochę wcześniej.

Casey przywarł do niej z całych sił.

– Tęskniłem za tobą, mamusiu.

Ucałowała go w oba policzki.

– Ja też tęskniłam za tobą, kochanie. Jedziemy do domu.

Dopiero po kolacji, kiedy obydwoje zwinęli się na kanapie, Melanie zdecydowała się porozmawiać z synkiem.

– Czy wiesz, kochanie, że mama pracuje teraz nad bardzo ważną sprawą?

Casey zerknął na Melanie, a potem szybko opuścił wzrok.

– A więc wiesz?

Skinął w milczeniu głową, nie patrząc na matkę.

Stan miał rację. Poświęcała synkowi zbyt mało uwagi. Wciągnęła głęboko powietrze.

–  Gdzie o tym usłyszałeś?

– W telewizji – szepnął. – Mówili o tobie.

Przygarnęła bliżej Caseya. Usiłowała przybrać spokojny, odprężony ton.

– Powiedz, jak się czułeś, kiedy usłyszałeś moje nazwisko?

Casey wzruszył ramionami.

– Normalnie, ale potem Timrny powiedział, że… że…

W oczach Caseya pojawiły się łzy. Wtulił buzię w ramię Melanie.

– Co takiego powiedział Timmy, skarbie? – przemawiała Melanie łagodnie. – Możesz mi powtórzyć. Obiecuję, że nie będę się denerwować.

Casey wtulił główkę jeszcze mocniej w ramię matki. Kiedy wreszcie zaczął mówić, z trudem łowiła stłumione słowa.

– Timmy powiedział, że to strasznie zły bandyta i że on może… że ty…

Mały zaniósł się płaczem. Melanie bez trudu mogła sobie wyobrazić, co naopowiadał mu Timmy. Ogarnęła ją bezsilna złość. Na kolegę Caseya, na media, przede wszystkim jednak na samą siebie i własną ślepotę.

– Kochanie, czy Timmy powiedział ci, że ten zły człowiek może zrobić mi krzywdę?

Casey skinął głową. Cały drżał. Melanie zaczęła go kołysać.

– Pamiętasz, jak rozmawialiśmy kiedyś o policjantach? O tym, że są bardzo potrzebni, bo chronią ludzi przed bandytami?

– Tak – chlipnął Casey.

– Na tym polega moja praca. Chronię ludzi przed różnymi bandziorami. Łapię ich i zamykam do więzienia. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Nie mogą mi zrobić nic złego, bo się mnie boją. Kiedy tylko mnie zobaczą, uciekają przede mną.

Casey przez chwilę uważnie przyglądał się matce, jakby próbował ocenić, czy może jej zaufać.

– Naprawdę?

– Naprawdę. – Podniosła dwa palce do góry. – Słowo. A teraz musisz mi coś obiecać. Przyrzeknij, że od dzisiaj zawsze będziesz mi mówił, co cię trapi. Pamiętaj, synku, strach ma wielkie oczy, ale najczęściej się okazuje, że nie było czego się bać. Przyrzekasz mówić mi o strachach?

Casey podniósł dwa paluszki do góry i z poważną miną złożył przyrzeczenie.

Potem przyszedł czas na mycie, układanie do łóżka i wieczorne czytanie. Kiedy Casey wreszcie usnął, Melanie zadzwoniła do swojego byłego męża. Niemal natychmiast podniósł słuchawkę.

– Tu Melanie – zaczęła, nie dając Stanowi czasu na odpowiedź. – Chciałam ci podziękować, że przyszedłeś do mnie dzisiaj. Porozmawiałam z nim i… – Wzięła głęboki oddech. – Miałeś rację. Kolega z przedszkola nagadał mu głupstw i Casey się przeraził. Teraz jest już wszystko dobrze, uspokoiłam go. W każdym razie… Dziękuję. Jestem ci wdzięczna, że mnie ostrzegłeś – dokończyła.

Stan przez moment milczał. Był najwyraźniej zaskoczony, czemu Melanie zresztą się nie dziwiła. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni rozmawiali, nie skacząc sobie przy tym do oczu, o dziękowaniu za cokolwiek nie wspomniawszy.

– Drobiazg – powiedział w końcu dziwnie schrypniętym głosem.

Z uśmiechem odłożyła słuchawkę. Dawno nie czuła się tak dobrze.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI

Nad parkietem wisiał gęsty dym. Boyd z trudem przeciskał się między tańczącymi, wodząc wzrokiem od twarzy do twarzy, niczym myśliwy w poszukiwaniu zwierzyny.

Obudził się rano wściekły. Nie wiedział, czemu przypisać ten nastrój, w każdym razie miał wrażenie, że cały świat ogarnęły ciemności. Poruszał się w mroku, miał mroczne myśli i czarną duszę.

Od ostatniego spotkania upłynęło kilka tygodni. Kilka długich tygodni od chwili, gdy po raz ostatni pofolgował swej słabości. Wiele razy wracał we wspomnieniach do tamtej nocy i od nowa przeżywał każdą chwilę.

Modlił się, by wspomnienia wciąż trwały, by nie bladł ich obraz, by wystarczyły mu na dłużej. Niestety, na próżno.

Dotarłszy na skraj parkietu, wciągnął głęboko powietrze i znowu, pełen desperacji, zaczął krążyć wśród tańczących, wypatrując twarzy, która obudziłaby w nim żywszą reakcję.

Mdłe, nijakie kobiety. Takie jak ostatnia. A on szukał siły. Tylko wtedy dominacja, upokorzenie i ból miały sens.

Powinien z tym skończyć, bo każde następne spotkanie było jak rosyjska ruletka. Za każdym razem ryzykował swoje życie. Wreszcie szczęście mu nie dopisze i gdy naciśnie spust, okaże się, że w komorze bębenka był nabój.

Miał coraz mniej czasu. Czuł to w trzewiach, był tego pewien.

Nagle tłum się rozstąpił niczym morze przed Mojżeszem i wtedy zobaczył ją. Szła przez parkiet w kierunku baru. Ubrana na czarno, w czarnych botkach na wysokim obcasie, czarnych obcisłych spodniach ze skóry i topie z czarnej koronki.

Zatrzymała się, jakby wyczuła, że ją obserwuje. Odwróciła się. Ich spojrzenia się spotkały. Usta miała pomalowane ciemnoczerwoną szminką, mocno podkreślone oczy. Uśmiechnęła się dziwnym uśmiechem, który zdawał się mówić: „Wiem, czego potrzebujesz, wiem, jak bardzo jesteś zdesperowany, bo przejrzałam twoją duszę. Wiem, co może cię uszczęśliwić”.

Krew uderzyła mu do głowy. A więc stało się, nadeszła ta chwila. Kobieta dała znak, by się zbliżył. Podszedł z bijącym sercem i zatrzymał się. Przywołała go jeszcze bliżej, bardzo blisko, jakby chciała powiedzieć mu coś na ucho. Kiedy zaczęli się kołysać w takt muzyki, poczuł jej palce na rozporku, poczuł, jak rozpina mu suwak i zamyka dłoń na twardym, sterczącym penisie.

– Będziesz mnie błagał – szepnęła ochrypłym głosem, wsuwając mu język do ucha. – Będziesz umierał z rozkoszy.

W tej samej chwili eksplodował. Kobieta ze śmiechem zapięła mu rozporek i odeszła.

Odprowadzał ją wzrokiem, snując fantazje o następnym spotkaniu.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY

Weronika po raz kolejny spojrzała na zegarek. Nie mogła się doczekać końca zebrania. Mia obiecała, że natychmiast do niej zadzwoni, gdy tylko Boyd wyjdzie do pracy, ale przed zebraniem tego nie zrobiła, mimo że Weronika czekała cały ranek na jej telefon.