Długo tak trwały bez ruchu. Weronika bała się, co Mia powie i jak na nią spojrzy. Bała się, że umrze, jeśli Mia teraz ją odtrąci. Wreszcie zajrzała w oczy swej ukochanej i dojrzała w nich to samo cudowne zdumienie, które sama czuła. Tę samą nadzieję i wahanie.
Ujęła twarz Mii i pocałowała ją. Już nie jak przyjaciółka, ale jak kochanka.
Kiedy oderwały się od siebie, Mia drżącym palcem dotknęła twarzy Weroniki.
– Co będzie z Boydem? – zapytała. – Boję się.
– Nie masz się czego bać. Nie pozwolę, żeby kiedykolwiek cię jeszcze skrzywdził. Nie dotknie ciebie więcej. Obydwie mu na to nie pozwolimy.
– Nie, nie pozwolimy – przytaknęła Mia.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
Melanie weszła do szatni dodzio. Tak jak przypuszczała, Weronika już tam była. Spotykały sie w każdy piątek i razem trenowały, a jeśli któraś nie mogła przyjść, zawiadamiała drugą.
Od chwili rozpoczęcia oficjalnego dochodzenia w sprawie Mrocznego Anioła Melanie żyła w ustawicznym pośpiechu. Ciągłe gdzieś się spóźniała i bez końca musiała za to przepraszać. Jak dzisiaj Weronikę.
– Wybacz – sapnęła, odstawiając torbę. – Wychodziłam już z domu, kiedy zadzwoniła dziennikarka z „Observera” z prośbą o nowe informacje. Nie mogłam się jej pozbyć.
– „Mroczny Anioł. Kolejna niespodzianka” – mruknęła Weronika kwaśno.
– Słucham?
– Od tygodni o niczym innym nie mówisz. Masz obsesję na punkcie tej sprawy.
– Bo to bardzo poważna sprawa, Weroniko – powiedziała Melanie z urazą w głosie. – Myślałam, że kto jak kto, ale ty potrafisz to zrozumieć.
– Ja rozumiem, ale inni? Twoi bliscy, ludzie, którzy cię kochają? – Melanie chciała coś powiedzieć, ale Weronika nie dała jej dojść do głosu.
– Życie nie kończy się na pracy. Zawsze jest jakaś sprawa, a jedna ważniejsza od drugiej.
Melanie już nie próbowała się bronić. Wiedziała, że Weronika ma rację. Przebierały się w milczeniu.
– Jak dochodzenie? – zapytała po chwili Weronika ugodowym już tonem.
– Mamy osiem potencjalnych ofiar.
– Osiem? Pracowity facet z tego Anioła.
– Facetka – skorygowała odruchowo Melanie.
– Facetka. Natrafiliście na jakiś trop?
Melanie pokręciła głową i zatrzasnęła drzwiczki szafki.
– Ani tropów, ani dowodów.
– Kiepsko. Pozostaje wam czekać.
– Na to wychodzi – przytaknęła Melanie, chociaż wszystko się w niej buntowało wobec perspektywy przerażającego wyczekiwania na kolejną zbrodnię.
W czasie treningu Weronika, zazwyczaj lepsza i szybsza od Melanie, była tak bardzo zdekoncentrowana, że tym razem łatwo oddawała pole. Podczas turnieju przegrywałaby już dwa do zera, a trzy punkty przewagi oznaczały koniec walki.
– Jeszcze raz ciebie wykiwam i koniec z tobą – zażartowała Melanie.
– Mam swój plan – oznajmiła na to Weronika.
– Im bardziej będziesz pewna siebie, tym łatwiej cię pokonam. – Mówiąc to, natarła bez ostrzeżenia i wymierzyła potężny cios prosto w mostek.
Melanie poczuła tępy ból, zachwiała się i upadła na matę, z trudem chwytając powietrze.
Otworzyła oczy. Jak przez mgłę zobaczyła nachyloną nad nią Weronikę i instruktora. Weronika się uśmiechała.
To niemożliwe. Z jękiem zamknęła na powrót oczy, a kiedy po chwili je otworzyła, widziała już normalnie.
– Przepraszam, Mel – szepnęła Weronika z zatroskanym wyrazem twarzy. – Nie wiem, co się stało.
Melanie próbowała usiąść, ale ciało odmawiało posłuszeństwa.
– Nie ruszaj się – polecił instruktor, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Nic nie mów, tylko zamknij oczy i oddychaj powoli i głęboko. Skup się na tym. Myśl o tym, że z każdym wydechem pozbywasz się bólu.
Melanie zastosowała się do tego polecenia i zaczęła wracać do siebie, chociaż ból nadal rozrywał klatkę piersiową.
– Spróbuję usiąść – wychrypiała. – Chyba dam radę.
Instruktor pomógł jej. Dotknęła ostrożnie miejsca, gdzie trafiła ją stopa Weroniki. – Co się tu stało? – zapytał pan Browne, uważnie patrząc na Weronikę.
Ta pobladła.
– Nie wiem. Ćwiczyłyśmy i…
– Straciłaś kontrolę – sarknął gniewnie. – Taki cios, niemal prosto w serce, może zabić. Chyba zdajesz sobie sprawę, jak mogło się to skończyć?!
Weroniką spuściła głowę.
– Tak, instruktorze.
– Od tej chwili będziecie trenować z zabezpieczeniem. Obydwie.
Wreszcie Melanie, przy pomocy pana Brownem, stanęła na nogach i chwiejnie ruszyła do szatni, podtrzymywana przez Weronikę.
– Jeszcze raz cię przepraszam – powiedziała Weronika, wyjmując z szafki torbę Mel. – Strasznie mi głupio.
Melanie stanął przed oczami obraz nachylonej nad nią, uśmiechniętej przyjaciółki.
– Czyżby?
Weronika zrobiła się czerwona jak burak.
– Sugerujesz, że specjalnie doprowadziłam do kontaktu?
Wielkie nieba. Oczywiście, że tak. Co w nią wstąpiło? Przyjaźniły się przecież. Dlaczego Weronika rozmyślnie ją zaatakowała?
Melanie wciągnęła głęboko powietrze.
– Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam… wydawało mi się, że się uśmiechasz…
Weronika cofnęła się o krok, wyraźnie dotknięta tym, co usłyszała.
– Wydawało ci się, że się uśmiecham? Stokrotne dzięki, Mel. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.
Teraz Melanie zrobiło się głupio. Ulotniły się resztki gniewu i podejrzeń. Wyciągnęła dłoń.
– Przepraszam cię, Weroniko. To ten cios… wstrząs… Trochę w prawo i mógł zatrzymać akcję serca. Nie chciałam powiedzieć tego, co powiedziałam. Wybaczysz?
Weronika ze sztywnym uśmiechem przyjęła przeprosiny. Melanie odprowadziła ją jeszcze wzrokiem, myśląc, że nieodwracalnie zniszczyła ich przyjaźń.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
W sobotnie wieczory Ashley często chodziła na Dilworth Square. Lubiła zaglądać do drogich, modnych butików, przekąsić coś w którejś z knajpek, wypić kawę w ogródku kawiarni. W sobotnie wieczory sklepy zamykano dopiero o dziesiątej i na Dilworth Square do późna było pełno ludzi.
W tłumie Ashley czuła się mniej samotna.
Ostatnimi czasy źle znosiła ciszę czterech ścian mieszkania, a już najgorsze były noce. Coraz częściej budziła się po kilku godzinach snu zlana potem, z dławiącym ciężarem na piersi, przerażona, że nie obroni się przed wspomnieniami, które w każdej chwili mogły ją unicestwić.
Potrzebowała sióstr, ich bezwarunkowej miłości i zrozumienia. Ich pomocy. Jednocześnie wiedziała, że nie mogą jej pomóc.
Nie potrafią zrozumieć.
O niczym nie wiedziały, bo nigdy nic im nie powiedziała.
Były zajęte wyłącznie sobą, ona ich nie obchodziła. Ashley przymknęła oczy, usiłując pozbyć się przykrych myśli. Mówiła sobie, że siostry ją kochają, że jest dla nich równie ważna jak one dla niej. Niestety ostatnio rzadko je widywała, bowiem Melanie zajęta była dochodzeniem, a Mię pochłaniały problemy małżeńskie.
Bzdura. Oszukiwała się. Coś stanęło między nimi. Ktoś.
Weroniką Ford.
Jak na zawołanie pojawiła się kilkanaście metrów przed Ashley. Wyszła z cukierni z pudełkiem owiniętym w złoty papier i ruszyła przed siebie. Beztroska, zadowolona z siebie.
Ilekroć Ashley przejeżdżała w ostatnich tygodniach koło domu Mii, samochód Weroniki stał na podjeździe. Żadne spotkanie sióstr nie odbywało się już bez Weroniki.
Jakby była jedną z nich.
Nie jest jedną z nich, do diabła. Są trzy siostry, a nie cztery.
Pochwyciła dziwne spojrzenia mijających ją przechodniów i dopiero teraz zorientowała się, że mówi do siebie. Speszona dotknęła dłonią czoła. Było spocone.