Выбрать главу

Weronika skinęła głową i ruszyła w stronę sali konferencyjnej, gdzie już zebrali się wszyscy członkowie zespołu i czekano tylko na Ricka. Tak jak przypuszczała, rozmawiano o jednym, czyli o śmierci Joli Andersen. Rzuciła swoją teczkę na pusty fotel i podeszła do kolegów. Ci przywitali ją, przekrzykując się nawzajem w podnieceniu.

– Nie do wiary, prawda?

– Podobno Rick przez jakiś czas spotykał się z Joli. To musi być dla niego prawdziwy wstrząs.

– Naprawdę? Jest przecież starszy niż…

– Podobno FBI zajęło się sprawą.

– Tak. Wezwali najlepszego speca od profilingu. Mówią, że…

– Podobno w grę wchodził jakiś niezbyt normalny seks.

Weronika zastrzygła uszami, bo była to pierwsza naprawdę interesująca informacja.

– Skąd wiesz? W wiadomościach telewizyjnych nic nie było na ten temat.

– Od faceta z wydziału zabójstw – powiedział kolega. – Nie wdawał się w szczegóły, ale widok był podobno… mało przyjemny.

Do sali wszedł szary na twarzy Rick i rozmowy natychmiast umilkły, a członkowie zespołu szybko zajęli miejsca za stołem. Rick odchrząknął.

– Zanim zaczniecie zadawać pytania, chcę was uprzedzić, że wiem mniej więcej tyle co wy. Morderstwa dokonano w Whistlestop. W motelu. Joli została uduszona. Nie mają jeszcze żadnych podejrzanych, ale agent FBI pracuje nad profilem sprawcy. Morderca pozostawił na miejscu zbrodni ślady biologiczne, ale jakie, nie wiem. Przez wzgląd na rodzinę Andersenów policja nie chce ujawniać żadnych drastycznych szczegółów.

Przesunął drżącą dłonią po czole. Był wyraźnie wstrząśnięty. Patrząc na jego twarz, Weronika pomyślała, że pogłoski na temat związków łączących Ricka i Joli musiały być prawdziwe. Zastanawiała się, czy Rick z tej racji znajdzie się wśród podejrzanych. Prawdopodobnie tak, odpowiedziała sobie na własne pytanie. Zapowiadało się bardzo szczegółowe, dogłębne i zakrojone na wielką skalę dochodzenie.

– Zabierajmy się do pracy – mruknął Rick. – Mamy coś nowego?

Pierwsza odezwała się Laurie Carter.

– Trafiła do mnie sprawa napaści z bronią w ręku. Dwie sąsiadki pokłóciły się o szklankę pożyczonego cukru. Tak się zacietrzewiły, że jedna drugiej przyłożyła żeliwną patelnią.

Wszyscy parsknęli śmiechem. Ned House uniósł lekko brew.

– Żeliwna patelnia miała być tą śmiercionośną bronią?

– A miałeś kiedyś taką patelnię w ręku? – wtrąciła jedna z kobiet. – Są cholernie ciężkie.

– Owszem – przytaknęła Laurie cierpko. – Zaatakowana kobieta trafiła do szpitala. Wstrząśnienie mózgu, szwy na głowie, złamany nos. Chyba wystarczy.

Rick pokręcił głową.

– Kpisz sobie.

– Ani myślę. Dopiero teraz zacznie się śmiesznie. Otóż okazuje się, że jedna pani od drugiej pani pożyczała nie tylko cukier, ale i męża. Takie ciche barabara w podmiejskim osiedlu domków jednorodzinnych.

Ned cmoknął głośno.

– A ludzie mówią, że na przedmieściach żyje się bezpiecznie.

– Wnieś sprawę – mruknęła Weronika. – Ale bierz pod uwagę, że ława przysięgłych będzie po stronie zdradzanej żony.

– Chyba że większość ławników stanowić będą mężczyźni – wtrącił Ned.

Weronika pokręciła głową.

– Wszystko jedno. To purytanie zakładali ten kraj i przysięgli, nieważne, mężczyźni czy kobiety, potępią puszczalską, a usprawiedliwią zdradzaną napastniczkę.

– Wnieś sprawę o czynną napaść i uszkodzenie ciała. To wszystko, co możesz zrobić – zdecydował ostatecznie Rick.

Przeszli do następnych spraw i za każdym razem zebrani spoglądali na Weronikę, oczekując jej opinii. Co prawda dopiero od dziewięciu miesięcy była zastępcą prokuratora, ale w biurze pracowała od trzech lat i zdążyła wyrobić sobie opinię rozważnego oskarżyciela, który każdą sprawę rozpatruje niezwykle wnikliwie i obiektywnie.

Owszem, była obiektywna i rozważna, ale nie miała litości dla drani, którzy grasowali po ulicach, dla tchórzliwych łajdaków, którzy napadali na słabszych od siebie, czyli kobiety, dzieci i starszych ludzi. Wobec takich była absolutnie bezwzględna.

Ujmując sprawę statystycznie, dość powiedzieć, że prawie we wszystkich sprawach, w których występowała jako oskarżyciel, uzyskiwała wyroki skazujące. Dokładnie dziewięćdziesiąt siedem procent podejrzanych, których dotąd oskarżała, trafiło za kratki.

Inni prokuratorzy przyjmowali te dane z nabożnym podziwem, ale Weronika nie widziała w tym niczego nadzwyczajnego. Jeśli angażowała się w jakąś sprawę, robiła to z głęboką wiarą, że odniesie sukces. I pewnie dlatego zazwyczaj wygrywała.

Teraz dyskutowali nad doniesieniem o próbie gwałtu. Cały zespół czekał na opinię Weroniki. Rick uważał, że sprawa z góry skazana jest na porażkę. Sąd zazwyczaj nie dawał wiary dziewczynie, szczególnie wtedy, gdy niedoszłym gwałcicielem był jej własny chłopak, a tak właśnie było w tym przypadku.

Co gorsza dziewczyna miała złą opinię, a chłopak pochodził ze znanej rodziny, był zwycięzcą kilku ogólnokrajowych szkolnych olimpiad i kapitanem licealnej drużyny futbolowej.

Weronika twardo obstawała za wniesieniem oskarżenia. Widziała siniaki na ciele Angie Alvarez. Rozmawiała z dziewczyną, ujrzała niekłamane przerażenie w jej oczach.

– Przecież żyjemy w Ameryce – przekonywała Ricka. – To, że chłopak potrafi kopać piłkę, a jego stary ma pieniądze, jeszcze nie oznacza, że smarkacz stoi ponad prawem. „Nie” znaczy „nie”, jednakowo dla każdego.

Przysięgła sobie, że doprowadzi do sprawy. I w końcu Rick uległ.

Uśmiechnęła się z satysfakcją, wspominając pierwsze spotkanie z aroganckim, pewnym siebie chłopakiem i jego lekceważące, pełne buty odpowiedzi.

Teraz cię dostanę, gówniarzu! – pomyślała.

– Jest jeszcze jedna dziewczyna – poinformowała Ricka.

Rick wyprostował się w fotelu.

– Zgodzi się zeznawać?

– Owszem, jest gotowa stanąć przed sądem jako świadek.

– Dlaczego sama nie złożyła doniesienia?

– Przestraszyła się. Matka przekonała ją, że jeśli będzie dochodziła sprawiedliwości, zrujnuje sobie opinię i żaden porządny chłopak już się nią nie zainteresuje. Mamuśka błagała, żeby mała zapomniała o wszystkim i udawała, że nic się nie stało.

– Dlaczego zmieniła zdanie?

– Bo pomimo dobrych rad rodzicielki nie potrafiła zapomnieć. – Weronika schowała dłonie pod stół. Nie chciała, by koledzy zobaczyli, jak wyłamuje palce i jak bardzo poruszyła ją ta sprawa. – Poza tym teraz nie jest sama, więc poczuła się pewniej. A chłoptyś, jak się zdaje, ma więcej na sumieniu.

– Dotarłaś do innych dziewcząt? – Laurie pokręciła głową, wyraźnie zniesmaczona.

– Znajdę je. Moje dwie asystentki mi pomogą, bo słyszały rozmaite pogłoski.

– Załatw tego fiuta – mruknęła Laurie.

– Masz to u mnie – uśmiechnęła się Weronika.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Dochodziła już siódma, kiedy Melanie mogła wreszcie wyjść z pracy i pojechać do siostry po Caseya. Miała za sobą wyczerpujący i zwariowany, ale również bardzo pouczający dzień. W ciągu ostatnich dwunastu godzin dowiedziała się więcej niż przez cały okres studiów w akademii policyjnej czy z fachowych książek, do których sięgała w każdej wolnej chwili.

Przekonała się, że w przypadku morderstwa dochodzenie jest niezwykle żmudnym procesem. Wymaga cierpliwości, logiki i uporu, czyli tych cech, które wprawdzie można w sobie doskonalić, ale nie sposób się ich nauczyć. Trzeba też okazywać wiele delikatności i zręczności w rozmowach z rodziną ofiary, a jednocześnie mieć grubą skórę i nieomylny refleks.

Bliscy Joli nakreślili portret szczęśliwej, zadowolonej z życia dziewczyny, która lubiła towarzystwo mężczyzn i dobrą zabawę. Melanie udało się sporządzić listę klubów, w których bywała młoda Andersen. Zdobyła też nazwiska mężczyzn, z którymi Joli spotykała się w ostatnich miesiącach życia. Obydwie listy prezentowały się całkiem pokaźnie.