– Jamey. Opowiadałeś mi o nim. Lubiłeś go bardzo, prawda?
– Może nawet za bardzo, biorąc pod uwagę sytuację.
– Tak to jest z dziećmi, że potrafią nas zupełnie zawojować. – Melanie zaczęła zbierać papiery ze stołu. – Kiedy zaczniemy przesłuchiwać żony i przyjaciółki ofiar?
Connor nie odpowiedział, tylko podszedł do Melanie i ujął jej twarz w dłonie.
– Connor, ja… Nie powinieneś. Jesteśmy…
– Kolegami – mruknął. – Wiem. Powtarzałem to sobie setki razy. Wspólnie prowadzimy poważne dochodzenie i nie wolno nam angażować się w związek.
– Ale?
– Ale chcę cię pocałować.
Ledwie nachylił się do Melanie, drzwi się otworzyły i w progu stanął zaspany Casey.
– Mamo?
Odskoczyli gwałtownie od siebie.
– Ucho mnie boli.
Melanie szybko podeszła do synka i wzięła go na ręce.
Drugie ostrzeżenie, pomyślał Connor, sięgając po kopertę. Los rzadko udziela dwóch ostrzeżeń, a już nigdy trzech. Powinien potraktować je poważnie.
– Przepraszam – powiedział. – Nie powinienem był…
– Nie przepraszaj. Jestem tak samo winna jak ty.
To, że przyjmowała część winy na siebie, oznaczało, że i on nie jest jej obojętny.
Teraz jednak nie miało to już żadnego znaczenia, bo od tej chwili miały ich łączyć wyłącznie zawodowe stosunki.
Melanie odchrząknęła.
– Może lepiej, że Casey… Sprawy niepotrzebnie by się skomplikowały.
– Tak. – Connor ruszył do drzwi. – Nie odprowadzaj mnie, tylko zajmij się synkiem.
– Dzięki.
– Zacznę dzwonić do żon i przyjaciółek ofiar. Spróbuję umówić nas na rozmowy z nimi.
– Natychmiast mnie zawiadom, jak już będziesz coś wiedział.
– Oczywiście.
Connor wreszcie wyszedł, zastanawiając się, jak u diabła będzie w stanie dotrzymać umowy, którą właśnie zawarli.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY
Melanie wzięła głęboki oddech i nacisnęła dzwonek przy drzwiach mieszkania Ashley. Ręce jej drżały. Pół godziny wcześniej odebrała telefon od Weroniki. Ktoś, kto przedstawiał się jako Melanie May, poprzedniego dnia odwiedził biuro prokuratora okręgowego w Charlotte. Kobieta posługiwała się identyfikatorem, miała na sobie mundur policyjny i zadawała przedziwne pytania na temat Weroniki: z kim się przyjaźni, czy jest lubiana i jakie ma nawyki.
Weronika wpadła w furię. Była przekonana, że to Ashley podszyła się pod nią, Melanie nie mogła uwierzyć, by Ashley zrobiła coś podobnego. Tylko ktoś zdesperowany i szalony mógł ważyć się na podobny krok. Kiedy zaczęła bronić Ashley, Weronika opowiedziała jej, co wydarzyło się w sobotni wieczór i Melanie zaczęła powątpiewać w niewinność siostry.
Ashley nie odpowiadała. Na jej nieobecność wskazywały zaciągnięte żaluzje, pełna skrzynka pocztowa, ulotki reklamowe na wycieraczce i od dawna niepodlewane kwiaty na ganku.
Melanie zmarszczyła czoło. Wprawdzie dom wyglądał na opuszczony, ale samochód Ashley stał na parkingu.
Zadzwoniła ponownie i odczekała chwilę, po czym zaczęła pukać, z każdą chwilą coraz bardziej zaniepokojona. Wreszcie usłyszała jakieś odgłosy i drzwi się otworzyły.
Jęknęła na widok siostry. Ashley wyglądała jak śmierć na chorągwi. Była bardzo blada, a oczy miała upiornie podkrążone.
– Chryste, co się z tobą dzieje?
Ashley zamrugała nieprzytomnie.
– Spałam, obudziłaś mnie.
Melanie zerknęła na zegarek. Co prawda był sobotni ranek, ale dawno minęła dziesiąta.
– Balowałaś wczoraj?
Ashley cofnęła się, robiąc przejście siostrze.
– Nie mogłam usnąć, więc wzięłam proszek – powiedziała, ziewając. – Nawet nie wiem, o której w końcu zasnęłam, w każdym razie późno.
Melanie spochmurniała. Proszki nasenne?
– Od dawna masz kłopoty ze spaniem?
Ashley lekceważąco wzruszyła ramionami i ponownie ziewnęła.
– Muszę się napić kawy.
Melanie ruszyła za siostrą do kuchni. Wszystkie zasłony i żaluzje były szczelnie zaciągnięte, w mieszkaniu było ciemno jak w grobowcu i bardzo duszno.
– Jest piękna pogoda. Pozwolisz, że otworzę okna i wpuszczę trochę powietrza?
– Rób, co chcesz.
Ashley zajęła się przygotowywaniem kawy, natomiast Melanie odsłoniła i otworzyła okna.
– Nie lepiej tak?
Ashley nie odpowiedziała. Oparta o blat kuchenny, wpatrywała się tępo w przestrzeń. Przed nią stały dwa kubki i słoik z kawą rozpuszczalną. To też było niepokojące, bo Ashley uwielbiała dobrą kawę z ekspresu.
– Rozpuszczalna? Co się z tobą dzieje? Nie wierzę własnym oczom, Ash.
– Wiem, ale nie jestem w stanie zrobić prawdziwej. Za duży kłopot.
Melanie pokręciła głową i kazała siostrze siadać.
– Ja się tym zajmę.
Nastawiła ekspres, zrobiła grzanki i nalała soku. Po chwili kuchnię wypełnił aromat kawy. Ashley powoli wracała do życia.
Melanie postawiła przed siostrą kubek, talerzyk z grzankami i usiadła.
Ashley upiła łyk kawy.
– Kochana Mel – powiedziała z westchnieniem. – Jak zawsze opiekuńcza. Co byśmy poczęły bez ciebie?
– Obyś nigdy nie musiała się o tym przekonać. A teraz jedz, to ci dobrze zrobi.
Ashley oderwała kawałek chleba i skruszyła go w palcach. Na tym widać, jej zdaniem, polegało jedzenie. Zafrasowana Melanie z uwagą obserwowała siostrę.
– Co się stało Ash?
Ashley wzruszyła ramionami.
– Nic. Wszystko w porządku.
– Właśnie widzę. Masz się doskonale, kwitniesz, po prostu super. I dlatego musisz zażywać proszki nasenne.
Ashley jęknęła.
– Wzięłam jeden. To jeszcze nie powód do histerii, nie uważasz?
– Masz kłopoty w pracy?
– Żadnych.
– Z facetem?
– Puknij się w głowę.
– Więc o co chodzi?
– Dlaczego uważasz, że muszę mieć kłopoty? Uspokój się, Mel. Naprawdę nic mi nie jest.
– A jakże. Więc proszę, spójrz w lustro. Wyglądasz jak trup, najdroższa siostrzyczko.
Ashley uniosła kubek w niby-toaście.
– Ja też cię kocham, słodka Mel.
Ash zaczyna pokpiwać, a to dobry znak, pomyślała Melanie z otuchą.
– Gdybym cię nie kochała, nie byłoby mnie tu.
– Ciekawe, co cię sprowadza? Ostatnio nieczęsto widuję moje troskliwe siostrzyczki.
– Nie mogę mówić za Mię, ale ja mam na głowie dochodzenie w sprawie Mrocznego Anioła, chorobę Caseya i perspektywę rozprawy sądowej. Wystarczy?
– Ja za to mogę mówić za Mię. – Ashley pokruszyła jedną grzankę i zabrała się do następnej.
– Czyżby?
– Uhm. Ostatnio spędza bardzo dużo czasu z Weroniką Ford.
– I to cię niepokoi?
– Owszem.
– Niepotrzebnie, Ash. Przyjaźnią się. Przyjaciółki zazwyczaj spędzają wiele czasu razem.
– Siostry też.
Melanie stłumiła westchnienie.
– Możesz mieć pretensje tylko do siebie, bo od kilku tygodni nie zadzwoniłaś do mnie ani razu.
– Po co? Przecież jesteś okropnie zajęta.
Melanie powoli traciła cierpliwość.
– Mam cię przepraszać? Kajać się? Powiedzieć, że to moja wina? W porządku. Moja wina.
– Pieprz się. – Ashley poderwała się z krzesła i podeszła do okna.
– Na litość boską, Ash! Powiedz wreszcie, co się z tobą dzieje.
– Oczywiście nie przyszło ci do głowy, że to nienormalne, ile czasu Mia spędza z Weroniką.
– Nie, wcale nie uważam, że to nienormalne. Przecież się przyjaźnią.
– Czy przyjaciółki spędzają razem noce? Kilka razy przejeżdżałam późnym wieczorem koło domu Mii i widziałam samochód Weroniki. I na odwrót, samochód Mii pod domem Weroniki. W nocy.