– A dlaczego nie? – zapytała Mia cicho. – Nic mi się nie stało. Nikt o niczym nie wie.
– Boyd jest nieobliczalny, Mia. Gdyby cię zobaczył… gdyby zauważył twój samochód albo… – Weronika usiłowała zachować spokój.
– Nie zauważył, bo jestem na to za sprytna. Tego ranka oddałam samochód do warsztatu, więc wypożyczyli mi inny wóz na dwadzieścia cztery godziny. – Ujęła dłoń Weroniki. – Potrzebuję twojej pomocy. Boyd prowadzi jakąś dziwną grę. Jeśli ludzie się dowiedzą, będzie skompromitowany, może nawet stracić pracę, a to dla niego koniec kariery, czyli tak naprawdę koniec wszystkiego. Nie przeżyje upadku z piedestału.
Weronika słuchała w milczeniu.
– Zależy mu na dobrej opinii. Zrobi wszystko, żebym milczała. Musi dać mi to, co mi się należy. Wynajmę prywatnego detektywa i zdobędę zdjęcia Boyda ze schadzek. – Zasłoniła usta dłonią. – Nie, prywatny detektyw może nas wystawić do wiatru, poza tym lepiej, żeby nikt nie wiedział o brudnych sprawkach Boyda. On cię nie zna, nie wie, jak wyglądasz. Ty mogłabyś zrobić zdjęcia i…
– Przestań, Mia. – Weronika położyła palce na ustach przyjaciółki. – Mówisz o szantażu, co jest przestępstwem ściganym przez władze federalne. A ja jestem prokuratorem. Mogę stracić pracę, nawet trafić do więzienia. Twój plan nie ma szans powodzenia.
– Zobaczysz, że się nam uda. Musi się udać.
– Nie licz na to – powiedziała Weronika stanowczo. – Nie może się udać, uwierz mi. Ciągle mam do czynienia z podobnymi sprawami. Przestępcy za każdym razem wydaje się, że szantaż ujdzie mu na sucho.
Mia zesztywniała.
– Mówiłaś, że mnie kochasz. Że wszystko dla mnie zrobisz.
– Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko, ale nie to. – Weronika zniżyła głos. – Zapomnij o swoim planie, Mia. Nie próbuj karać Boyda, on i tak prędzej czy później zapłaci za swoje sprawki.
– Bzdura. – Mia podniosła się z łóżka, przeszła do łazienki i nałożyła szlafrok Weroniki. – Nie ufasz mi. Nie wierzysz mi – oznajmiła z gorzkim wyrzutem.
– To nieprawda. – Weronika podeszła do przyjaciółki. Bolało ją, że Mia się gniewa, cierpiała z tego powodu. Nie mogła znieść oskarżeń ze strony kochanki, jej zarzutów o brak miłości.
Nic gorszego nie mogło się zdarzyć. Czule objęła Mię od tyłu i zanurzyła twarz w jej włosach.
– Nie pozwolę, żeby działa ci się krzywda. Nie dopuszczę do tego.
– Cały czas dzieje mi się krzywda. – Odwróciła się i zarzuciła Weronice dłonie na szyję. – Proszę cię tylko, żebyś zrobiła zdjęcia. Na pewno nikt się nie dowie.
Weronika poczuła ucisk w żołądku. Po raz pierwszy w życiu była naprawdę zakochana. Nie może stracić Mii. Umarłaby bez jej miłości.
– Zrobię dla ciebie wszystko, Mia, tylko mnie nie zostawiaj. Nigdy mnie nie zostawiaj.
– Nigdy – powtórzyła Mia, muskając usta Weroniki. – Nie zostawię cię. A ty mi pomożesz.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY
– Pani Barton? – Connor pokazał swoją blachę.
– Connor Parks, FBI, a to porucznik Melanie May z policji miejskiej. Dziękujemy, że zgodziła się pani z nami spotkać. Możemy wejść?
Kobieta skinęła głową i cofnęła się, robiąc przejście.
– Nie wiem, czy potrafię wam pomóc. Powiedziałam już policji wszystko, co wiem o okolicznościach śmierci Dona.
– Czasami człowiek przypomina sobie jakieś szczegóły, które wcześniej przeoczył, a które mogą okazać się ważne.
Przeszli w trójkę do bawialni urządzonej zielonymi meblami, które wyglądały, jakby zostały wyprodukowane na początku lat siedemdziesiątych. Na bocznych stolikach i gzymsie kominka stały oprawione fotografie.
– Jak długo byliście państwo małżeństwem? – zapytała Melanie, spoglądając na zdjęcie trzech dziewczynek w letnich kapeluszach i lekkich sukienkach.
– Dwadzieścia lat. – Kobieta poszła za wzrokiem Melanie. – To nasze córki, Ellie, Sarah i Jayne.
– Śliczne.
– Dziękuję. Teraz to już prawie dorosłe kobiety. – Pani Barton wstała z uśmiechem i podeszła do kominka, wzięła nieduże zdjęcie i podała je Melanie. – Zostało zrobione w czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia. To dobre dziewczęta.
Melanie przez chwilę oglądała fotografię, po czym oddała ją gospodyni.
– Musi pani być z nich dumna.
Connor przysłuchiwał się rozmowie i robił notatki. Zapisał imiona dziewcząt, ich adresy i stan cywilny.
– Czy dziewczęta były bardzo zżyte z ojcem?
Kobieta odwróciła się gwałtownie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, jakby zapomniała, że ma gości.
– Nie za bardzo.
– Dlaczego, pani Barton?
Kobieta zbladła.
– Wiemy, jakim człowiekiem był Don – powiedziała Melanie łagodnie. – Dlatego podejrzewamy, że padł ofiarą Mrocznego Anioła.
Kobieta skinęła głową, wpatrując się w fotografię, którą nadal ściskała w dłoni. Wreszcie z ciężkim westchnieniem podeszła do kominka i odstawiła zdjęcie na miejsce, po czym spojrzała na Melanie.
– Zatem wiecie, dlaczego dziewczęta nie były zżyte z ojcem. Ellie i Sarah przez niego wyprowadziły się z domu.
– A trzecia córka, która została w Charlotte? – zapytał Connor.
– Jayne? Jest moją wybawicielką. Don nie zdołał jej wygnać z domu.
Wypytywali jeszcze o Jayne, o tryb życia pani Barton, o to gdzie bywa, z kim się przyjaźni, a także o to, kto z jej znajomych wiedział, że Barton znęcał się nad żoną.
– Po co wam informacje na temat moich przyjaciół? – Spojrzała pytająco na swoich gości. – Nie sądzicie chyba, że…
Connor nie dał jej dokończyć.
– Nic nie sądzimy, pani Barton. Po prostu szukamy jakiegoś tropu.
– Dlaczego nie możecie zostawić sprawy Dona w spokoju? On nie żyje. Po co wracać do tego, co się stało?
Connor uniósł brwi.
– Pani mąż najpewniej został zamordowany przez Mrocznego Anioła. Chce pani, żeby zbrodniarz uszedł sprawiedliwości?
Pani Barton bezradnie spojrzała na Melanie, łzy napłynęły jej do oczu.
– Nie znaliście Dona. Nie wiecie, co to znaczyło żyć z nim. Dopiero teraz… wreszcie… przestałam się bać.
– Rozumiem, co musi pani czuć – zaczęła Melanie. – Mam podobne doświadczenia, ale prawo jest prawem. Mamy wszelkie dane by przypuszczać, że chodzi o morderstwo. Nikt nie może ferować wyroków i zastępować wymiaru sprawiedliwości.
– Nachyliła się do gospodyni. – Pomoże nam pani?
W końcu pani Barton podała listę nazwisk swoich przyjaciółek oraz wymieniła miejsca, w których bywała z mniejszą lub większą regularnością.
Żadne z nazwisk nie powtarzało się, a przeprowadzili już kilka rozmów z wdowami. Mogli jednak coś przeoczyć. Po wprowadzeniu wszystkich list do komputera maszyna powinna wskazać dublujące się nazwiska.
– Na wszelki wypadek musimy porozmawiać z córką, która mieszka w Charlotte – powiedział Connor, kiedy wsiadali do samochodu.
– Też tak uważam, chociaż nie spodziewam się zbyt wiele po tym spotkaniu.
Connor zapalił silnik i wrzucił bieg.
– Nigdy nie wiadomo.
Melanie z westchnieniem odwróciła twarz.
– To dochodzenie może nic nie przynieść. Co wtedy?
Connor zerknął na swoją partnerkę.
– Musi coś przynieść. Dostaniemy Mrocznego Anioła. Wreszcie się potknie.
– Mówisz to z taką pewnością w głosie.
– Prowadziłem już podobne sprawy.
– Założę się, że miałeś wtedy do dyspozycji jakieś dowody, oczywiste ofiary, miejsce zbrodni. A my co mamy? Kilku zmarłych facetów, którzy za życia bili swoje żony.
– Zdziwiłabyś się, jak wątpliwe sprawy prowadziłem, Melanie. Wyobraź sobie, że nagle znika dziecko. Bez śladu. Nie masz ciała, nie masz kompletnie nic, poza zrozpaczoną rodziną. Żadnej teorii. To się nazywa praca detektywa.