– Z zastępcą prokuratora okręgowego Weroniką Ford – wtrąciła Melanie, wiedząc, że ta informacja zrobi na detektywach wrażenie.
Harrison poderwał głowę.
– Słucham?
– Zapisz sobie: zastępca prokuratora okręgowego Weronika Ford.
– Rozumiem. – Harrison odchrząknął i poprawił się w fotelu, jakby coś nagle zaczęło go uwierać. Connor uśmiechnął się szeroko. – Rozmawiała pani z kimś jeszcze? Może z kimś się widziała?
– Nie, ja… – Mia przerwała. – Zaraz… zamieniłam kilka słów z naszą sąsiadką, panią Whitrnan. Mniej więcej kwadrans po jedenastej. Wyszłam na taras zapalić, a ona akurat nawoływała swojego kota, który zawieruszył się gdzieś w ogrodzie.
Dzięki Bogu, odetchnęła Melanie. Rozmowy telefoniczne i spotkanie z panią Whitrnan dawały Mii pewne alibi.
– Ostatnie pytanie, pani Donaldson. Czy kochała pani męża?
– Na litość boską! – Wściekła Melanie zerwała się z kanapy. – Dość tego. To już przestaje być zwykłe przesłuchanie. Mia jest wykończona. Co to za pytanie…
– W porządku, Me! – szepnęła Mia, uspokajając siostrę. Spojrzała Harrisonowi prosto w oczy.
– Tak, detektywie. Bardzo kochałam swojego męża.
Pete zamknął kołonotatnik, schował go do kieszeni i podniósł się. Roger także wstał.
– Dziękuję pani, za pomoc, pani Donaldson. Skontaktujemy się z panią.
– Chwileczkę! – zawołała Mia, podrywając się.
– Jak on… nic nie powiedzieliście… Jak on…
– Jak zginął?
– Tak.
Mia mocno splotła dłonie, a Melanie położyła jej rękę na ramieniu.
– Został uduszony, pani Donaldson. Jego seksualne upodobania wpędziły go w sytuację, z której nie było wyjścia.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY CZWARTY
Melanie dotarła tego dnia do domu około siódmej wieczorem. Od Mii wyjechała późnym popołudniem, kiedy mogła ją zmienić Weronika. Jeśli miała jakieś wątpliwości, te znikły na widok spontanicznej reakcji siostry. Było oczywiste, że Mia chce zostać w towarzystwie przyjaciółki i jej obecność działa na nią uspokajająco.
Obiecawszy, że będzie dzwoniła, Melanie pojechała prosto do FBI, by dowiedzieć się, jak postępuje dochodzenie. Po krótkiej i wyjątkowo przyjaznej rozmowie z Harrisonem i Stemmonsem zajrzała jeszcze do policji miejskiej. Szef na nią spojrzą, i kazał natychmiast zawijać się do domu. Kiedy próbowała protestować, oznajmił, że nie chce jej widzieć w pracy przez najbliższe trzydzieści sześć godzin. Kropka, koniec dyskusji.
Nawet Stan okazał, oczywiście jak na niego, dużo serdeczności. Na wiadomość o śmierci Boyda zadzwonił i zaofiarował się, że odbierze Caseya z przedszkola i zatrzyma syna u siebie, jak długo będzie trzeba.
Melanie zgodziła się, żeby mały przenocował u ojca, zapewniając, że sama czuje się dobrze, musi tylko trochę odpocząć.
A jakże, wprost tryskała energią i optymizmem… Była bliska załamania.
Długa gorąca kąpiel powinna jej pomóc. Potem kieliszek wina, sandwicz i będzie jak nowo narodzona.
Zacisnęła dłonie na kierownicy. Odzyska równowagę, powtarzała sobie, pod warunkiem, że nie będzie próbowała usnąć. Wiedziała, że ledwie zamknie oczy, znowu zobaczy przywiązane do łóżka szare ciało Boyda.
Nigdy nie zapomni tego widoku.
Pomyślała o Connorze, o tym, czego musiał się napatrzyć przez lata pracy w Biurze. Zbrodnie przeciwko naturze, przeciwko dzieciom i kobietom. Zrozpaczone rodziny. Dotąd wydawało się jej, że jest twarda i wszystko potrafi wytrzymać, zdystansować się, lecz po tym, co stało się dzisiaj, już w to nie wierzyła.
Jak Connor radził sobie z tragediami, z którymi miał do czynienia? – rozmyślała, podjeżdżając pod dom. Jak mógł spać w nocy? Czy znalazł jakiś sposób, by nie angażować się osobiście? Może nauczy ją, jak to robić?
Jakby go przywołała w myślach, bo czekał na nią pod domem. Cierpliwie siedział na stopniach ganku z pizzą na kolanach, obok stała butelka wina. Kiedy skręciła na podjazd, podniósł się z uśmiechem.
Ogarnęła ją fala czystej, niczym niezmąconej radości. Zapomniała o koszmarach mijającego dnia. Nagle uświadomiła sobie, że nigdy nie czuła się szczęśliwsza niż w tej chwili, gdy ujrzała Connora.
Zaskoczyła ją własna reakcja, ale zdziwienie nie trwało długo. W ostatnich tygodniach Connor przestał być zwykłym kolegą z pracy, a stał się przyjacielem.
Podszedł do jeepa.
– Cześć – powiedział, otwierając drzwiczki od strony kierowcy. – Pomyślałem, że będziesz bardzo głodna, ale zbyt zmęczona, by przygotować sobie coś więcej niż sandwicz z masłem orzechowym.
Melanie wyskoczyła z samochodu.
– Dobrze pomyślałeś, Connor. Umieram z głodu, a masło orzechowe wyszło. Został tylko dżem z winogron.
Skrzywił się.
– No to masz szczęście, że się pojawiłem.
– Ratujesz mi życie.
Kiedy otwierała drzwi, podniósł ze stopni pudełka z pizzą. Dopiero teraz zauważyła, że przywiózł dwie: małą i dużą.
– Casey jest u swojego ojca?
Melanie zapaliła światła. Zapadł już zmierzch i w domu panował mrok.
– Pomyślałam, że tak będzie najlepiej. Po takim dniu…
– Na wszelki wypadek kupiłem również dla niego. Z samym serem. Wiem, jak dzieci potrafią grymasić.
– To cały Casey. – Melanie uśmiechnęła się na myśl o zapobiegliwości Connora.
– Dla nas wziąłem największą, ze wszystkim, co mieli. Strasznie niezdrowe świństwo. Nazywa się „zlew”.
– Taką właśnie lubię. – Melanie odebrała pizzę i wino. – Siadaj, a ja przygotuję kolację.
– Wykluczone. – Connor wskazał ruchem głowy kanapę. – To ty siadaj, walnij wysoko nogi. Ja się zajmę jedzeniem.
– Ale…
– Żadnych ale, to rozkaz, pani porucznik.
– Chwycił czasopismo ze stojaka, położył na nim pizzę i zmarszczył brwi. Melanie obserwowała go z założonymi rękami.
– Pomyślałem, że tutaj zjemy, a nie w jakiejś knajpie. Może być?
– Człowieku, o co ty pytasz? Po takim dniu nie mam ochoty na żadne spelunki.
– No to siadaj. I nie patrz na mnie spod oka. Poradzę sobie.
Melanie poddała się i opadła na kanapę.
– Nie wiedziałam, że wy z FBI tak lubicie rządzić.
– Pewnie. – Connor zatrzymał się w drzwiach kuchennych i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Przechodzimy specjalne szkolenie. Musimy umieć rządzić, jeśli mamy poradzić sobie z tymi kmiotkami z policji miejskiej – oznajmił.
Rzuciła w niego poduszką, ale nie trafiła, bo zdążył zniknąć w kuchni.
Oparła się o zagłówek kanapy i zamknęła oczy, lecz szybko musiała je otworzyć, bo natychmiast pod powiekami pojawił się obraz Boyda. Oto jak wygląda relaks i odpoczynek gliniarzy, pomyślała markotnie.
W progu pojawił się Connor.
– Masz korkociąg?
– W szufladzie pod telefonem.
Skinął głową i na powrót zniknął w kuchni. W chwilę później wrócił z kieliszkami i otwartą butelką. Nalał jej merlota i postawił napełnione szkło na stoliku przed Melanie.
– Naprawdę chciałam ci pomóc – mruknęła.
– Przestań marudzić. Spróbuj wina. Jeśli jest kwaśne, sprzedawca odpowie głową. Twierdził, że na pewno będzie ci smakować.
Melanie upiła łyk.
– Wspaniałe.
– To dobrze, bo nie chciałbym robić facetowi krzywdy. Zaraz wracam.
Connor przyniósł talerze, serwetki i sztućce, a potem ukroił po wielkim trójkącie najbardziej niezdrowej pizzy, jaką Melanie kiedykolwiek widziała. Rzuciła się na jedzenie. Pizza i wino wciągu kilku minut przywróciły jej siły. Powoli zapominała o nieszczęściu. Przez chwilę jedli w milczeniu.
Skończyła swój kawałek pizzy i zamknęła w dłoniach kieliszek z winem.