Czy jeszcze coś innego. Mrocznego i strasznego?
Przed oczami przesuwały się obrazy z poprzedniego dnia. Boyd leżący w pokoju motelowym, wstrząśnięta Mia, czułość Connora, nieobecność Ashley.
Ashley. Melanie spochmurniała. Nie rozmawiała z siostrą od sobotniej kłótni. Codziennie dzwoniła do Ash i zostawiała na sekretarce automatycznej wiadomości, usprawiedliwienia i błagania o telefon.
Ale Ashley milczała.
Wczoraj znowu usiłowała się do niej dodzwonić, znowu zostawiła wiadomość na sekretarce i w poczcie głosowej. A jednak Ashley nie zareagowała, mimo że musiała do niej dotrzeć wiadomość o śmierci Boyda.
Coś musiało się stać. Wszystko wskazywało, że Ashley ma jakieś kłopoty.
Przygnębiona niewesołymi myślami, Melanie podniosła się z łóżka i nałożyła szlafrok. Filiżanka herbaty rumiankowej dobrze jej zrobi. I kryminał, który kilka dni wcześniej zaczęła czytać, pełen niezwykłych zwrotów akcji.
Kiedy weszła do bawialni, przy oknie zobaczyła stojącego plecami do niej Connora. Tak ją zaskoczył jego widok, że na moment dech jej zaparło. Usłyszał ją i odwrócił się.
– Obudziłem cię. Przepraszam, nie chciałem – powiedział cicho.
– Nie. – Melanie podniosła dłoń i zaraz ją opuściła. – Myślałem, że wyszedłeś.
– Nie wyszedłbym bez pożegnania. – Przerwał na chwilę. – Nie mogę przestać myśleć o Mii i twoim ojcu. Chciałbym zapomnieć, co mi opowiedziałaś, i nie jestem w stanie.
Connor odwrócił twarz do okna i pogrążył się w niewesołej zadumie.
– Co się dzieje, Connor? – zapytała Melanie zdławionym głosem. – Przy tym wszystkim, z czym stykasz się w swojej pracy, moja historia to…
– Chodzi o ciebie. Zrobiłabyś wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa swojej rodzinie, a mnie się to nie udało.
Melanie stała bez ruchu. Czuła, że Connor nie chce, żeby się teraz do niego zbliżała, że nie przyjąłby pocieszeń i czułości. Nie powiedziała też ani słowa.
– Miałem siostrę. – Connor uśmiechnął się smutno. – Cudowną, kochaną, pełną życzliwości dla całego świata. Była ode mnie dwanaście lat młodsza. Opiekowałem się nią, kiedy nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wychowywałem ją, byłem dla niej ojcem. Kiedy dorosła, chciałem wreszcie ułożyć sobie własne życie, pomyśleć o sobie, o swojej karierze. – Connor zamilkł, bo wspomnienia dawnych decyzji sprawiały mu zbyt wielki ból. – Zostawiłem ją samą i przeniosłem się do Quantico. Wydawało mi się, że zajmuję się Bóg wie jak ważnymi rzeczami. Pewnego razu zadzwoniła do mnie przerażona, błagała, żebym przyjechał do domu. Potrzebowała mojej pomocy. Powiedziałem jej, żeby wreszcie stanęła na własnych nogach, usamodzielniła się… – ciągnął ochrypłym głosem. – Została zamordowana. Ciała nigdy nie znaleziono. To jeszcze gorzej. Czasami roi mi się, że ona nadal żyje, że cierpi na amnezję, nie wie, kim jest, gdzie jest jej dom. Gdybym pojechał wtedy do niej, gdybym pomyślał o siostrze zamiast o sobie…
– Och, Connor – szepnęła Melanie z bólem w głosie.
– Miała romans z żonatym mężczyzną. Groził jej. Myślę, że to on ją zabił.
– Nigdy go nie odnalazłeś?
– Przez pięć ostatnich lat setki razy sprawdzałem różne hipotezy, setki razy próbowałem stworzyć profil tego człowieka, analizowałem wszystkie fakty. I do niczego nie doszedłem.
Tablice, które Melanie widziała w domu Connora. Nierozwiązana zbrodnia. Oczywiście.
– Tak mi przykro.
– Gdzieś w głębi duszy wzdragam się przed schwytaniem Mrocznego Anioła. W głębi duszy nienawidzę tych facetów równie mocno jak ta kobieta. Czasami się zastanawiam, że gdyby Mroczny Anioł pozostał na wolności, może któregoś dnia dopadłby mordercę mojej siostry. Modlę się o to. Jestem draniem.
Melanie wyciągnęła dłoń do Connora i pokręciła głową.
– Wracaj ze mną do łóżka.
Chwilę się wahał, jeszcze zwłóczył, ale w końcu usłuchał.
Kiedy kochali się drugi raz tej nocy, Melanie przysięgła sobie, że tym razem to ona będzie strzec Connora przed dręczącymi go koszmarami.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY
Lekarz sądowy wydał ciało Boyda dwadzieścia cztery godziny po zabójstwie, a pogrzeb odbył się następnego dnia, w czwartek. Mżyło cały ranek i dopiero przed samą ceremonią niebo się rozpogodziło.
Ku zaskoczeniu Melanie na cmentarzu pojawił się Stan. Stanął obok byłej żony i synka. Chłopiec jedną rączką trzymał się taty, a drugą mamy. Dla kogoś niewtajemniczonego wyglądali na idealną rodzinę.
Melanie była wdzięczna Stanowi za obecność. Casey potrzebował ojca. Ostatnie trzy dni były ciężkie dla wszystkich, także dla Caseya, wstrząśniętego śmiercią wuja i oszołomionego urywkami rozmów oraz strzępami wiadomości, jakie do niego siłą rzeczy docierały, mimo że Melanie usiłowała go chronić przed zalewem informacji.
Sama Melanie była cały czas zdenerwowana, brakowało jej zwykłej cierpliwości.
Kiedy wreszcie rano nazajutrz po morderstwie udało się jej skontaktować z Ashley, siostra dostała ataku histerii i zaczęła miotać się między przerażeniem i gniewem.
Mia z kolei była zupełnie apatyczna. Przez ostatnie dni chodziła jak lunatyczka, była na wszystko zobojętniała. Gdyby nie Weronika, która prawie jej nie odstępowała, Mia wpadłaby zapewne w stan bliski całkowitemu otępieniu. Pani prokurator była na każde żądanie, opiekowała się przyjaciółką, nawet u niej nocowała. Pomogła zorganizować pogrzeb, pojechała z Mią na odczytanie testamentu Boyda, spotkała się też z księgowym, który prowadził finanse Donaldsona, by upewnić się, czy mąż Mii zostawił wszystkie sprawy w należytym porządku.
Tak, zostawił, jak się okazało. Pozostawił też po sobie pokaźny majątek, Mia była więc zabezpieczona.
Melanie nie wiedziała, jak przetrwałaby ostatnie dni bez Connora. Sama jego obecność, świadomość, że jest, dawała jej siłę i otuchę. Obejrzała się przez ramię. Connor stał z tyłu tuż koło Greera i Bobby’ego.
Od tamtej nocy, kiedy zostali kochankami, nie byli ani jednej chwili sam na sam, bo nie mieli na to ani czasu, ani możliwości.
Pogrzeb się skończył i żałobnicy zaczęli składać Mii kondolencje.
– Moglibyśmy porozmawiać? – zagadnął Stan Melanie.
– To chyba nie jest najodpowiedniejsza chwila – odparła. – Mia…
– Tylko kilka słów – nalegał.
Melanie wahała się przez chwilę, wreszcie przystała.
– Casey, podejdź do cioci Ashley, niech się tobą przez chwilę zajmie. – Bała się, że synek może protestować, ale zgodził się bez oporów.
– Dobrze, mamusiu.
Podreptał do ciotki i wsunął jej łapkę w dłoń. Stan patrzył na niego z takim wyrazem tęsknoty w oczach, że Melanie aż przeszły ciarki po plecach. Ktoś, kto tak patrzy na dziecko, uczyni wszystko, by je odebrać matce.
– Wspaniały chłopak – stwierdził.
– Dopiero teraz to odkryłeś?
– Nie. Właściwie… spędzam z nim o wiele mniej czasu niż ty.
Zaczyna się, pomyślała Melanie.
– Przeżyłam w ostatnich dniach piekło, Stan. Naprawdę nie sądzę, by…
– Przepraszam – zmitygował się natychmiast.
– Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. – Odchrząknął. – W przyszłym tygodniu rozprawa – przypomniał.
– Wiem.
– Zapisałem go już do przedszkola w mojej dzielnicy, na wypadek, gdyby… sąd rozstrzygnął na moją korzyść.
Melanie uniosła brodę.
– Casey ma już swoje przedszkole i swoich kolegów.
Stan przestąpił z nogi na nogę.
– Mój adwokat mówi, że twoja pełnomocnik jest znakomita. Jedna z najlepszych.
– A czegoś się spodziewał? Że kogo wezmę? Jakiegoś nieudacznika?