Выбрать главу

– I nieopanowany – wtrącił się Krupkin. – Wpakował się w autobus już po pierwszych strzałach znad bocznego wejścia.

Drzwi ambulatorium otworzyły się z hukiem i do pokoju wkroczył komisarz z mieszkania przy Sadowej, człowiek w niechlujnym mundurze z tępą, prostacką twarzą. Jego wygląd i sposób mówienia doskonale do siebie pasowały.

– Ej, ty – zwrócił się obcesowo do lekarza. – Rozmawiałem z twoimi kolegami na korytarzu. Podobno już tu skończyłeś.

– Niezupełnie, towarzyszu. Pozostały jeszcze pewne drobiazgi, jak na przykład…

– Później – przerwał mu komisarz. – Musimy porozmawiać. Prywatnie.

– Czy to polecenie służbowe? – zapytał lekarz z lekką, ale wyczuwalną pogardą w głosie.

– Oczywiście. Komitetu.

– Czy wy trochę z tym nie przesadzacie? – mruknął chirurg, kierując się do wyjścia.

– Że co?

– Przecież słyszeliście, towarzyszu.

Komisarz wzruszył ramionami i poczekał, aż lekarz zamknie za sobą drzwi, po czym zbliżył się do stołów zabiegowych, spoglądając swymi skrytymi za fałdami tłuszczu oczami to na jednego, to na drugiego rannego, i wypluł jedno, jedyne słowo:

– Nowogród!

– Co?

– Co takiego?

Obaj zareagowali niemal jednocześnie. Nawet Bourne oderwał się raptownie od ściany.

– Wy, Amierikancy… – zaczął komisarz po rosyjsku, po czym postanowił zrobić użytek ze swojej ograniczonej znajomości angielskiego. – Wy rozumiecie, co ja mówię?

– Jeżeli pan powiedział to, co mnie się wydaje, że usłyszałem, to chyba rozumiem, choć przyznam, że raczej niewiele.

– Zaraz wszystko dobrze wytłumaczę. Pytaliśmy dziewięć ludzi, których zamknął w magazynie. Zabił dwaj strażnicy, bo nie chcieli go puścić, okay? Zabrał kluczyki cztery mężczyźni, ale nie pojechał, okay?

– Widziałem, jak biegł do samochodów!

– Których? Zabił jeszcze trzy inne ludzie, zabrał papiery. Które samochody?

– Na litość boską, sprawdźcie w wydziale komunikacji, czy jak to się u was nazywa!

– Za dużo czasu. Poza tym, w Moskwie dużo samochodów z inne tabliczki – Leningrad, Smoleńsk, nie wiadomo jakie – nikt nie powie, który ukradli.

– O czym on mówi, do diabła? – wykrzyknął Jason.

– Handlem samochodami i całą administracją kieruje państwo – wyjaśnił słabym głosem Krupkin. – Każde większe miasto ma swoje biuro i nie chętnie współpracuje z kimkolwiek z zewnątrz.

– Dlaczego?

– Ludzie przekupują urzędników, a ci rejestrują samochody na nazwisko kogoś z rodziny albo nawet zupełnie obcego człowieka. Chodzi o to, że w sprzedaży jest bardzo mało pojazdów, więc staramy się uniknąć spekulacji. Mój szanowny kolega chciał ci po prostu powiedzieć, że może minąć kilka dni, zanim uda się ustalić, który samochód ukradł Szakal.

– To czyste wariactwo!

– Pan to powiedział, panie Bourne, nie ja. Proszę nie zapominać, że jestem lojalnym obywatelem Związku Radzieckiego.

– Ale co to wszystko ma wspólnego z Nowogrodem? Bo chyba ma, prawda?

– Nowgorod, szto eto znaczit? – zapytał Krupkin swojego zwierzchnika. Komisarz zapoznał swego kolegę z Paryża ze wszystkimi szczegółami. Dymitr słuchał z uwagą, a następnie odwrócił głowę w kierunku Jasona. – Wiadomo już, jak to wszystko się stało – powiedział z wysiłkiem. Jego głos przycichł, oddychał z wyraźnym trudem. – Carlos zauważył cię z okna korytarza na pierwszym piętrze i wpadł do magazynu, wrzeszcząc jak wariat, którym zresztą jest. Krzyczał do zakładników, że jesteś już jego i za chwilę zginiesz… I że w takim razie pozostała mu do zrobienia tylko jedna rzecz.

– Nowogród… – wyszeptał Conklin, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w sufit.

– Dokładnie. – Conklin spojrzał na profil swego kolegi po fachu. – Wraca tam, gdzie się narodził… Gdzie Iljicz Ramirez Sanchez przemienił się w Carlosa, bo odkrył, że ma zostać zlikwidowany jako niebezpieczny szaleniec. Przykładał wszystkim po kolei broń do gardła i wypytywał o najkrótszą drogę do Nowogrodu, grożąc, że ich zabije, jeśli będą próbowali go oszukać. Nikt się nie odważył, ma się rozumieć, ale dowiedział się tylko tyle, że to pięćset lub sześćset kilometrów stąd, a więc cały dzień jazdy samochodem…

– Samochodem? – wtrącił się Bourne.

– Wie doskonale, że nie może skorzystać z żadnego innego środka trans portu. Wszystkie dworce kolejowe i lotniska, nawet te najmniejsze, są pod ciągłą obserwacją. Carlos zdaje sobie z tego sprawę.

– Co on chce zrobić w Nowogrodzie, do diabła? – zapytał szybko Jason.

– To wie tylko jeden Bóg, czyli nikt. Przypuszczam, że pragnie zostawić po sobie jakąś bolesną pamiątkę, żeby zemścić się na tych, którzy odtrącili go ponad trzydzieści lat temu, a także na tych, których zabił dziś rano na Wawiłowa… Ma przy sobie dokumenty naszego agenta, który przeszedł szkolenie w Nowogrodzie, i pewnie myśli, że go tam wpuszczą. Myli się. Zatrzymamy go, jak tylko się pojawi.

– Ani się ważcie! – wykrzyknął Bourne. – Poza tym, może wcale z nich nie skorzysta. Wszystko zależy od tego, co tam zobaczy i wyczuje. Nie potrzebuje żadnych dokumentów, żeby się tam dostać, tak samo jak ja, ale jeżeli coś mu się nie spodoba, zabije następnych kilku ludzi, a wy nic na to nie poradzicie.

– Do czego zmierzasz? – zapytał Krupkin ze znużeniem, przyglądając się temu dziwnemu Amerykaninowi sprawiającemu czasem wrażenie, jakby w jego ciele mieszkało dwóch zupełnie różnych ludzi.

– Wpuśćcie mnie tam przed nim, z dokładną mapą całego terenu i jakimś świstkiem, który zapewniłby mi swobodę poruszania się.

– Oszalałeś! – wykrzyknął słabym głosem Dymitr. – Amerykanin, poszukiwany przez policję całej Europy Zachodniej, w Nowogrodzie?!

– Niet, niet! – ryknął komisarz. – Ja wszystko dobrze rozumiem, okay? Ty jesteś wariat, okay?

– Chcecie zniszczyć Szakala?

– Oczywiście, ale nie za wszelką cenę!

– Nie interesuje mnie ani wasz Nowogród, ani to, co w nim robicie. Wydawało mi się, że już to do was dotarło. Nasze śmieszne, szpiegowskie zabawy mogą trwać bez końca, bo w gruncie rzeczy nie mają żadnego znaczenia. Tak jak powiedziałem: to tylko zabawy, nic więcej. Albo dogadamy się i będziemy razem żyć na tej planecie, albo rozwalimy ją na kawałki… Chodzi mi wyłącznie o Carlosa. Muszę go zabić, żebym mógł żyć.

– Osobiście zgadzam się z tym, co mówisz, choć chyba sam przyznasz, że te zabawy dają nam wcale nie najgorsze zajęcie… Ale nie widzę sposobu, w jaki mógłbym przekonać moich zwierzchników, zaczynając od tego, który teraz nade mną stoi.

– W porządku – odezwał się ze swojego stołu Conklin, nie zmieniając pozycji. – Możemy zawrzeć układ: jeśli wpuścicie go do Nowogrodu, możecie zatrzymać Ogilviego.

– My już go mamy, Aleksiej.

– Niezupełnie. Waszyngton wie, że on tu jest.

– A więc?

– A więc mogę im powiedzieć, że wam uciekł, a oni mi uwierzą. Wcisnę im bajeczkę, że zwiał wam sprzed nosa, a wy o mało się nie wściekliście, ale już nic nie mogliście zrobić, bo znalazł się pod opieką niezależnego państwa, członka Organizacji Narodów Zjednoczonych.

– Czy mógłbyś mi wyjaśnić, mój szanowny, wieloletni przeciwniku, jaką mielibyśmy z tego korzyść?

– Żadnych oskarżeń o ukrywanie amerykańskiego przestępcy, podziękowania za próbę jego ujęcia, przejęcie interesów "Meduzy" w Europie…

To ostatnie przy niebagatelnym udziale niejakiego Dymitra Krupkina, czującego się w kosmopolitycznym świecie Paryża jak ryba w wodzie. Znasz kogoś, kto by się lepiej do tego nadawał…? Pomyśl tylko, Kruppie, wszedłbyś do ścisłego grona najlepiej poinformowanych członków KC! Mógłbyś sprzedać tę nędzną budę nad Jeziorem Genewskim, a kupić ogromną posiadłość nad Morzem Czarnym!