– Nie potrzebują przypadkiem kelnera?
– Świetna myśclass="underline" nasz wspaniały uczony, David Webb, kelnerem.
– Jason Bourne był kiedyś kelnerem. Conklin natychmiast spoważniał.
– Przejdźmy do niego – powiedział i pokuśtykał w kierunku fotela. – Aha, miałeś dzisiaj ciężki dzień, choć jeszcze nawet nie minęło południe, więc gdybyś chciał sobie przyrządzić drinka, to znajdziesz wszystko za tą kotarą w kolorze biskupiego fioletu… Nie patrz tak na mnie. Wiem, że to biskupi fiolet, bo usłyszałem to od naszej czarnoskórej Brunhildy.
Webb wybuchnął donośnym, szczerym śmiechem.
– Chyba nie masz już z tym żadnych kłopotów, prawda, Aleks?
– Jasne, że nie. Czy musiałeś kiedykolwiek chować przede mną butelki, kiedy do was przyjeżdżałem?
– Nie, ale wtedy nie mieliśmy da czynienia z żadną stresującą…
– Stres nie ma tu nic do rzeczy – przerwał mu Conklin. – Podjąłem określoną decyzję, bo nie miałem wyboru. Napij się, Davidzie. Musimy porozmawiać, a wolałbym, żebyś był zupełnie spokojny. Kiedy patrzę w twoje oczy, widzę, że cały jesteś podminowany.
– Sam mi kiedyś powiedziałeś, że zawsze można poznać to po oczach – zauważył Webb, odsuwając kotarę i sięgając po butelkę – Nie straciłeś jeszcze tej umiejętności, prawda?
– Powiedziałem ci, że to widać w głębi oczu. Nigdy nie poprzestawaj na powierzchownej obserwacji.,. Co z Marie i dziećmi? Zdaje się, że odlecieli bez żadnych problemów?
– Na pewno, bo ślęczałem z pilotem nad planem lotu tak długo, że w końcu kazał mi się wynosić albo samemu usiąść za sterami, – Webb napełnił szklankę i zasiadł w fotelu vis- a- vis emerytowanego agenta CIA. – Gdzie jesteśmy, Aleks? – zapytał.
– Dokładnie tam, gdzie byliśmy wczoraj. Żadnych zmian, jeśli nie liczyć tego, że Mo nie zgodził się zostawić swoich pacjentów. Dziś rano goryle zameldowali się u niego w mieszkaniu, które obecnie jest równie bezpieczne, jak Fort Knox, i odstawili go do biura. W drodze powrotnej będą cztery razy zmieniać samochody, oczywiście wyłącznie w podziemnych garażach.
– A więc chronicie go zupełnie otwarcie, nie kryjąc się w cieniu?
– To by nie miało żadnego sensu. Nasi ludzie starali się ukryć przy Smithsonian Institution i wiesz, co z tego wyszła
– A może tym razem by się udało? Dwa zespoły, z których pierwszy, ten jawny, ma celowo popełnić jakiś błąd, żeby sprowokować przeciwnika?
– Z tymi durniami nie ma na to najmniejszych szans. – Conklin potrząsnął głową. – Przepraszam, cofam to, co powiedziałem. Jeden Bourne dalby sobie z tym radę, ale nie oni.
– Nie rozumiem.
– W gruncie rzeczy nie są głupi, ale szkolono ich wyłącznie pod kątem ratowania i chronienia czyjegoś życia, a poza tym działają w zespole, co wiąże się z koniecznością bezustannej koordynacji i informowania na bieżąco o wszystkich poczynaniach. Po prostu wykonują swój zawód, nie są "pistoletami" przygotowanymi na to, że w razie najmniejszego błędu ktoś poderżnie im gardło.
– Cóż za melodramatyczna nuta – mruknął David, rozpierając się wygodnie w fotelu. – Zdaje się, że ja działałem właśnie w taki sposób, nieprawdaż?
– Bardziej w legendach niż w rzeczywistości, ale dla ludzi, których wykorzystywałeś, rzeczywistością były te legendy.
– W takim razie odszukam ich i ponownie wykorzystam! – David wyprostował się raptownie, ściskając oburącz szklankę. – On mnie do tego zmusza, Aleks! Szakal rozpoczął licytację, więc muszę w nią wejść!
– Och, zamknij się! – prychnął niecierpliwie Conklin. – Teraz ty odstawiasz tani melodramat. Gadasz jak postać z jakiegoś podrzędnego westernu. Wystarczy, że się pokażesz, i Marie zostanie wdową, a dzieci stracą ojca. Teraz tak wygląda rzeczywistość, Davidzie.
– Mylisz się…, – Webb potrząsnął głową, wpatrując się w swoją szklankę. – On ruszył za mną, więc ja muszę ruszyć za nim. Próbuje mnie wyciągnąć z kryjówki, więc ja muszę wyciągnąć jego. To jedyny sposób, żeby się go nareszcie pozbyć. Jakkolwiek by liczyć, ostateczna postać równania zawsze wygląda tak samo: Carlos kontra Bourne. Jesteśmy znowu tam, gdzie byliśmy trzynaście lat temu: Alfa, Bravo, Charlie, Delta… Kain to Carlos, a Delta to Kain…
– To idiotyczny szyfr z Paryża sprzed trzynastu lat! – przerwał mu ostrym tonem Conklin. – Delta należał do "Meduzy" i miał stawić czoło Carlosowi. Nie jesteśmy w Paryżu, Davidzie, a od tamtego czasu minęło już trzynaście lat!
– I zapewne za następne pięć będę miał osiemnaście, a za jeszcze pięć dwadzieścia trzy? Czego ty ode mnie chcesz, do diabła? Żebym do końca moich dni żył w ciągłym strachu przed tym bandytą, czekając zawsze z obawą na powrót do domu żony i dzieci? Nie, to ty masz się zamknąć, wielki panie agencie! Najwspanialsi analitycy mogą obmyślić najbardziej niezawodne plany, a my zmontujemy z nich jeden, jeszcze lepszy, ale kiedy dojdzie do ostatecznej rozgrywki, ona zawsze będzie się toczyć wyłącznie między Szakalem i mną… Tyle tylko że ja dysponuję pewną przewagą: mam ciebie po swojej stronie.
Conklin przełknął z trudem ślinę, mrugając przy tym raptownie powiekami.
– Bardzo mi pochlebiasz, Davidzie. Chyba nawet za bardzo. Zawsze czułem się lepiej winnym otoczeniu, kilka tysięcy mil od Waszyngtonu. Tutaj jakoś bez przerwy było mi trochę duszno.
– Ale na pewno nie pięć lat temu, kiedy odprowadzałeś mnie na samolot do Hongkongu. Wciągu zaledwie jednego dnia udało ci się rozwiązać połowę łamigłówki.
– Wtedy było dużo łatwiej: tajna operacja Departamentu Stanu cuchnąca na kilometr zdechłym halibutem. Tym razem to coś zupełnie innego. Tym razem to Carlos.
– Właśnie o to mi chodzi, Aleks. To Carlos, a nie jakiś obcy głos w słuchawce. Mamy do czynienia ze znanym czynnikiem, wiemy, czego można się po nim spodziewać…
– Czyś ty oszalał? – przerwał mu Conklin, marszcząc brwi. – Jak to rozumiesz?
– Jest myśliwym, więc będzie szedł moim tropem.
– Owszem, ale najpierw dokładnie go obwącha, a potem zbada jeszcze pod mikroskopem.
– Wynika z tego, że trop musi być prawdziwy, czyż nie tak?
– Osobiście wolę określenie "wiarygodny". Co masz na myśli?
– W ewangelii świętego Aleksa jest wyraźnie napisane, że w celu zastawienia skutecznej pułapki należy tak spreparować przynętę, żeby zawierała maksymalnie dużo prawdy, nawet bardzo niebezpieczną dawkę.
– Ten rozdział i wers nawiązują do szczegółowych badań, jakim każdy doświadczony myśliwy poddaje napotkany trop. Zdaje się, że już o tym wspomniałem. Jakie to ma znaczenie?
– "Meduza" – powiedział cicho Webb. – Chcę wykorzystać "Meduzę".
– Oszalałeś! – syknął niewiele głośniej Conklin. – Ta sprawa jest równie tajna jak Jason Bourne… Nie oszukujmy się: jest bardziej tajna!
– Ale były także plotki krążące po całej Azji Południowo- Wschodniej, docierające aż do Morza Chińskiego, Koulunu i Hongkongu, dokąd większość tych zbrodniarzy uciekła ze swymi pieniędzmi. O "Meduzie" wiedziano więcej, niż ci się wydaje, Aleks.
– Plotki i nie potwierdzone pogłoski, nic więcej – odparł emerytowany oficer wywiadu. – Który z nich nie przyłożył noża do gardła lub lufy pistoletu do głowy kilkudziesięciu czy nawet kilkuset majętnym ludziom? "Meduza" składała siew dziewięćdziesięciu procentach z morderców i złodziei. Peter Holland powiedział, że kiedy działał w SEALs, nie spotkał wśród nich nikogo, kogo by nie pragnął osobiście załatwić.
– Ale gdyby nie oni, zamiast pięćdziesięciu ośmiu tysięcy zabitych byłoby z pewnością grubo ponad sześćdziesiąt. Trzeba oddać im sprawiedliwość, Aleks. Znali każdy centymetr terenu, każdy metr kwadratowy dżungli. Stworzyli…, Stworzyliśmy najlepiej funkcjonującą siatkę wywiadu spośród wszystkich, jakie udało się zmontować Dowództwu Sajgonu.
– Mnie chodzi o to, Davidzie, że nikt pod żadnym, ale to żadnym pozorem nie może skojarzyć "Meduzy" z rządem Stanów Zjednoczonych. Nie istnieją dokumenty, które wskazywałyby na nasze zaangażowanie, sama zaś nazwa była i jest otoczona ścisłą tajemnicą. W myśl prawa przestępstwa wojenne nie podlegają przedawnieniu, więc oficjalnie "Meduza" została uznana za prywatną organizację, zbieraninę przestępców pragnących skorumpować całą Azję Południowo- Wschodnią, ciągnąc z tego ogromne zyski. Gdyby kiedykolwiek odkryto ich powiązania z Waszyngtonem, natychmiast ległaby w gruzach reputacja wielu znaczących osobistości z Białego Domu i Departamentu Stanu/Dwadzieścia lat temu byli młodymi sztabowcami w Dowództwie Sajgonu, ale teraz zajmują się polityką na skalę światową. Podczas wojny posługiwanie się niezbyt etycznymi metodami może jakoś ujść na sucho, lecz w okresie pokoju trudno sobie wyobrazić cięższy zarzut niż współuczestnictwo w masowych morderstwach i defraudacja milionowych funduszy pochodzących z kieszeni podatników. Identycznie przedstawia się sprawa z tajnymi archiwami zawierającymi dokładne informacje o tym, którzy z naszych najznamienitszych bankierów finansowali poczynania nazistów. Istnieją sprawy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. "Meduza" jest jedną z nich.