Выбрать главу

– Świetnie się bawicie, prawda? – zapytał Bourne.

– Do pewnego stopnia – przyznał Aleks. – Ale w chwili gdy po obu stronach giną ludzie, zabawa się kończy.

– Zadzwoń do Langley – powiedział Jason, wskazując ruchem głowy konsoletę. – Holland musi mi wytłumaczyć parę rzeczy.

– To nic nie da…

– Jak to?

– Jest za wcześnie, w Stanach dochodzi dopiero siódma rano. Myślę jednak, że uda mi się przezwyciężyć tę niedogodność. – Mówiąc to Conklin wyjął z kieszeni niewielki notes.

– Niedogodność? – wykrzyknął z wściekłością w głosie Bourne. – Co to za pieprzenie, Aleks? Zrozum, ja za chwilę oszaleję! Chodzi o moje dzieci!

– Uspokój się. Chciałem tylko powiedzieć, że mam jego zastrzeżony numer do domu.

Conklin usiadł przy konsolecie, podniósł słuchawkę i nacisnął przyciski z cyframi.

– Przezwyciężyć niedogodność, niech cię szlag trafi! Czy wy w ogóle potraficie jeszcze mówić jak normalni ludzie?

– Przepraszam, profesorze, to kwestia przyzwyczajenia… Peter? Tu Aleks. Otwórz oczy i obudź się, żeglarzu. Mamy kłopoty.

– Nie muszę się budzić – odparł głos z Fairfax w stanie Wirginia. – Właśnie wróciłem z pięciomilowej przebieżki.

– Wam, dwunogom, wydaje się, że jesteście strasznie dowcipni.

– Boże, przepraszam cię, Aleks! Naprawdę nie chciałem…

– Wiem, że nie chciałeś. Kadecie Holland, mamy problemy.

– To znaczy, że przynajmniej udało ci się odnaleźć Bourne'a.

– Stoi za moimi plecami. Może zainteresuje cię wiadomość, że dzwonimy z radzieckiej ambasady w Paryżu.

– Co takiego? Jezu przenajświętszy!

– To nie jego sprawka, tylko Casseta. Nie pamiętasz?

– Zapomniałem… Tak, oczywiście. Co z żoną Bourne'a?

– Został z nią Mo Panov. Doktor wziął na siebie wszystkie sprawy medyczne, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny.

– Ja też. Co się właściwie stało?

– Nic takiego, o czym chciałbyś usłyszeć, ale mimo to usłyszysz, głośno i wyraźnie.

– O czym ty gadasz, do diabła?

– Szakal wie o posiadłości Tannenbaum.

– Oszalałeś! – wrzasnął dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej tak głośno, że aż w słuchawce rozległ się skrzeczący przydźwięk. – Nikt o tym nie wie, tylko Charlie Casset i ja! Przygotowaliśmy przerzut tak skomplikowaną trasą i z tyloma zmianami nazwisk, że nikt nie mógłby się w tym połapać. Poza tym nigdzie ani słowem nie wspomniano o Tannenbaum! Klnę się na Boga, Aleks! To niemożliwe, po prostu niemożliwe!

– Fakty pozostają faktami, Peter. Mój przyjaciel otrzymał list, a w nim było zdanie o tym, że drzewa w Tannenbaum spłoną, a dzieci razem z nimi.

– Sukinsyn! – wykrzyknął Holland. – Nie rozłączaj się – polecił. – Zadzwonię specjalną linią do St. Jacques'a i każę im wyjechać jeszcze dziś rano. Nie rozłączaj się, rozumiesz?

Conklin spojrzał na Bourne'a; trzymał słuchawkę odsuniętą od ucha, tak że obaj mogli doskonale słyszeć słowa Hollanda.

– Jeżeli jest jakiś przeciek, a nie ma żadnej wątpliwości, że jest, to na pewno nie w Langley – powiedział Aleks.

– Musi tam być! Niech sprawdzi dokładniej.

– Gdzie?

– Boże, przecież to wy jesteście fachowcami! Załoga helikoptera, którym lecieli, ludzie z Londynu, którzy wyrazili zgodę na przelot nad terytorium Zjednoczonego Królestwa… Skoro Carlos kupił nawet gubernatora Montserrat i jednego z szefów policji, czemu nie mógłby mieć kogoś jeszcze wyżej?

Aleks nie dawał za wygraną.

– Przecież słyszałeś, co mówił Peter. Nazwiska były fałszywe, trasa pogmatwana, a przede wszystkim nikt nic nie wiedział o Tannenbaum. Nikt! Mamy tu lukę…

– Proszę, oszczędź mi tego waszego żargonu.

– Kiedy to wcale nie jest żargon. Luka to przestrzeń, która wymaga…

– Aleks? – W słuchawce rozległ się gniewny głos Petera Hollanda.

– Tak, słucham?

– Przenosimy ich, ale nawet tobie nie powiem dokąd. St. Jacques wściekł się, bo pani Cooper dopiero co rozpakowała dzieciaki, ale wytłumaczyłem mu, że mają najwyżej godzinę.

– Chcę porozmawiać z Johnnym – powiedział głośno Bourne, nachylając się do słuchawki.

– Miło mi cię poznać, choć tylko przez telefon.

– A ja dziękuję panu za wszystko, co pan dla nas robi – odparł spokojnie Jason. – Naprawdę.

– Wyszło z tego prawdziwe qui pro quo, Bourne. Polując na Szakala, wypłoszyłeś z cuchnącej dziury paskudnego królika, o którym nikt nic nie wiedział.

– To znaczy?

– Nową "Meduzę".

– Macie już coś? – wtrącił się Conklin.

– Na razie badamy powiązania między naszymi Sycylijczykami a pewnymi europejskimi bankami. Czegokolwiek dotknąć, śmierdzi jak cholera, ale już prześwietlamy pewną firmę adwokacką z Wall Street dokładniej niż NASA urządzenia startowe na przylądku Canaveral. Zaciskamy pierścień.

– Szczęśliwych łowów – powiedział Jason. – Może mi pan podać numer do Tannenbaum?

Holland podyktował go, a Aleks zapisał i odłożył słuchawkę.

– Teraz twoja kolej – oświadczył, przesiadając się z fotela przy konsolecie na jeden z ustawionych dookoła stołu.

Jason zajął jego miejsce, spojrzał na pozostawioną przez Conklina kartkę z numerem i wystukał go pośpiesznie.

Przywitanie było krótkie, a pytania, jakie zaraz potem zaczął zadawać Bourne, ostre i suche.

– Z kim rozmawiałeś o posiadłości?

– Chwileczkę, Davidzie – zaprotestował Johnny. – Co przez to rozumiesz?

– Dokładnie to, co słyszysz. Z kim rozmawiałeś o posiadłości Tannenbaum w drodze z Wyspy Spokoju do Waszyngtonu?

– Po tym, jak powiedział mi o niej Holland?

– Na litość boską, chyba nie przed tym, prawda?

– Rzeczywiście nie, Sherlocku Holmesie.

– No więc, z kim?

– Tylko z tobą, mój szanowny szwagrze.

– Co takiego?

– To, co słyszysz. Wszystko odbywało się tak szybko, że zaraz potem zapomniałem, jak się nazywa ta posiadłość, a nawet gdybym pamiętał, to na pewno bym o tym nie trąbił.

– Ale przeciek, który powstał, nie ma nic wspólnego z Langley!

– Ze mną też nie. Posłuchaj, panie profesorze: może nie mam żadnego naukowego tytułu, ale to jeszcze nie znaczy, że jestem kretynem. W pokoju obok śpią teraz dzieci mojej siostry i mam zamiar zrobić wszystko, żeby udało im się spokojnie dorosnąć… W takim razie przeciek musiał powstać na samym początku, zgadza się?

– Tak.

– Poważny?

– Najpoważniejszy. Sam Szakal.

– Jezus, Maria! – wybuchnął St. Jacques. – Jak się tylko tu pojawi, rozedrę go na strzępy!

– Spokojnie, Johnny… – W głosie Jasona zaszła zmiana: gniew ustąpił miejsca namysłowi. – Wierzę ci. O ile pamiętam, opisałeś mi posiadłość, ale nie powiedziałeś, jak się nazywa. To ja ją zidentyfikowałem.

– Zgadza się. Przypominam sobie, bo kiedy Pritchard powiedział mi, że dzwonisz, rozmawiałem z drugiego aparatu z Henrym Sykesem. Pamiętasz Henry'ego? Był zastępcą gubernatora.

– Oczywiście.

– Prosiłem go, żeby miał oko na pensjonat, bo muszę wyjechać na kilka dni. Oczywiście wiedział o tym, bo przecież miał w ręku prośbę o zgodę na lądowanie śmigłowca Amerykańskich Sił Powietrznych. Zapytał mnie tylko, dokąd lecę, a ja powiedziałem, że do Waszyngtonu. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby mówić mu o Tannenbaum, a on nie pytał o nic więcej, bo i tak się domyślił, że ma to jakiś związek z tym, co się stało na wyspie. Jest fachowcem w tych sprawach. – Umilkł na chwilę, ale zanim Bourne zdążył się odezwać, Johnny jęknął rozpaczliwie: – O, Boże!

– Pritchard – uzupełnił Jason. – Został na linii.

– Ale dlaczego? Dlaczego to zrobił?

– Carlos kupił gubernatora i szefa wydziału do walki z narkotykami. Na pewno kosztowało go to masę pieniędzy. Pritchard z pewnością był dużo tańszy.

– Mylisz się, Davidzie! Nawet jeśli Pritchard jest zarozumiałym, nudnym osłem, to na pewno nie zdradziłby mnie dla pieniędzy. Na wyspach nie liczą się pieniądze, tylko prestiż. Pracując dla mnie, znacznie zyskuje w oczach swojej rodziny i znajomych, a poza tym w gruncie rzeczy mam z niego spory pożytek.

– To musiał być on, Johnny. Nie ma innej możliwości.

– Ale jest sposób, żeby to sprawdzić. Tylko jeden, bo przecież jestem tutaj, nie tam, i na pewno się stąd nie ruszę.

– Co masz na myśli?

– Chcę wtajemniczyć w sprawę Henry'ego Sykesa. Zgadzasz się?

– W porządku.

– Jak się czuje Marie?

– Tak jak można się czuć w naszej sytuacji… Słuchaj, Johnny: nie chcą, żeby cokolwiek o tym wiedziała, rozumiesz? Jeśli do ciebie zadzwoni, a na pewno to zrobi, powiedz jej, że dotarliście na miejsce i że wszystko jest w po rządku. Ani słowa o przeprowadzce i Carlosie.