Выбрать главу

– Gdzie mógłbyś zacząć naprawdę kraść – uzupełnił Conklin.

– Jesteś bardzo zepsuty, Aleksiej, do szpiku kości. Mimo to przypomnij mi po jakichś sześciu wódkach, żebym opowiedział ci o posiadłości, jaką dwa lata temu kupił w Wirginii nasz charge d'affaires. Oczywiście, płacił nie on, tylko bank jego kochanki. Teraz ktoś chce to od niego kupić za dziesięciokrotnie wyższą cenę.

– Nie wierzę w ani jedno słowo – oświadczył Bourne, podnosząc z ziemi torby.

– Znaleźliście się w zupełnie innym, wyrafinowanym świecie – roześmiał się Krupkin. – W każdym razie, z pewnego punktu widzenia.

Ruszyli w kierunku limuzyny.

– Mam jednak wrażenie, że niezależnie od punktu widzenia nie będziemy kontynuować tej rozmowy w samochodzie – ciągnął Rosjanin. – Aha, zarezerwowałem dla was apartament w hotelu Metropol na Prospekcie Marksa. Jest bardzo wygodny, a ja osobiście wyłączyłem wszystkie urządzenia podsłuchowe.

– Rozumiem, dlaczego to zrobiłeś, ale jakim cudem ci się udało?

– Jak dobrze wiesz, KGB najbardziej ze wszystkich rzeczy obawia się kompromitacji. Wyjaśniłem tajniakom z hotelu, że to, co by się ewentualnie nagrało, mogłoby okazać się nadzwyczaj kłopotliwe dla pewnych wysoko postawionych osób z Komitetu, a w konsekwencji wszyscy, którzy przesłuchaliby taśmy, mieliby zapewnione darmowe wakacje na Kamczatce.

Dotarli do samochodu. Lewe tylne drzwi otworzył kierowca ubrany w brązowy garnitur; identyczny w Paryżu nosił Siergiej.

– Tylko materiał jest ten sam – wyjaśnił po francusku Krupkin, dostrzegłszy zdziwione spojrzenia obu mężczyzn. – Krawiec, niestety, inny. Namówiłem Siergieja, żeby dał swój do przerobienia.

Hotel Metropol mieści się w starannie dziś odrestaurowanym, bogato zdobionym gmachu wzniesionym jeszcze przed rewolucją. Car, który często odwiedzał Paryż i Wiedeń przełomu wieków, lubił secesyjną architekturę.

Pomieszczenia są wysokie, ściany wykładane marmurami, a gobeliny i dywany wręcz bezcenne. Majestatyczne ściany i ozdobne żyrandole głównego holu zdają się spoglądać z pogardą na przemykających między nimi, skromnie ubranych ludzi. Gdyby mogły mówić, na pewno z najwyższą niechęcią wyrażałyby się o rządzie, który dopuścił do takiego sprofanowania eleganckich wnętrz. Dymitr Krupkin jednak z pewnością do profanów nie należał. Jego dostojna postać znakomicie pasowała do otoczenia.

– Towarzyszu! – zawołał sotto voce recepcjonista, kiedy trzej mężczyźni mijali jego stanowisko, kierując się do wind. – Jest do was pilna wiadomość – dodał, podążając ku niemu szybkim krokiem. Wcisnął Krupkinowi w dłoń złożoną kartkę papieru. – Polecono mi, żebym osobiście ją wam przekazał.

– Już to zrobiliście. Dziękuję wam. – Dymitr poczekał, aż mężczyzna oddali się na kilka kroków, po czym rozłożył kartkę. – Muszę natychmiast skontaktować się z placem Dzierżyńskiego – powiedział, odwróciwszy się do stojących tuż za nim Bourne'a i Conklina. – To wiadomość od jednego z moich komisarzy. Chodźmy, prędko.

Apartament, podobnie jak główny hol, należał nie tylko do innego czasu i innej epoki, ale nawet do innego kraju. Niezbyt dokładnie wykonane kopie oryginalnych elementów wyposażenia i nieco wyblakłe draperie nie psuły ogólnego wrażenia, zdawały się jedynie podkreślać rozmiary przepaści dzielącej przeszłość od teraźniejszości. Drzwi do dwóch sypialni znajdowały się po obu stronach sporego salonu. W skład jego umeblowania wchodził także bar o miedzianym blacie, zastawiony butelkami alkoholi, jakie niezmiernie rzadko można było zobaczyć na półkach moskiewskich sklepów.

– Rozgośćcie się – zaprosił ich Krupkin, kierując się prosto do telefonu, który stał na udającym antyk biurku; stanowiło ono krzyżówkę stylu królowej Anny z późnym Ludwikiem. – Przepraszam, Aleks, zupełnie zapomniałem! Zaraz każę przynieść herbaty albo wody mineralnej…

– Nie zawracaj sobie głowy. – Aleks wziął od Jasona swoją torbę i wszedł do sypialni po lewej stronie. – Przede wszystkim muszę się umyć. Ten samolot był po prostu brudny.

– Ale chyba przyznasz, że dość niedrogi, prawda? – zapytał Krupkin. Podniósł słuchawkę i zajął się wykręcaniem numeru. – Skoro już tam jesteś, niewdzięczniku – mówił dalej, podniósłszy nieco głos – to możesz otworzyć szufladę nocnego stolika. Znajdziesz tam dwa pistolety automatyczne graz, kaliber 38… Bardzo proszę, panie Bourne- zwrócił się do Jasona. – Pan chyba nie jest abstynentem, a podróż była długa i męcząca. To może chwilę

potrwać, bo mój komisarz numer dwa jest niezłym gadułą.

– Dziękuję, chyba rzeczywiście skorzystam – powiedział Bourne, rzucając torbę na podłogę przy drzwiach drugiej sypialni. Podszedł do baru, wyszukał wśród butelek tę o najbardziej znajomym kształcie i przyrządził sobie drinka. Krupkin tymczasem rozmawiał po rosyjsku, a że Jason nie znał tego języka, podszedł ze szklanką do jednego z wysokich okien wychodzących na szeroką aleję noszącą imię Karola Marksa.

– Dobryj dień… Da, da, poczemu…? Sadowaja togda, dwadcat' minut. – Oficer KGB odłożył słuchawkę i potrząsnął z irytacją głową. Bourne dostrzegł kątem oka ten ruch, więc odwrócił się w stronę Krupkina. – Tym razem mój komisarz nie był zbyt gadatliwy, panie Bourne. Pośpiech i wyraźne rozkazy okazały się ważniejsze.

– Co pan przez to rozumie?

– Musimy stąd natychmiast wyjechać. – Krupkin spojrzał na drzwi po lewej stronie salonu. – Aleksiej, chodź tutaj! Szybko! Próbowałem mu wyjaśnić, że dopiero co przylecieliście – ciągnął, zwróciwszy się ponownie do Jasona – ale wcale go to nie wzruszyło. Powiedziałem nawet, że jeden z was właśnie bierze prysznic, a on na to: "No to niech zakręci wodę i wyjdzie".

Do pokoju wszedł, utykając, Conklin. Miał rozpiętą koszulę i wycierał sobie twarz ręcznikiem.

– Przykro mi, Aleksiej, ale musimy jechać.

– Dokąd? Przecież dopiero co przyjechaliśmy.

– Do mieszkania przy Sadowej. To taki moskiewski Grand Boulevard, panie Bourne. Może nie dorównuje Polom Elizejskim, ale nie jest wcale najgorszy. Carowie wiedzieli, jak trzeba budować.

– A co tam jest? – pytał dalej Conklin.

– Komisarz numer jeden – wyjaśnił Krupkin. – W tym mieszkaniu będzie nasza kwatera główna. Nie wie o niej nikt, z wyjątkiem nas pięciu. Zdaje się, że stało się coś ważnego, bo mamy natychmiast tam się zjawić.

– W zupełności mi to wystarczy – powiedział Jason, odstawiając na barek nie dopitego drinka.

– Dokończ go – rzucił przez ramię Aleks, kuśtykając do sypialni. – Muszę sobie wypłukać mydło z uszu i mocniej przywiązać nogę.

Bourne posłusznie wziął szklankę do ręki, obserwując spod oka oficera KGB, który odprowadził Conklina dziwnie smutnym, melancholijnym spojrzeniem.

– Znał go pan wcześniej, zanim stracił stopę? – zapytał cicho Jason.

– O tak, panie Bourne. Znamy się od dwudziestu pięciu… nie, dwudziestu sześciu lat. Stambuł, Ateny, Rzym, Amsterdam… Był niezwykłym przeciwnikiem. Obaj byliśmy wtedy młodzi, sprawni, wpatrzeni wyłącznie w siebie, każdy usiłował za wszelką cenę dorosnąć do wizerunku, który stworzył sobie w wyobraźni… To dawne czasy. Byliśmy naprawdę dobrzy, może mi pan wierzyć, on nawet lepszy, ale proszę mu tego nie powtarzać. Zawsze

potrafił spojrzeć na wszystko z większej perspektywy, ogarnąć całość sytuacji. Myślę, że także dzięki swemu rosyjskiemu pochodzeniu.

– Dlaczego użył pan słowa "przeciwnik"? – zapytał Jason. – Zupełnie, jakbyście byli sportowcami i brali udział w jakichś igrzyskach. Czyżby nie był wtedy po prostu pańskim wrogiem?

Krupkin odwrócił raptownie swoją potężną głową w stronę Bourne'a. W szklanym spojrzeniu jego oczu nie było ani odrobiny ciepła.

– Oczywiście, że był moim wrogiem, panie Bourne. Powiem nawet więcej: nadal nim jest. Proszę nie brać moich słabostek za to, czym nie są. Moje skłonności mogą wpływać na kształt mych przekonań, ale nie zdołają ich zmienić… Widzi pan, nie jestem katolikiem, który może się wyspowiadać, a następnie wstać od konfesjonału i dalej grzeszyć, na przekór swojej wierze, ale ja też wierzę… Mój dziadek i babka zostali powieszeni – powieszeni – za

to, że ukradli parę kurczaków z gospodarstwa należącego do księcia Roma nowa. Tylko nieliczni spośród moich przodków mieli szansę nauczyć się choć by czytać i pisać, bo o żadnej prawdziwej edukacji nie mogło nawet być mowy. Wielka Rewolucja Marksa i Lenina była zaledwie pierwszym krokiem, ale we właściwym kierunku. Popełniono tysiące błędów, w tym wiele niewybaczalnych i tragicznych w skutkach, ale początek został zrobiony. Ja sam jestem tego najlepszym dowodem.