Выбрать главу

– Niewiarygodne! – wyszeptał Krupkin.

– A niech mnie! – wymamrotał pułkownik, wpatrując się w Conklina wybałuszonymi oczami.

– Są nadzwyczaj pomysłowi, a Ogilvie najbardziej ze wszystkich. To Superpająk, któremu udało się oplatać pajęczyną niemal wszystkie europejskie stolice. Na swoje nieszczęście, a dzięki mojemu obecnemu tu przyjacielowi, wpadł we własne sieci. Musiał uciekać z Waszyngtonu, bo zabrali się do niego ludzie, których raczej nie udałoby mu się przekupić, ale nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego zjawił się właśnie w Moskwie.

– Myślę, że będę mógł odpowiedzieć na to pytanie – odparł Krupkin, spoglądając uspokajająco na komisarza. – Nic nie wiem o morderstwach, o których wspominałeś, ale to, co mówiłeś, przywodzi mi na myśl pewne amerykańskie konsorcjum, działające właśnie na terenie Europy, z którym od wielu lat robimy bardzo dla nas korzystne interesy.

– W jakich dziedzinach?

– Przede wszystkim chodzi o nowoczesne technologie objęte zakazem wywozu, a także elementy uzbrojenia, części samolotów, niekiedy nawet samą broń i samoloty, oczywiście za pośrednictwem krajów naszego bloku… Mówię ci to tylko dlatego, że z pewnością zdajesz sobie sprawę, iż wszystkiemu kategorycznie zaprzeczę, gdyby przyszło ci kiedykolwiek do głowy powołać się na mnie jako na źródło.

Aleks skinął głową.

– Rozumiem. Jak się nazywa to konsorcjum?

– Nie ma nazwy, bo występuje pod postacią pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu pozornie niezależnych firm. Zawsze podejrzewaliśmy, że wszystkie działają pod wspólnym parasolem i są ze sobą ściśle powiązane, ale nie byliśmy w stanie stwierdzić, w jaki dokładnie sposób.

– Nazwa istnieje, podobnie jak samo konsorcjum – odparł Conklin. – Ogilvie nim kieruje.

– Tak właśnie pomyślałem… – mruknął Krupkin. Na jego twarzy pojawił się okrutny, bezlitosny grymas. – Zapewniam was jednak, że wasze obawy związane z tym prawnikiem nie mogą się równać z naszymi problemami. – Spojrzał z wściekłością na obraz zatrzymany na ekranie. – Generał Rodczenko, którego tu widzicie, zajmuje drugie miejsce w hierarchii KGB i jest doradcą premiera. W imię interesów ZSRR i bez wiedzy rządu można robić wiele rzeczy, ale na pewno nic takiego, o czym mówiłeś. Dobry Boże, głównodowodzący sił NATO! A teraz jeszcze Szakal! To nie tylko kompromitacja, ale po prostu katastrofa, okropna, tragiczna katastrofa!

– Masz jakieś propozycje? – zapytał Conklin.

– Głupie pytanie – wtrącił się gburowato pułkownik. – Aresztować, na Łubiankę, a potem w czapę!

– Znakomity pomysł, ale jest pewien problem – odparł Aleks. – Centralna Agencja Wywiadowcza wie o tym, że Ogilvie przyleciał do Moskwy.

– W czym tu problem? Obie strony pozbędą się drania i będą mogły zająć się swoimi sprawami.

– Może to się panu wydać dziwne, ale problem, nawet z punktu widzenia ochrony interesów ZSRR, nie polega na pozbyciu się drania. Chodzi o reakcję Waszyngtonu.

Pułkownik spojrzał ze zdziwieniem na Krupkina.

– O czym on gada, do cholery? – zapytał po rosyjsku.

– Dla nas to dosyć trudne do pojęcia, ale może spróbuję wam to wytłumaczyć… – odparł w tym samym języku Krupkin.

– Co on mówi? – zapytał Bourne Conklina.

– Zdaje się, że ma zamiar rozpocząć wykład o prawach i obowiązkach obywatela w Stanach Zjednoczonych.

– Takie wykłady przydałyby się też wielu ludziom w Waszyngtonie – zripostował Krupkin po angielsku, po czym natychmiast przeszedł z powrotem na rosyjski. – Widzicie, towarzyszu, nikt w Ameryce nie zdziwiłby się, gdybyśmy chcieli wykorzystać przestępcze powiązania Ogilviego. Mają tam nawet specjalne przysłowie, które powtarzają bardzo często, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.

– Co wspólnego z podarunkami mają końskie zęby? Spod ogona wypada mu nawóz, ale z pyska tylko ślina.

– W oryginale brzmi to trochę lepiej… W każdym razie ten adwokat, Ogilvie, miał wiele powiązań z rządem, a ściślej z urzędnikami, którzy w zamian za duże sumy pieniędzy przymykali oczy na jego nielegalne działania, przynoszące mu miliony dolarów zysku. Naginano prawo, zabijano ludzi, przedstawiano kłamstwa jako prawdę. Krótko mówiąc, Ogilvie stanowił ośrodek bezprzykładnej korupcji, a z tego, co wiemy, Amerykanie mają prawdziwą obsesję na tym punkcie. Każde ustępstwo wydaje im się nieść w sobie zarodek korupcji, więc na wszelki wypadek wolą prać swoje brudy na oczach całego świata, żeby udowodnić, jak bardzo są mimo wszystko uczciwi.

– To prawda – przerwał mu Aleks po angielsku. – Wątpię, żebyście mogli to zrozumieć, bo wy z kolei ukrywacie każde ustępstwo, każdą zbrodnię i każde go trupa za koszem z różami… Może jednak będzie lepiej, jeśli ja daruję sobie takie porównania, a ty zrezygnujesz z wykładu. Ogilvie musi wrócić do kraju i zapłacić za wszystko. To jedyne ustępstwo, jakiego od was oczekujemy.

– Zapewniam cię, że weźmiemy to pod uwagę.

– To za mało – odparł Conklin. – Ujmijmy to w taki sposób, odsuwając na razie na bok kwestię odpowiedzialności: już wkrótce, być może nawet za kilka dni, zbyt wielu ludzi dowie się o tym, w co był zamieszany, łącznie ze śmiercią Teagartena, żebyście mogli go tu zatrzymać. Skoczy wam do gardeł nie tylko Waszyngton, ale i cała EWG. Kompromitacja to bardzo ładne słowo, ale kryje w sobie bardzo wymierne efekty: utrudnienia w handlu, zmniejszenie obrotów towarowych…

– Przekonałeś mnie, Aleksiej – przerwał mu Krupkin. – Załóżmy, że zgodzimy się na to ustępstwo. Czy ogłosicie wtedy całemu światu, że Moskwa współpracowała z wami w schwytaniu i dostarczeniu przed wasz sąd amerykańskiego przestępcy?

– Oczywiście, a także i to, że bez was nic byśmy nie osiągnęli. Jeżeli będzie trzeba, potwierdzę to przed wszystkimi komisjami Kongresu.

– Powinieneś również stwierdzić jasno i wyraźnie, że nie mieliśmy absolutnie nic wspólnego z zabójstwami, o których wspominałeś, a szczególnie z zamachem na głównodowodzącego sił NATO.

– Ma się rozumieć. Jedną z przyczyn, dla których zdecydowaliście się nam pomóc, było to, że wasz rząd przeraził się narastającej fali politycznych morderstw.

Krupkin przez chwilę wpatrywał się w Conklina ostrym spojrzeniem, po czym przeniósł je na krótko na ekran telewizora, by zaraz ponownie skierować na twarz Aleksa.

– A co zrobimy z generałem Rodczenką? – zapytał.

– To już wasza sprawa – odpowiedział cicho emerytowany oficer CIA. – Ani Bourne, ani ja nigdy nie słyszeliśmy tego nazwiska.

– Da… – mruknął Krupkin, kiwając powoli głową. – W takim razie róbcie z Szakalem, co chcecie, chociaż jesteście na radzieckim terytorium. Możecie jednak liczyć na naszą daleko posuniętą pomoc.

– Od czego zaczniemy? – zapytał niecierpliwie Jason.

– Od początku. – Dymitr spojrzał na komisarza KGB. – Towarzyszu, czy zrozumieliście, o czym mówiliśmy?

– Bardzo wystarczy, Krupkin – odparł pułkownik, podchodząc do telefonu ustawionego na małym stoliku o marmurowym blacie. Wykręciwszy numer, zaczął niemal natychmiast mówić po rosyjsku, jakby ktoś czekał na jego telefon z ręką na słuchawce. – Nowy Jork zidentyfikował trzeciego człowieka na taśmie numer siedem, tego z Rodczenką i księdzem, jako Amerykanina nazwiskiem Ogilvie. Trzeba natychmiast wziąć go pod ścisłą obserwację i nie dopuścić do tego, żeby wyjechał z Moskwy. – Pułkownik zamilkł, słuchając odpowiedzi, po czym nagle poczerwieniał i uniósł wysoko brwi. – Anuluję ten rozkaz! – ryknął. – Ta sprawa należy teraz wyłącznie do KGB! Powód? Ruszcie mózgiem, kapuściany łbie! Powiedzcie im, że to podwójny agent, którego oni nie potrafili rozpoznać, a potem dorzućcie trochę tradycyjnego śmiecia – zagrożenie dla państwa spowodowane niekompetencją

urzędników, opiekuńcza rola Komitetu i tak dalej… Aha, możecie im jeszcze wspomnieć, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby… Ja też nie rozumiem, towarzyszu, ale te motylki w eleganckich garniturach chyba będą wiedziały, o co chodzi. Zawiadomcie wszystkie lotniska.

Komisarz odłożył słuchawkę.

– Zrobił to – stwierdził Conklin, zwracając się do Bourne'a. – Ogilvie zostaje w Moskwie.

– Ogilvie nic mnie nie obchodzi! – wybuchnął Jason. – Przyjechałem tu po Carlosa!

– To ten ksiądz? – zapytał pułkownik, odchodząc od stolika z telefonem.

– Właśnie on.

– To proste. Puścimy generała Rodczenkę na długiej smyczy, żeby jej nie widział ani nie czuł. Pan weźmie w rękę drugi koniec. Na pewno niedługo znowu spotka się z tym Szakalem.