– Zamknij się!
– Jest tam! To ta cysterna! – Bourne wskazał na ogromną ciężarówkę, górującą rozmiarami nad pozostałymi stłoczonymi na parkingu pojazdami.
– Cysterna? – zapytał ze zdziwieniem Beniamin. – Jak na to wpadłeś?
– Mieści się w niej co najmniej pięćdziesiąt tysięcy litrów. W połączeniu z rozsądnie rozmieszczonymi ładunkami plastiku to w zupełności wystarczy na te stare, drewniane makiety. '
– Wnimanije! – zagrzmiały głośniki rozmieszczone wokół wejścia do tunelu. Dobiegające zewsząd eksplozje zaczęły powoli cichnąć. Pułkownik wspiął się z mikrofonem w dłoni na szczyt niskiego, betonowego bunkra. Jego sylwetka rysowała się ostro w snopach światła potężnych reflektorów.
– Trzęsienie ziemi minęło! – zawołał po rosyjsku. – Co prawda straty są znaczne, a pożarów na pewno nie uda się ugasić do rana, ale kryzys minął, powtarzam, kryzys minął! Nie oddalajcie się od brzegu rzeki, a towarzysze z ekip ratowniczych zatroszczą się o was! Takie rozkazy otrzymaliśmy z dowództwa, towarzysze! Błagam was, nie róbcie nic, co zmusiłoby nas do użycia siły.
– Jakie trzęsienie? – wykrzyknął jakiś stojący niedaleko bunkra mężczyzna. – Wszyscy nam wmawiają, że to trzęsienie ziemi, jakby mieli nas za idiotów! To nie żadne trzęsienie, tylko zbrojny atak!
– Tak jest, atak!
– Zostaliśmy zaatakowani!
– To inwazja!
– Odblokujcie tunel i wypuśćcie nas, bo jak nie, to będziecie musieli nas zastrzelić! Odblokujcie tunel!
Tłum krzyczał coraz głośniej, ale żołnierze stali niewzruszenie, z bagnetami na lufach karabinów. Pułkownik wrzeszczał ochryple do mikrofonu, z twarzą wykrzywioną grymasem panicznego przerażenia.
– Słuchajcie, co do was mówię! Powtarzam wam to, co mi powiedziano. To tylko zwykłe trzęsienie ziemi i ja w to wierzę! A wiecie dlaczego…? Czy słyszeliście choć jeden strzał? Dobre pytanie, co? Choćby jeden, jedyny strzał…? Nie, nie słyszeliście! Mamy tu, podobnie jak w innych sektorach, uzbrojone oddziały gotowe odeprzeć każdy atak, a mimo to nikt nie strzelał, więc nie ulega wątpliwości, że…
– O czym on tak wrzeszczy? – zapytał Jason Beniamina.
– Próbuje przekonać łudzi, że to było trzęsienie ziemi, ale oni mu nie wierzą. Myślą, że to zbrojna inwazja. Użył argumentu, że nie było żadnych strzałów.
– A nie było?
– To dobry argument. Gdyby ktoś zaatakował, na pewno by strzelał, a skoro nie strzelał, to znaczy, że nie zaatakował.
– Strzały…? – Nagle Bourne chwycił młodego Rosjanina za koszulę na piersi i potrząsnął z całej siły. – Każ mu przestać! Na litość boską, każ mu natychmiast przestać!
– Dlaczego?
– Podpowiada Szakalowi, co ma zrobić!
– Co ty wygadujesz, do jasnej cholery?
– Strzały… Strzelanina, zamieszanie!
– Niet! – wrzasnęła jakaś kobieta, wysuwając się na czoło tłumu i unosząc oskarżycielskim gestem rękę w kierunku człowieka z mikrofonem. – Te eksplozje to były bomby! Zrzucali je z samolotów!
– Idiotka! – ryknął po rosyjsku pułkownik. – Gdyby to był nalot, wystartowałyby nasze myśliwce z Biełopola. Wybuchy pochodziły z wnętrza ziemi… – Te kłamliwe słowa były ostatnimi, jakie wypowiedział w życiu Rosjanin w mundurze amerykańskiego pułkownika.
Gdzieś na pogrążonym w półmroku parkingu zaterkotał gniewnie pistolet maszynowy. Seria niemal przecięła Rosjanina wpół; zgiął się, zachwiał i runął na ziemię z dachu bunkra. Tłum ogarnęło prawdziwe szaleństwo. Kordon żołnierzy pękł niczym wątły sznurek, a chaos sięgnął zenitu. Wąskie, ogrodzone zejście do tunelu wypełniło się pędzącymi na oślep ludźmi, którzy przepychając się i tratując leżących, walczyli zawzięcie o to, żeby jak najprędzej dostać się do podwodnego przejścia. Jason odciągnął młodego instruktora na bok, dalej od ogarniętego amokiem tłumu, ani na chwilę nie spuszczając wzroku ze spowitego mrokiem parkingu.
– Potrafisz obsługiwać urządzenia tunelu? – zapytał.
– Tak. Wszyscy wyżsi stopniem instruktorzy wiedzą, jak to robić.
– Te stalowe bramy, o których mi mówiłeś, też?
– Oczywiście.
– Gdzie są mechanizmy?
– W bunkrze.
– Idź tam! – krzyknął Bourne, wręczając Beniaminowi jedną z trzech pozostałych mu flar. – Mam jeszcze dwie i dwa granaty… Kiedy zobaczysz, że zapaliłem swoją, zamknij bramę, rozumiesz?
– Dlaczego?
– Dlatego, że gramy według moich reguł, Ben! Zrób to, a potem zapal tę flarę i wyrzuć ją przez okno, żebym wiedział, czy ci się udało.
– Co potem?
– Potem zrobisz coś, co ci się na pewno nie spodoba, ale nie masz wyboru… Zabierz pułkownikowi jego broń i zmuś tłum, żeby wrócił na ulicę. Możesz strzelać w ziemię przed nimi albo nad ich głowami, wszystko jedno, nawet gdybyś miał kogoś zranić. Mają wrócić i już! Muszę go znaleźć, odizolować, pozbawić możliwości schronienia za czyimiś plecami…
– Jesteś wariat! – wrzasnął Beniamin; na skroniach pulsowały mu nabrzmiałe żyły. – Zranić, dobre sobie! Przecież ja mogę kogoś zabić! Oszalałeś!
– Akurat w tej chwili jestem najbardziej racjonalnie myślącym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałeś – odparł chrapliwym głosem Jason. Koło nich cały czas przemykali ogarnięci paniką mieszkańcy Nowogrodu. – Zgodziłby się ze mną każdy generał waszej Armii Czerwonej, tej samej, która zwyciężyła pod Stalingradem… Nazywa się to przybliżonym bilansem strat i jest w tym sporo zdrowego rozsądku. Znaczy to tyle, że musisz być gotów zapłacić teraz, bo jak nie, to za chwilę cena będzie kilkakrotnie większa.
– Za dużo ode mnie wymagasz. Ci ludzie są moimi przyjaciółmi, współ pracownikami, Rosjanami! Czy ty zdecydowałbyś się strzelać do tłumu Amerykanów? Wystarczy jeden pechowy rykoszet i zabiję albo zranię kilku ludzi. To okropne ryzyko!
– Już ci powiedziałem: nie masz wyboru. Jeśli zobaczę w tłumie Szakala, rzucę granat, a wtedy na pewno zginie dwudziestu.
– Ty sukinsynu!
– Lepiej mi uwierz, Ben. Jeżeli chodzi o Carlosa, przyznają, że jestem sukinsynem. Nie mogą pozwolić na to, żeby on dalej żył, cały świat nie może sobie na to pozwolić. Ruszaj!
Młody instruktor splunął Bourne'owi w twarz, po czym odwrócił się i zaczął torować sobie drogę w kierunku bunkra. Jason odruchowo otarł twarz wierzchem dłoni, wpatrując się z natężeniem w zalegające na parkingu plamy głębokiego cienia. Starał się ustalić, z której z nich padły strzały, choć jednocześnie zdawał sobie sprawą, że nie ma to większego sensu, bo Szakal z pewnością zdążył już zmienić stanowisko. Oprócz cysterny na niewielkim ogrodzonym terenie stało dziewięć samochodów – dwa kombi, cztery limuzyny i trzy furgonetki, wszystkie były amerykańskie lub takowe udawały. Carlos musiał skryć się za jednym z pojazdów; cysterna raczej nie wchodziła w grę, bo stała najdalej od otwartej bramy, przez którą można było wybiec w kierunku bunkra, a tym samym tunelu.
Jason przypadł do ziemi i poczołgał się w stroną sięgającego mu do piersi ogrodzenia. Przeraźliwy zgiełk panujący przy wejściu do tunelu nie tracił nic na intensywności. W napiętych do granic wytrzymałości mięśniach ramion i nóg Bourne czuł okropny, rwący ból. Zaczynały go łapać skurcze. Nie myśl o nich! Jesteś już zbyt blisko, Davidzie! Jason Bourne wie, co masz robić. Zaufaj mu!
Uch! Przesadzając płot, wbił sobie w nerkę rękojeść wetkniętego za pasek bagnetu. Nic nie czujesz! Nic cię nie boli! Jesteś już zbyt blisko! Słuchaj Jasona.
Reflektory! Ktoś wcisnął jakiś guzik i reflektory oszalały, zataczając bezsensowne koła, przesuwając oślepiające stożki światła bez ładu i składu. Dokąd mógł uciec Carlos? Gdzie się schował? Miganie świateł prawie uniemożliwiało jakąkolwiek orientację. Nagle na teren parkingu przez bramę, niewidoczną z tego miejsca, w którym znajdował się Jason, wpadły dwa policyjne radiowozy z włączonymi syrenami. Ku zdumieniu Jasona umundurowani mężczyźni, którzy z nich wyskoczyli, natychmiast skryli się za nieruchomymi pojazdami, a potem, jeden za drugim, zaczęli przemykać w kierunku bramy prowadzącej do tunelu.
Coś się nie zgadzało! Z drugiego radiowozu wysiadło czterech ludzi, a teraz nagle było ich tylko trzech. W ułamek sekundy później dołączył do nich czwarty… ale nie ten sam! Ten miał na sobie mundur z czerwonymi wyłogami i wysoką oficerską czapkę z daszkiem przybraną złotym galonem, inną w kształcie od amerykańskiej. Co to mogło być…? Nagle wszystko stało się jasne. Przed oczami Bourne'a pojawił się fragment wspomnień sprzed wielu lat, z Madrytu albo Casaviei, kiedy próbował ustalić powiązania Szakala z falangistami. To mundur hiszpańskiego oficera! Carlos wtargnął na teren ośrodka w części hiszpańskiej, a ponieważ płynnie posługiwał się rosyjskim, usiłował uciec z Nowogrodu, przebrany w wojskowy mundur.