Выбрать главу

– Dosyć okrężnymi drogami – przyznał Conklin. – Działaliśmy na oślep. Wszystko, czym dysponowaliśmy, to były domysły i abstrakcyjne skojarzenia.

– Abstrakcyjne skojarzenia? – powtórzył z łagodnym zdziwieniem Panov. – To bardzo nieprecyzyjne określenie. Masz pojęcie, jaką burzę potrafią spowodować w mózgu?

– Szczerze mówiąc, pojęcia nie mam, o czym teraz mówisz.

– O szarych komórkach. Sam niedawno o nich wspominałeś. Cały czas wirują i podskakują, usiłując znaleźć jakąś szczelinę, przez którą mogłyby wyrwać się na zewnątrz.

– Obawiam się, że nie nadążam za tobą.

– Mówiłeś o zbiegu okoliczności, a mnie się wydaje, że do spółki z Davidem stworzyłeś potężne urządzenie do porządkowania ruchu tych szarych komórek i nadawania im pożądanego kierunku. Między biegunami tego urządzenia znalazła się "Meduza".

Conklin odwrócił się raptownie wraz z fotelem i podjechał do okna, za którym pomarańczowy blask powoli ustępował przed pochłaniającą wyspy ciemnością.

– Chciałbym, żeby wszystko było takie proste, jak mówisz, Mo – wyszeptał. – Obawiam się jednak, że tak nie jest.

– Musisz wyrażać się jaśniej.

– Krupkin jest już właściwie martwy.

– Co takiego?

– Opłakuję go jako przyjaciela i jako wspaniałego przeciwnika. To on umożliwił nam działanie, a kiedy było już po wszystkim, zrobił to, co należało, nie to, co mu kazano. Pozwolił Davidowi ujść z życiem, ale teraz musi za to zapłacić.

– Co się z nim stało?

– Według informacji posiadanych przez Hollanda, pięć dni temu zniknął ze szpitala w Moskwie – po prostu wstał z łóżka, ubrał się i wyszedł na ulicę. Nikt nie wie, jak udało mu się to zrobić ani dokąd poszedł, ale zaraz potem zjawiło się KGB, żeby go aresztować i odstawić na Łubiankę.

– Czyli jednak go nie złapali…

– Ale złapią. Kiedy Kreml chce dostać kogoś w swoje ręce, wszystkie drogi, dworce, lotniska i przejścia graniczne są brane pod całodobową obserwację, a rozkazy nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości: ten, kto dopuści do wymknięcia się podejrzanego, trafi na dziesięć lat do obozu. To tylko kwestia czasu. Niech to szlag trafi!

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Proszę wejść! – zawołał Panov. – Otwarte!

Do pokoju wszedł Pritchard ubrany w gruby, elegancki sweter; choć pchał przed sobą obficie zastawiony wózek na kółkach, udało mu się zachować nienagannie wyprostowaną postawę.

– Buckingham Pritchard, do waszych usług, panowie! – oznajmił z szerokim uśmiechem. – Pozwoliłem sobie przynieść kilka morskich delikatności na wasze kolegialne spotkanie, zanim rozpocznie się wieczorowy posiłek, którego byłem głównym kucharzem, bo poprzedni robił często bardzo niedobre rzeczy, czego u mnie na pewno nie ma, panowie.

– Kolegialne? – powtórzył ze zdumieniem Aleks. – Chodzi panu o kolegiatę, kolegium czy college? Jeżeli o ten ostatni, to obawiam się, że skończyłem go ponad trzydzieści pięć lat temu.

– Chyba zbyt dużo uwagi poświęcono tam na nauczanie różnych niuansów języka Szekspira – mruknął Morris Panov. – Niech pan mi powie, panie Pritchard – dodał głośniej – czy nie gorąco panu w tym swetrze? Ja już bym się spocił jak mysz!

– Cóż za delikatność! – szepnął z uznaniem Conklin.

– Ja się nie potuję, proszę pana – odpowiedział zastępca kierownika recepcji.

– Ale na pewno się potowałeś, kiedy St. Jacques wrócił z Waszyngtonu! – zauważył Aleks. – Boże wszechmogący! Johnny – terrorystą!

– Ten przykry incydent został już całkowicie zapomniany – odparł ze stoickim spokojem Pritchard. – Pan Saint Jay i sir Henry obaj zrozumieli, że mój szanowny wujek i ja mieliśmy na uwadze najbardziej dobro dzieci.

– Cwaniak z ciebie. – Conklin skinął z aprobatą głową.

– Pozwolę sobie wszystko przygotować, panowie, i przyniosę lód. Inni będą już bardzo niedługo.

– Jesteśmy nadzwyczaj zobowiązani – odparł Panov.

David Webb stanął w otwartych drzwiach balkonowych i przyglądał się, jak jego żona czyta chłopcu ostatnie strony bajki. Niezastąpiona pani Cooper drzemała w fotelu, a jej dostojna czarna głowa, zwieńczona koroną srebrnoszarych włosów, kiwała się nad bujną piersią, jakby stara piastunka podświadomie oczekiwała na to, że lada chwila zza uchylonych drzwi sypialni dobiegnie płacz maleńkiej Alison. Spokojny, przyciszony głos Marie dobrze oddawał nastrój opowieści, o czym świadczyły szeroko otwarte oczy i rozchylone usta Jamiego. Właściwie moja żona powinna być aktorką, pomyślał David. Miała wszystkie cechy przydatne w tej niepewnej profesji: wyraziste rysy twarzy, doskonały wygląd i silny, już na pierwszy rzut oka zwracający uwagę charakter.

– Jutro ty mi poczytasz, tatusiu!

Bajka dobiegła końca; jego syn wyskoczył z łóżka, a pani Cooper otworzyła natychmiast oczy.

– Chciałem ci poczytać już dzisiaj, Jamie – odparł przepraszającym tonem Webb.

– Ale ty jeszcze trochę brzydko pachniesz! – stwierdził chłopiec, marszcząc nos.

– Już ci tłumaczyłam, Jamie, że to nie tata pachnie, tylko lekarstwa, które zapisał mu pan doktor – wyjaśniła z uśmiechem Marie.

– Ale pachnie.

– Nie można dyskutować z analitycznym umysłem, szczególnie jeśli ma rację, nie uważasz? – zapytał David.

– Jeszcze za wcześnie do łóżka, mamusiu! Mógłbym obudzić Alison, a wtedy ona na pewno zacznie płakać…

– Wiem, kochanie, ale ja i twój tata musimy spotkać się ze wszystkimi wujkami…

– I moim nowym dziadkiem! – wykrzyknął z radością chłopiec. – Dziadek Brendan powiedział, że nauczy mnie kiedyś, co trzeba robić, żeby zostać sędzią!

– Niech Bóg ma nas w swojej opiece! – wtrąciła się pani Cooper. – Ten starzec stroi się jak paw w zalotach!

– Możesz iść do naszego pokoju i pooglądać telewizję – powiedziała szybko Marie. – Ale jeszcze tylko pół godziny, rozumiesz?

– Ojej…

– Dobrze, niech będzie godzina. Ale pani Cooper wybierze ci kanał.

– Dziękuję, mamusiu! – wykrzyknął chłopiec i popędził do sypialni rodziców. Pani Cooper dźwignęła z fotela swoje obfite ciało i ruszyła dostojnie za nim.

– Ja go zaprowadzę – powiedziała Marie, wstając z kanapy.

– Nie ma mowy – zaprotestowała pani Cooper. – Niech pani zostanie z mężem. Ten człowiek bardzo cierpi, choć nic nie mówi. – Z tymi słowami wyszła z pokoju.

– Czy to prawda, kochanie? – zapytała Marie, podchodząc do Davida. – Bardzo cierpisz?

– Przykro mi, że muszę zniszczyć mit o nieomylnych przeczuciach tej dobrej kobiety, ale nie, nic mnie nie boli.

– Dlaczego używasz tylu słów, kiedy wystarczyłoby jedno?

– Dlatego że podobno jestem naukowcem, a żaden naukowiec nigdy nie powie niczego wprost, bo wtedy nie mógłby się z tego wycofać, gdyby okazało się, że nie miał racji. Czyżbyś była antyintelektualistką?

– Nie – odparła Marie. – Widzisz, jakie to proste, krótkie stwierdzenie?

– A co to jest stwierdzenie? – zapytał Webb, obejmując żonę i całując ją lekko i zmysłowo w usta.

– Skrót prowadzący prosto do prawdy. – Marie odchyliła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. – Bez żadnego kluczenia i lawirowania. Tak jak w prostym dodawaniu, gdzie pięć plus pięć zawsze równa się dziesięć, nigdy dziewięć albo jedenaście.

– W takim razie, ty jesteś tą dziesiątką…

– To wprawdzie banał, ale przyjmuję go za dobrą monetę… Odprężyłeś się, czuję to wyraźnie. Jason Bourne już cię opuścił, prawda?

– Prawie. Kiedy byłaś u Alison, zadzwonił Ed McAllister z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Matka Bena jest już w drodze do Moskwy.

– Tak się cieszę, Davidzie!

– Obaj ryczeliśmy ze śmiechu, a ja w pewnej chwili uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie słyszałem śmiejącego się McAllistera. To było miłe.

– Dlatego że ciągle przygniatało go potworne poczucie winy. Nigdy sobie nie mógł wybaczyć, że wtedy wysłał nas do Hongkongu. Teraz, kiedy jesteś znowu ze mną, żywy i zdrowy, nie jestem pewna, czy ja mu kiedykolwiek to wybaczę, ale w każdym razie z pewnością nie odłożę słuchawki, kiedy zadzwoni.

– Na pewno będzie bardzo zadowolony. Szczerze mówiąc, poprosiłem go, żeby jeszcze kiedyś zadzwonił. Może nawet zaprosilibyśmy go na obiad…

– Nie posuwałabym się aż tak daleko.

– A matka Beniamina? Przecież ten chłopak ocalił mi życie.

– No… W takim razie, może na bardzo skromną kolację.

– Przestań mnie dotykać, kobieto. Jeszcze piętnaście sekund, a wyrzucę Jamiego i panią Cooper z sypialni i zaciągnę cię tam za włosy, by odebrać to, co mi się należy.