Выбрать главу

– Mam swoich informatorów, Jason, a poza tym tam na samej górze też zdarzają się błędy. Nie wymienię żadnych nazwisk, żeby nie sprowadzić na nikogo nieszczęścia. A mówiąc krótko, to po prostu krew mnie zalała. Norymberga pokazała chyba całemu światu, że nigdy nie należy wykonywać bezmyślnie rozkazów. Ta lekcja nadal pozostaje w pamięci wielu ludzi. My w Rosji wycierpieliśmy w czasie ostatniej wojny bez porównania więcej niż wy tutaj, w Ameryce, i dlatego nie będziemy naśladować naszych wrogów.

– Dobrze powiedziane – stwierdził Prefontaine, unosząc szklankę w kierunku Rosjanina. – W końcu okazuje się jednak, że wszyscy należymy do tego samego, myślącego i czującego gatunku, czyż nie tak?

– Cóż… – mruknął z zastanowieniem Krupkin, przełknąwszy czwartą brandy. – Wydaje mi się jednak, panie sędzio, że można pokusić się o odróżnienie co najmniej kilku stopni człowieczeństwa. Każdy jest człowiekiem na swój sposób, podobnie jak każdy na swój sposób służy jakiejś sprawie… Weźmy na przykład mnie: choć odebrano mi mój wspaniały dom nad Jeziorem Genewskim, pewna dość znaczna suma pieniędzy na koncie w banku na

Kajmanach pozostaje w dalszym ciągu moją własnością. Skoro już o tym mowa: jak daleko stąd są te wyspy?

– Mniej więcej tysiąc dwieście mil na zachód – odparł St. Jacques. – Samolot z Antiguy leci tam nieco ponad trzy godziny.

Krupkin skinął głową.

– Tak właśnie myślałem. Kiedy leżeliśmy w szpitalu w Moskwie, Aleks często wspominał o Montserrat i Wyspie Spokoju, więc na wszelki wypadek zajrzałem do atlasu w szpitalnej bibliotece. Wygląda na to, że wszystko gra… Aha, mam nadzieję, że człowiek, który mnie tu przywiózł, nie będzie miał żadnych nieprzyjemności? Moje nieprawdopodobnie drogie, zastępcze dokumenty są jak najbardziej w porządku.

– Przestępstwem nie jest to, że cię przywiózł, ale to, że w ogóle się tu zjawił.

– Trochę się śpieszyłem. Zawsze się śpieszę, kiedy chodzi o moje życie.

– Wyjaśniłem już gubernatorowi, że jesteś starym przyjacielem mojego szwagra.

– Znakomicie.

– Co teraz pan zrobi, Dymitrze? – zapytała Marie.

– Obawiam się, że nie mam wielkiego wyboru. Nasz rosyjski niedźwiedź nie tylko ma więcej pazurów niż stonoga nóg, ale dysponuje także skomputeryzowaną, ogólnoświatową siecią informacyjną. Przez jakiś czas będę musiał pozostać w ukryciu, dopóki nie uda mi się skonstruować nowej tożsamości. Jak najbardziej autentycznej, ma się rozumieć, łącznie ze świadectwem urodzenia. – Krupkin odwrócił się do właściciela Pensjonatu Spokoju. – Czy mógłby mi pan wynająć jedną z tych uroczych willi, panie St. Jacąues?

– Po tym wszystkim, co zrobił pan dla Davida i mojej siostry, proszę nawet o to nie pytać. Mój dom jest pańskim domem, i to tak długo, jak tylko pan zechce.

– Serdecznie dziękuję. Przede wszystkim, rzecz jasna, czeka mnie podróż na Kajmany, gdzie, jak słyszałem, mieszkają wyśmienici krawcy. Zaraz potem przyjdzie czas na kupno małego jachtu i rejs na Tierra del Fuego, Malwiny albo w jakieś inne zapomniane przez Boga miejsce, gdzie dzięki odrobinie pieniędzy można kupić sobie całkiem wiarygodną, choć nieco tajemniczą przeszłość. I wreszcie odwiedzę pewnego znakomitego lekarza w Buenos Aires, prawdziwego cudotwórcę, który potrafi całkiem bezboleśnie dokonywać zmiany odcisków palców, a także jest wybitnym specjalistą w dziedzinie chirurgii plastycznej… Może o tym nie wiecie, ale w Argentynie robią te rzeczy znacznie lepiej niż w Nowym Jorku. Chyba zmienię sobie profil, a może nawet odejmę kilka lat… Przez ostatnie pięć dni i nocy nie miałem kompletnie nic do roboty, doświadczając niewygód, o których nie wspomnę ze względu na obecność uroczej pani Webb, więc mogłem wszystko dokładnie obmyślić.

– Znakomicie to ci się udało, Dymitrze – przyznała żona Davida. – Proszę cię, mów mi po imieniu. W jaki sposób mogę szantażować tobą Davida, jeśli ciągle będę dla ciebie panią Webb?

– O, urocza niewiasto!

– Może lepiej wróćmy do twoich uroczych planów – sprowadził go na ziemię Conklin. – Jak sądzisz, ile czasu będziesz potrzebował?

– Ty mnie o to pytasz?! – wykrzyknął Krupkin, spoglądając ze zdumieniem na Conklina.

– Owszem. I byłbym wdzięczny, gdybyś zechciał mi odpowiedzieć.

– Ty, który miałeś tak ogromny udział w stworzeniu fałszywej tożsamości najlepszego agenta wszystkich czasów, wspaniałego Jasona Bourne'a?

– Jeżeli o mnie chodzi, to nie mam pojęcia, o czym mówicie – wtrącił się David. – Ostatnio interesuję się wyłącznie projektowaniem wnętrz.

– A więc jak długo, Kruppie?

– Na litość boską, człowieku! Ty szykowałeś go z myślą o jednym zadaniu, ja muszę stworzyć sobie nowe życie!

– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.

– Sam sobie na nie odpowiedz. Tu chodzi o moje życie. I chociaż z geopolitycznej perspektywy może się ono wydawać mało istotne, to jednak jestem do niego bardzo przywiązany.

– To nie ma znaczenia – odezwał się David Webb. Przez ułamek sekundy mogło się wydawać, że Jason Bourne znowu wrócił. – Dostanie tyle czasu, ile będzie potrzebował.

– Dwa lata, żeby wszystko zrobić dobrze, trzy, żeby bez zarzutu – oświadczył Dymitr Krupkin.

– Pritchard! – wykrztusił John St. Jacques. – Podaj mi drinka, jeśli możesz…

Epilog

Szli plażą skąpaną w blasku księżyca, to ciasno przytuleni, to znów odsuwając się na krok od siebie, jakby świat, który ich rozłączył, nie chciał dać za wygraną i ciągnął ich w kierunku ognistego jądra.

– Miałeś przy sobie pistolet – powiedziała cicho Marie. – Nie wiedziałam o tym. Nienawidzę broni.

– Ja też. Nie miałem pojęcia, że wsadziłem go za pasek. Kiedy po niego sięgnąłem, po prostu tam był, i już.

– Odruch? Wewnętrzny przymus?

– I to, i to, jak mi się wydaje. Zresztą, nieważne. Przecież go nie użyłem.

– Ale chciałeś, prawda?

– Tego też nie jestem pewien. Gdyby coś zagrażało tobie lub dzieciom, na pewno pociągnąłbym za spust, ale nie wydaje mi się, żebym strzelał bez zastanowienia.

– Na pewno, Davidzie? Czy jakieś pozorne niebezpieczeństwo nie zmusiłoby cię do wyciągnięcia broni i strzelania do cieni?

– Ja nigdy nie strzelam do cieni.

Kroki! Z tyłu, na piasku! Lekki szmer, stanowiący zakłócenie naturalnego rytmu pluszczących fal. Jason Bourne odwrócił się raptownie, pchnął Marie w bok, żeby usunąć ją z linii ognia, i przypadł do ziemi z bronią gotową do strzału.

– Nie zabijaj mnie, Davidzie – powiedział Morris Panov, zapalając latarkę. – To po prostu nie miałoby żadnego sensu.

– Boże, Mo! – wykrzyknął Webb. – Co ty wyrabiasz, do cholery?

– Próbuję was znaleźć, to wszystko… Czy mógłbyś pomóc wstać swojej żonie?

Bourne nachylił się i podniósł Marie, po czym oboje stanęli bezradnie, mrużąc oczy w oślepiającym blasku latarki.

– Ty cholerny, wścibski szpiegu! – ryknął Bourne, unosząc pistolet. – Łazisz za mną krok w krok!

– Szpiegu? – wrzasnął wściekle psychiatra, odrzucając latarkę. – Jeśli tak uważasz, to zastrzel mnie, sukinsynu!

– Boże, Mo…! Ja nic nie wiem, ja już zupełnie nic nie wiem… – jęknął rozpaczliwie David, kołysząc na boki głową.

– W takim razie płacz, kretynie, płacz tak, jak nie płakałeś jeszcze ni gdy w życiu. Jason Bourne jest martwy, a jego ciało spalono w krematorium w Moskwie, i tak ma już zostać. Albo to wreszcie do ciebie dotrze, albo nie chcę już nigdy mieć z tobą nic wspólnego! Rozumiesz, co do ciebie mówię, ty arogancki, genialny tępaku? Udało ci się! Osiągnąłeś to, co chciałeś, i już jest po wszystkim!

Webb osunął się na kolana; w oczach wezbrały mu łzy, a ciałem wstrząsnął nie kontrolowany dreszcz. Choć bardzo się starał, nie mógł wykrztusić ani słowa.

– Nic nam nie będzie, Mo – wyszeptała Marie, klękając przy swoim mężu i obejmując go mocno.

Panov skinął głową w blasku leżącej na piasku latarki.

– Wiem o tym – powiedział. – Nikt z nas nie potrafi sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy w jednym ciele mieszka dwóch ludzi, ale to już koniec. Teraz to już naprawdę koniec.

***