Выбрать главу

A jednak jego nazwisko pojawiło się sześć razy w kalendarzu człowieka z "Meduzy", obracającego setkami milionów dolarów przeznaczonych na wyposażenie i zaopatrzenie amerykańskich sił zbrojnych. Niezrównoważonego człowieka, którego rzekome samobójstwo okazało się w rzeczywistości morderstwem.

Na ekranie widniał ostatni zapis w dzienniku Swayne'a odnoszący się do "R.G." Pochodził z drugiego sierpnia, czyli sprzed niespełna tygodnia. Conklin odszukał ten zapis w leżącym na biurku kalendarzu. Do tej pory koncentrował się raczej na nazwiskach, nie na komentarzach, chyba że coś w szczególny sposób zwróciło jego uwagę. W tym względzie całkowicie zaufał swemu instynktowi. Gdyby wiedział od początku, kto kryje się pod inicjałami R.G., krótka notatka natychmiast wpadłaby mu w oko.

"RG nie zg się na wyzn mjr Crft, ale my mus go m. Otw. Paryż, 71 temu. 2 us zap."

Właściwie samo pojawienie się słowa Paryż powinno podziałać jak dzwonek alarmowy, ale w notatkach generała aż roiło się od egzotycznych nazw, jakby Swayne chciał zaimponować komuś, kto miałby okazję zapoznać się z zawartością notatników. Poza tym Conklin był już bardzo zmęczony i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby nie komputer, najprawdopodobniej nie natrafiłby na ślad doktora Randolpha Gatesa, Zeusa prawniczego Olimpu.

"Paryż, 7 1 temu. 2 us zap."

Pierwsza część nie wymagała wyjaśnień, druga, choć pozornie niezrozumiała, wbrew pozorom wcale nie była skomplikowana. "2" odnosiło się do wojskowego wywiadu znanego pod kryptonimem G- 2, "us zap." zaś oznaczało usunięty zapis o jakimś wydarzeniu, które tenże wywiad wykrył przed siedmiu laty w Paryżu. To, co Conklin miał przed sobą, było amatorską próbą wykorzystania wywiadowczego żargonu. "Otw." znaczyło tyle, co "otworzyć" i miało się skojarzyć ze słowem "klucz". Boże, Swayne był autentycznym kretynem! Aleks chwycił długopis i pośpiesznie zapisał notatkę w pełnej postaci, jaką udało mu się odtworzyć:

"Randolph Gates nie zgodzi się na wyznaczenie majora Crafta, Crofta albo nawet Christophera, bo "f" równie dobrze mogło być "s", ale my musimy go mieć. Kluczowa informacja znajduje się w usuniętym przez nas zapisie G- 2 o wydarzeniach sprzed siedmiu lat w Paryżu".

Nawet jeśli nie było to stuprocentowo wierne tłumaczenie, to zawierało ono wystarczająco dużo danych, żeby na ich podstawie podjąć konkretne działania, pomyślał Conklin, spoglądając na zegarek. Dochodziła trzecia dwadzieścia nad ranem; o tej porze niespodziewany dzwonek telefonu wstrząsnąłby nawet kimś o nieskazitelnie czystym sumieniu. Czemu nie? David… to znaczy Jason, miał rację. Liczy się każda godzina. Aleks podniósł słuchawkę i wystukał numer rezydencji w Bostonie, stan Massachusetts.

Telefon dzwoni i dzwoni, a ta suka nawet nie raczy go odebrać! Gates zerknął na podświetlony prostokąt w obudowie aparatu i poczuł, jak na ułamek sekundy przestaje mu bić serce. Dzwoniono pod jego zastrzeżony numer, znany zaledwie kilku osobom. Przetoczył się raptownie na bok; dziwny telefon z Paryża wytrącił go z równowagi bardziej, niż gotów był sam przed sobą przyznać. Na pewno chodziło o Montserrat! Przekazał fałszywą informację… Prefontaine okłamał go, a teraz Paryż domaga się wyjaśnień. Boże, oni wszystko ujawnią, zdemaskują go! Nie, przecież jest sposób, żeby wszystko wyjaśnić: prawda, szczera prawda. Dostarczy kłamców do Paryża albo podsunie ich człowiekowi, który został przysłany do Bostonu. Zastawi pułapkę na pijanego Prefontaine'a i tego nieudacznego detektywa i zmusi ich, by powtórzyli swoje łgarstwa jedynej osobie, która będzie mogła udzielić mu rozgrzeszenia… Telefon! Musi go odebrać! Nie może sprawiać wrażenia, że ma cokolwiek do ukrycia. Wyciągnął rękę i gwałtownym ruchem zdjął słuchawkę z widełek.

– Tak?

– Siedem lat temu, mecenasie – powiedział spokojny, cichy głos. – Chyba nie muszę ci przypominać, że dysponujemy wszystkimi dokumentami. Deuxieme Bureau okazało się nadzwyczaj skore do współpracy, znacznie bardziej od ciebie.

– Dobry Boże, okłamano mnie! – wykrzyknął chrapliwie Gates, siadając w panice na krawędzi łóżka. – Chyba nie wierzycie w to, że dostarczył bym fałszywych informacji! Musiałbym być szalony!

– Wiemy, że potrafisz być bardzo uparty. Poprosiliśmy o drobną przy sługę…

– Starałem się, przysięgam na Boga! Zapłaciłem piętnaście tysięcy dolarów, żeby nic się nie wydało… Oczywiście, nie chodzi o pieniądze…

– Zapłaciłeś…? – przerwał mu cichy głos.

– Mogę pokazać kopię czeku.

– Za co zapłaciłeś?

– Za informację, ma się rozumieć. Wynająłem byłego sędziego, który dysponuje rozległymi…

– Chodziło o informację na temat Crafta?

– Kogo?

– Crofta…?Christophera…?

– Kogo?

– Majora, mecenasie. Naszego majora.

– Jeśli nadaliście jej taki pseudonim, to tak, właśnie za to!

– Pseudonim?

– Kobieta i dwoje dzieci. Polecieli na wyspę Montserrat. Przysięgam, że tak mi powiedziano!

Rozległo się stuknięcie odkładanej słuchawki i połączenie zostało przerwane.

Rozdział 13

Oblany zimnym potem Conklin trzymał jeszcze przez chwilą dłoń na słuchawce, a następnie wstał z fotela i utykając, zaczął chodzić po pokoju, spoglądając na komputer niczym na jakieś monstrum, które zwabiło go na zakazany teren, gdzie nic nie było tym, czym być powinno, ani tym, na co wyglądało. Co się stało? W jaki sposób Randolph Gates dowiedział się o Marie i dzieciach? A przede wszystkim – po co?

Aleks ponownie usiadł w fotelu, czując szaleńcze łomotanie pulsu. Myśli wirowały mu w głowie z opętańczą szybkością, ale nic z tego nie wynikało oprócz potwornego chaosu. Zacisnął palce lewej ręki na przegubie prawej tak, że paznokcie wbiły się głęboko w ciało. Musi się jakoś opanować, zacząć myśleć i działać! Choćby przez wzgląd na żonę i dzieci Davida!

Związki, jakie mogły w tym wszystkim istnieć logiczne związki? Już wystarczająco trudno było wyobrazić sobie Gatesa biorącego choćby nieświadomy udział w operacji "Meduza", a przypuszczenie, że coś miałoby go łączyć z Carlosem, graniczyło po prostu z czystym szaleństwem. Jednak wszystko wskazywało na to, że sprawy tak się właśnie miały; związki istniały i były bardzo wyraźne. Czy Carlos także wchodził w skład "Meduzy"? To, co do tej pory wiedzieli o Szakalu, zaprzeczało takiej możliwości, siła zabójcy brała się bowiem przede wszystkim z braku wszelkich powiązań z jakąkolwiek organizacją o mniej lub bardziej konkretnej strukturze. Trzynaście lat temu w Paryżu Jason Bourne dowiódł tego ponad wszelką wątpliwość. Ten, kto chciał skontaktować się z Carlosem, mógł jedynie wysłać do niego wiadomość i czekać na ewentualną odpowiedź. Jedyną organizacją uznawaną przez płatnego mordercę była rozlokowana na przestrzeni od Morza Śródziemnego do Bałtyku jego własna armia starców; zbliżające się do końca, często nędzne i pozbawione nadziei życie dawnych kryminalistów zyskiwało nieco blasku dzięki hojnym datkom ich nowego pracodawcy. W zamian oczekiwał bezwzględnego posłuszeństwa i otrzymywał to, czego żądał. Gdzie w tym schemacie znajdowało się miejsce dla Randolpha Gatesa?

Takiego miejsca nie było, doszedł do wniosku Aleks, czując, że wykorzystał już do maksimum możliwości swojej wyobraźni. Znakomity prawnik miał tyle samo wspólnego z Carlosem co z "Meduzą", czyli nic. Był czymś w rodzaju drobnej skazy na doskonale przezroczystej soczewce: nienagannie uczciwy człowiek o jednej, jedynej słabości, odkrytej jednocześnie przez ludzi należących do dwóch niezależnych obozów, dysponujących ogromnymi możliwościami finansowymi. Nie było dla nikogo tajemnicą, że Szakal ma wtyczki w Surete i Interpolu, a nie trzeba było zdolności jasnowidzenia, by dojść do wniosku, iż "Meduza" ma dojście do wojskowego G- 2. Nie istniało żadne inne możliwe wytłumaczenie, Gates nie znajdowałby się bowiem tak długo na świeczniku, gdyby każdy, kto tego zapragnął, mógł poznać jego słabe punkty. Nie, dotrzeć do tajemnic tak żywotnych, że zagrożony ich ujawnieniem Gates zamienił się w bezwolnego pionka, mogli jedynie fachowcy tej miary co Szakal i ludzie "Meduzy". Wszystko wskazywało na to, że Carlos był pierwszy.