Выбрать главу

– Mówiąc krótko, starałeś się osłonić swoją dupę.

– Dokładnie tak, Aleks. W ten zapis jest wetknięty proporczyk Białe go Domu, a na razie wszystko się jakoś ustabilizowało i nikomu nie zależy na tym, żeby robić zamieszanie w Gabinecie Owalnym. Zasiada tam teraz nowy facet, ale poprzedni prezydent jeszcze żyje i ma sporo do powiedzenia. Z pewnością ktoś go spyta o tę sprawę, więc po co miałbym niepotrzebnie ryzykować?

Conklin przez chwilę przyglądał się w milczeniu twarzom czterech mężczyzn.,

– A więc wy naprawdę o niczym nie wiecie?

– Naprawdę – odparł Casset.

– Ani trochę – potwierdził Valentino, pozwalając sobie na coś w rodzaju uśmiechu.

– Słowo – dodał Steven DeSole, nie spuszczając z Conklina spojrzenia swoich dużych, błyszczących oczu.

– Jeżeli mamy panu pomóc, powinniśmy wiedzieć coś więcej niż to, co wynika z często sprzecznych plotek – podjął dyrektor, sadowiąc się wygodnie w fotelu. – Nie wiem, czy zdołamy pomóc, ale wiem, że na pewno nam się to nie uda jeżeli będziemy działać po omacku.

Aleks po raz kolejny przyjrzał się uważnie swoim rozmówcom; bruzdy na jego twarzy jeszcze się pogłębiły, jakby podjęcie decyzji przekraczało jego możliwości.

– Nie podam wam jego prawdziwego nazwiska, bo dałem słowo, że tego nie zrobię. Może kiedyś, ale nie teraz. Nie ma go także w zapisie, bo mu to obiecałem. Opowiem wam za to całą resztę, bo potrzebuję waszej pomocy i chcę, żeby ta informacja na zawsze została tam, gdzie teraz się znajduje. Od czego mam zacząć?

– Może od naszego spotkania? – zaproponował dyrektor. – Co stało się jego przyczyną?

– Dobrze, to nie zajmie dużo czasu. – Conklin przez chwilę wpatrywał się w błyszczącą powierzchnię stołu, zaciskając dłoń na uchwycie laski, a potem podniósł wzrok i zaczął: – Wczoraj wieczorem w wesołym miasteczku na przedmieściu Baltimore została zastrzelona kobieta…,

– Czytałem o tym w gazecie – przerwał DeSole, kiwając głową. Gwałtowne poruszenie wprawiło w drżenie jego pulchne policzki. – Dobry Boże, czyżbyś…

– Ja też o tym czytałem – wtrącił Casset, nie spuszczając z Aleksa spojrzenia swoich brązowych oczu. – To się stało tuż obok strzelnicy, Oczywiście, natychmiast ją zamknęli.

– Widziałem artykuł, ale go nie przeczytałem – odezwał się Valentino. – Wydawało mi się, że chodziło o jakiś nieszczęśliwy wypadek.

– Dostałem rano stertę wycinków prasowych, ale niczego takiego nie pamiętam – powiedział dyrektor.

– Miałeś z tym coś wspólnego, staruszku?

– Jeżeli nie, to zostało zmarnowane jedno życie. Chciałem powiedzieć, jeżeli my nie mieliśmy z tym nic wspólnego.

~ My? – Casset zmarszczył z niepokojem brwi.

– Morris Panov i ja otrzymaliśmy wczoraj od Jasona Bourne'a jedno brzmiące telegramy z prośbą o stawienie się w wesołym miasteczku o wpół do dziesiątej wieczorem. Spotkanie, podobno w jakiejś nadzwyczaj ważnej sprawie, miało nastąpić przy strzelnicy, ale żadnemu z nas nie wolno było pod żadnym pozorem wcześniej się z nim kontaktować. Obaj niezależnie od siebie doszliśmy do wniosku, że ma nam do przekazania coś, czego jego żona nie powinna wiedzieć, i chodziło mu o to, żeby jej nie niepokoić. Zjawiliśmy się na miejscu niemal jednocześnie, ale ja pierwszy zobaczyłem Panova i stwierdziłem, że coś się tu nie zgadza. Wydawało się logiczne, żeby najpierw spotkać się, porozmawiać, a dopiero potem pójść na spotkanie. Tymczasem zabroniono nam tego zrobić. Uznałem, że sprawa jest śmierdząca, i zrobiłem wszystko, żeby korzystając z zamieszania, jak najszybciej nas stamtąd wyciągnąć.

– Wywołałeś w tłumie panikę – domyślił się Casset

– Tylko to przyszło mi do głowy i tylko do tego nadaje się ta przeklęta laska, nie licząc oczywiście podtrzymywania mnie w pozycji pionowej. Waliłem we wszystkie kolana, piszczele, brzuchy i cycki, jakie nawinęły mi się pod rękę. Udało nam się uciec, ale ta nieszczęsna kobieta została zabita.

– Jak sądzisz, o co mogło chodzić? – zapytał Valentino.

– Nie mam pojęcia, Val. Nie ulega wątpliwości, że to była pułapka, ale jaka? Jeśli to, co myślałem wtedy i co myślę teraz, ma jakikolwiek sens, to w jaki sposób wynajęty zabójca mógł chybić z tak niewielkiej odległości? Strzelano z miejsca położonego w lewo i w górę ode mnie, lecz położenie ciała kobiety i duża ilość krwi świadczą o tym, że została trafiona w ruchu. Morderca nie stał przy strzelnicy, bo broń jest tam przykuta łańcuchami do lady, a poza tym taką ranę może spowodować tylko pocisk dużego kalibru, nie te ich zabawki. Jeżeli zabójca chciał sprzątnąć Morrisa albo mnie, nie chybiłby aż tak bardzo, zakładając oczywiście, że moje rozumowanie jest prawidłowe.

– Czy myśli pan o Carlosie, panie Conklin? – zapytał dyrektor CIA.

– Carlos? – wykrzyknął DeSole. – A cóż, na litość boską, Carlos może mieć wspólnego z zabójstwem w Baltimore?

– Jason Bourne – odpowiedział mu krótko Casset

– Tak, wiem, ale to wszystko nie trzyma się kupy! Bourne był zabójcą, który przeniósł się z Azji do Europy, rzucił wyzwanie Szakalowi i przegiął, a następnie, jak sam pan to przed chwilą powiedział, sir, wrócił na Daleki

Wschód, gdzie zginął cztery czy pięć lat temu… Tymczasem Aleks mówi o nim jak o kimś żywym, od kogo on i Panov dostali telegramy… Na Boga, co mogą mieć wspólnego z wczorajszym wieczorem martwy zabójca i najbardziej nieuchwytny terrorysta na świecie?

– Nie było cię tutaj kilka minut temu, Steve – odparł spokojnie Casset. – Wygląda na to, że mogą mieć, i to bardzo dużo.

– W takim razie przepraszam.

– Wydaje mi się, że powinien pan zacząć od początku, panie Conklin – odezwał się dyrektor. – Kim właściwie jest Jason Bourne?

– Człowiekiem, który nigdy nie istniał – odparł emerytowany oficer wywiadu.

Rozdział 3

Prawdziwy Jason Bourne był całkowitym śmieciem, niezrównoważonym umysłowo włóczęgą z Tasmanii, który wplątał się w wojnę w Wietnamie jako uczestnik operacji, o której nawet dzisiaj nikt nie chce głośno mówić. Przeprowadzono ją przy użyciu zbieraniny morderców, przemytników i złodziei, najczęściej zbiegłych z więzień. Na wielu ciążyły nawet wyroki śmierci, lecz znali doskonale każdy cal Azji Południowo Wschodniej i działali na obszarze kontrolowanym przez nieprzyjaciela, finansowani oczywiście przez nas.

– "Meduza"… – szepnął Steven DeSole. – Wszystkie dokumenty zagrzebano najgłębiej, jak tylko można. To nie byli ludzie, tylko zwierzęta, zabijający bez celu i bez uzasadnienia; kradli nieprzeliczone miliony. Barbarzyńcy.

– Większość z nich, ale nie wszyscy – poprawił go Conklin. – Jednak oryginalny Bourne dokładnie odpowiadał temu opisowi. Należałoby dodać tylko jeden szczegół: zdradę. Człowiek dowodzący jedną z najbardziej ryzykownych misji – właściwie nie tyle ryzykowną, co po prostu samobójczą – przyłapał Bourne'a z radiostacją, kiedy ten podawał nieprzyjacielowi dokładną pozycję oddziału. Zastrzelił go na miejscu, a ciało pozostawił w bagnistej dżungli Tam Quan, żeby zgniło. Jason Bourne zniknął z powierzchni ziemi.

– Lecz zdaje się, że wkrótce ponownie się na niej pojawił – zauważył dyrektor, opierając dłonie na stole.

Aleks skinął głową.

– Owszem. Tyle tylko, że w innym ciele i w innym celu. Człowiek, który zabił Bourne'a w Tam Quan, przybrał jego nazwisko i zgodził się wziąć udział w operacji ochrzczonej przez nas kryptonimem "Treadstone- 71". Nazwa wzięła się od budynku przy Siedemdziesiątej Pierwszej Ulicy w Nowym Jorku, gdzie przeszedł ostre szkolenie. Na papierze operacja wyglądała znakomicie, lecz zakończyła się klęską z powodu, którego nie byliśmy w stanie ani przewidzieć, ani nawet wziąć pod uwagę. Po niemal trzech latach wcielania się w postać bezlitosnego mordercy i po przeniesieniu się do Europy, żeby, jak to trafnie ujął Steve, rzucić Szakalowi wyzwanie na jego własnym terytorium, nasz człowiek został ranny i utracił pamięć. Na wpół martwy został wyłowiony z Morza Śródziemnego przez rybaków i odwieziony na małą wysepkę Port Noir. Nie miał pojęcia kim jest. Wiedział tylko, że potrafi znakomicie posługiwać się bronią, włada kilkoma orientalnymi językami i według wszelkiego prawdopodobieństwa jest bardzo wykształconym człowiekiem. Z pomocą pewnego angielskiego lekarza, notabene alkoholika, zaczął na podstawie okruchów wspomnień i własnych cech psychofizycznych odtwarzać swoje dotychczasowe życie, odzyskując stopniowo tożsamość. Było to cholernie trudne zadanie, a my, którzy zmontowaliśmy całą operację i stworzyliśmy mit, nie okazaliśmy mu najmniejszej pomocy. Nie wiedząc, co się stało, doszliśmy do wniosku, że naprawdę przeistoczył się w bezlitosnego zabójcę, którego wymyśliliśmy, by wywabić Carlosa z kryjówki, i zwrócił się przeciwko nam. Ja sam usiłowałem zabić go w Paryżu, i choć mógł mi wtedy wpakować kulę w głowę nie zrobił tego Wreszcie dotarł do nas jedynie dzięki nadzwyczajnym cechom charakteru pewnej spotkanej w Zurychu Kanadyjki, która jest teraz jego żoną. Ta dama ma więcej rozumu i odwagi niż jakakolwiek inna kobieta. Teraz ona, jej mąż dwoje dzieci znaleźli się znowu w samym środku koszmaru. Muszą uciekać, żeby uratować życie.