Выбрать главу

– Najważniejsze, że wszystko jest już w porządku – przerwał mu Bourne. – Jak panowie widzą, w domu znowu palą się światła.

– Nic nie widzę przez te flary – odparł młody funkcjonariusz.

– Generał zawsze stosuje wszystkie dostępne środki ostrożności – wyjaśnił Jason. – Na szczęście, jak powiedziałem, wszystko jest już w porządku.

– Cieszę się – odparł starszy policjant – ale mam wiadomość dla człowieka nazwiskiem Webb. Jest taki tutaj?

Bourne poczuł dreszcz niepokoju.

– To ja.

– Cieszę się. Ma pan natychmiast zadzwonić do jakiegoś Conka. To pilne.

– Pilne?

– Tak nam powiedzieli przez radio.

Siatka ogrodzenia zadrżała lekko. Morderca wydostał się poza teren posiadłości!

– Ale telefony w dalszym ciągu nie działają… Macie radio w samochodzie?

– Owszem, ale nie do prywatnego użytku.

– Przecież sam pan powiedział, że to pilne!

– No, skoro jest pan gościem generała… Myślę, że mogę panu pozwolić. Jeżeli to zamiejscowa, to lepiej, żeby znał pan numer swojej karty kredytowej.

– Znam, znam! – parsknął niecierpliwie Jason, otworzył bramę i pobiegł do radiowozu. W domu rozległ się ryk syreny, po czym natychmiast umilkł; Kaktus nacisnął guzik.

– Co to było? – wykrzyknął z niepokojem młody policjant.

– Nieważne! – Jason wskoczył do samochodu i chwycił mikrofon. Podał operatorowi w policyjnej centrali numer Conklina, powtarzając przez cały czas, że to bardzo pilna sprawa.

– Słucham? – odezwał się z głośnika Aleks.

– To ja!

– Co się stało?

– Zbyt wiele, żeby teraz o tym opowiadać. Czego chcesz?

– Na lotnisku Reston czeka na ciebie prywatny samolot.

– Reston? To na północ stąd…

– W Manassas nie mają odpowiedniej maszyny. Wysyłam po ciebie samochód.

– Dlaczego?

– Pensjonat Spokoju. Marie i dzieci są w porządku. W porządku, rozumiesz? Udało jej się opanować sytuację.

– Co ty gadasz, do cholery?

– Przyjedź do Reston, to ci powiem.

– Chcę wiedzieć teraz!

– Szakal będzie tam jeszcze dzisiaj.

– Boże!

– Zwijaj wszystko i czekaj na samochód.

– Wezmę ten!

– Nie, jeśli nie chcesz wszystkiego spieprzyć! Mamy czas. Dokończ swoje sprawy i czekaj.

– Kaktus jest ranny.

– Zawiadomię Iwana, zaraz tam wróci.

– Z tamtych trzech przeżył tylko jeden… Tylko jeden, Aleks! Zabiłem dwóch ludzi! To moja wina.

– Uspokój się i rób to, co masz robić.

– Niech cię szlag trafi! Nie mogę! Ktoś powinien tu być.

– Masz rację. Narobiło się zbyt wiele hałasu, żeby to tak zostawić. Przyjadę tym samochodem i zostanę zamiast ciebie.

– Powiedz mi, co się stało na wyspie!

– Starcy… Starcy z Paryża, oto, co się stało.

– Są już martwi – powiedział spokojnie Jason Bourne.

– Nie śpiesz się za bardzo. Przeszli na naszą stronę. To znaczy, ten prawdziwy przeszedł, a drugi okazał się zesłanym przez Boga nieporozumieniem. Są teraz z nami.

– Nie znasz ich. Nigdy nie zdradziliby Szakala.

– Ty też ich nie znasz. Zaufaj swojej żonie. A teraz wracaj do Kaktusa i spisz mi wszystko, co powinienem wiedzieć… Jason, muszę ci coś powiedzieć. Modlę się do Boga, żebyś już wszystko ostatecznie rozstrzygnął, bo przysięgam ci, nie mogę już dłużej trzymać "Meduzy" w tajemnicy. Mam nadzieję, że pamiętasz o tym.

– Obiecałeś!

– Masz jeszcze trzydzieści sześć godzin, Delta.

Ranny mężczyzna przywarł do ziemi tuż za ogrodzeniem, obserwując w blasku reflektorów wysokiego mężczyznę, który wysiadł pośpiesznie z radiowozu i zaczął nerwowo dziękować policjantom, nie zapraszając ich jednak do wejścia na teren posiadłości.

Mężczyzna dosłyszał jednak nazwisko: Webb.

Było to wszystko, czego potrzebował. Wszystko, czego potrzebowała Królowa Wężów.

Rozdział 15

Boże, jak ja cię kocham! – powiedział David Webb do żony, opierając się o ścianę budki telefonicznej na prywatnym lotnisku w Reston, w stanie Wirginia. – Najgorsze było to czekanie na jakiś sygnał, na wiadomość, że nic wam się nie stało.

– A jak myślisz, co ja czułam, najdroższy? Aleks powiedział, że nie może się z tobą skontaktować, bo przecięto druty, i posłał tam policję, choć ja chciałam, żeby wysłał całą armię!

– Na razie nie możemy dopuścić nawet policji, w ogóle nikogo działającego oficjalnie. Conklin obiecał dać mi jeszcze co najmniej trzydzieści sześć godzin, ale może nie będę ich potrzebował, skoro Szakal ma się zjawić na Montserrat…

– Davidzie, co się właściwie dzieje? Aleks wspominał coś o "Meduzie".

– To cholerne bagno, a on ma rację: musi pójść z tym wyżej. On, nie my. My będziemy trzymać się z daleka.

– Co się stało? – zapytała ponownie Marie. – Co ma z tym wspólnego stara "Meduza"?

– Pojawiła się nowa. Stanowi przedłużenie starej, jest duża, wstrętna i zabija. Widziałem to dzisiaj. Jeden z jej zbirów próbował mnie sprzątnąć, a najpierw ciężko zranił Kaktusa i zabił dwóch niewinnych ludzi.

– O, Boże! Aleks wspomniał, że jest tam też Kaktus, ale nie powiedział nic więcej. Jak on się czuje?

– Wyliże się z tego. Przyjechał po niego lekarz i zabrał go stamtąd. Trzeciego brata też.

– Brata…?

– Później ci wszystko opowiem. Conklin został na miejscu. Zajmie się wszystkim i każe naprawić telefon. Zadzwonię do niego z pensjonatu.

– Jesteś wyczerpany…

– Jestem zmęczony, choć nie mam pojęcia dlaczego. Kaktus kazał mi się przespać i mam wrażenie, że drzemałem co najmniej dwadzieścia minut.

– Mój ty kochany biedaku!

– Podoba mi się to, co mówisz i jak mówisz, ale wcale nie jestem biedakiem – odparł David. – Sama zatroszczyłaś się o to trzynaście lat temu w Paryżu. – Jego żona nic nie odpowiedziała i Webb poczuł ukłucie niepokoju. – Co się stało? Wszystko w porządku?

– Nie jestem pewna… – odparła z zastanowieniem Marie. – Powiedziałeś, że ta nowa "Meduza" jest duża, wstrętna i że próbowała… że oni próbowali cię zabić.

– Niezupełnie.

– Ale ten człowiek strzelał do ciebie. Dlaczego?

– Dlatego, że tam byłem.

– Nie zabija się człowieka tylko dlatego, że jest w czyimś domu…

– Dziś wieczorem w tym domu wydarzyło się wiele rzeczy. Mnie i Aleksowi udało się wniknąć w jego tajemnice, a ja zostałem zauważony. Wpadliśmy na pomysł, żeby podłożyć Szakalowi na przynętę kilku bogatych bandytów z Dowództwa Sajgonu, którzy wynajęliby go, żeby mnie zgładził, ale sytuacja wymknęła nam się spod kontroli.

– Dobry Boże, David! Czy ty nie rozumiesz? Zostałeś naznaczony! Będą próbowali sami cię zabić!

– W jaki sposób? Ich człowiek, który tam był, ani przez chwilę nie widział mojej twarzy, a oni przecież w dalszym ciągu nie mają pojęcia, kim jestem. Kimś bez twarzy i nazwiska, kto pojawił się i zniknął… Nie, Marie. Jeżeli Carlos rzeczywiście pojawi się na wyspie, a mnie uda się zrobić to, co zamierzam – jestem zresztą pewien, że mi się uda – będziemy wolni. Nareszcie wolni.

– Zmienił ci się głos, wiesz o tym?

– Proszę?

– Naprawdę ci się zmienił. Słyszę to.

– Nie wiem, o czym mówisz – odparł Jason Bourne. – Dają mi znaki. Samolot jest już gotów. Powiedz Johnny'emu, żeby miał na oku tych dwóch starców!

Szeptana plotka rozprzestrzeniała się po Montserrat jak niesiona wiatrem mgła. Coś okropnego wydarzyło się na Wyspie Spokoju… "Niedobre czasy, mon… Zły obeah przybył z Jamajki, siejąc śmierć i zniszczenie… Krew na ścianie, mon, przekleństwo rzucone na rodzinę zwierzęcia… Ciii! Była tam matka i dwoje małych dzieci…"

Odzywały się także inne głosy: "Dobry Boże, nie mówcie o tym! Przecież to odstraszy turystów! Pierwszy raz zdarzyło nam się coś takiego. Odosobniony przypadek, zapewne związany z przemytem narkotyków… To prawda, mon\ Mówili, że zupełnie oszalał z przedawkowania… Podobno odpłynął łodzią szybszą od huraganu. Bądźcie cicho, mówię! Pamiętacie Wyspy Dziewicze i masakrę Fountainheada? Potrzebowali kilku lat, żeby się z tego otrząsnąć. Ani słowa więcej!"

I jeden osamotniony głos:

– To pułapka, sir. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, będziemy słynni w całych Indiach Zachodnich, zostaniemy bohaterami Wysp Karaibskich! Doprawdy, nawet trudno sobie wyobrazić, jak wiele na tym zyskamy! Niezłomni strażnicy prawa i porządku i tak dalej…

– Dzięki Bogu! Czy w rzeczywistości ktoś zginął?

– Kobieta, w trakcie próby popełnienia morderstwa.