– Kobieta? Dobry Boże, nie chcę słyszeć o tym ani słowa, dopóki wszystko się nie skończy.
– Lepiej, żeby nie musiał pan składać żadnych oświadczeń.
– Świetny pomysł. Wypłynę na ryby. Zawsze dobrze biorą po sztormie.
– Znakomicie, sir. Będę informował pana przez radio o rozwoju wydarzeń.
– Może lepiej nie? Ktoś mógłby nas podsłuchać…
– Chciałem przez to powiedzieć, że dam panu znać, kiedy będzie już po wszystkim, żeby mógł pan wrócić w najlepszym momencie.
– Tak, oczywiście. Jestem z ciebie bardzo zadowolony, Henry.
– Dziękuję panu, panie gubernatorze.
Była dokładnie dziesiąta rano; objęli się mocno, ale nie mieli czasu na rozmowę. Musiała im wystarczyć świadomość, że oto znowu są razem, bezpieczni, i że mają nad Carlosem ogromną przewagę, gdyż wiedzą o sprawach, o których on nie ma najmniejszego pojęcia. Mimo wszystko była to tylko przewaga, a nie pewność wygranej. Tam, gdzie w grę wchodził Szakal, o żadnej pewności nie mogło nawet być mowy. Zarówno Jason, jak i John postawili sprawę jasno: Marie i dzieci natychmiast odlecą na leżącą w pobliżu Gwadelupy wysepkę Basse- Terre, gdzie wraz z piastunką, panią Cooper, pozostaną pod ochroną dopóty, dopóki nie będą mogli bezpiecznie wrócić na Montserrat. Marie co prawda próbowała się sprzeciwiać, lecz jej protesty pozostały bez echa. Polecenia były wydawane chłodno i kategorycznie.
– Wyjeżdżasz, bo mam tu do załatwienia pewne sprawy. Nie życzę sobie żadnych dyskusji na ten temat.
– To znowu Szwajcaria, prawda? Wszystko jest tak jak wtedy w Zurychu, prawda, Jason?
– Skoro tak uważasz… – odparł obojętnie Bourne. Stali we trójkę przy nabrzeżu, obserwując dwa hydroplany kołyszące się na wodzie w odległości kilkunastu metrów. Jednym z nich przyleciał z Antiguy Jason, drugi zaś był gotów do lotu na Gwadelupę; dzieci i pani Cooper byli już na pokładzie. – Pośpiesz się, Marie – dodał Jason. – Muszę jeszcze omówić kilka szczegółów z Johnnym, a potem trochę przycisnąć te dwie stare męty.
– To nie są męty, Davidzie. Gdyby nie oni, już byśmy nie żyli.
– Tylko dlatego, że wiatr powiał im z innej strony w dupę.
– Jesteś niesprawiedliwy.
– Ale na razie tak właśnie uważam, a zacznę uważać inaczej dopiero wtedy, kiedy mnie przekonają. Nie znasz ludzi Szakala, ale ja ich znam. Będą mówić i robić wszystko, co chcesz, a kiedy odwrócisz się do nich plecami, wsadzą ci nóż pod żebro. Należą do niego ciałem i duszą… a raczej resztkami duszy. Idź już do samolotu. Czekają na ciebie.
– Nie chcesz zobaczyć się z dziećmi? Mógłbyś wytłumaczyć Jamiemu, że…
– Nie ma na to czasu! Odprowadź ją, Johnny. Muszę sprawdzić plażę.
– Już wszystko sprawdziłem, Davidzie – powiedział St. Jacques; w jego głosie pojawiło się coś w rodzaju nieśmiałego buntu.
– Ja ci powiem, czy wszystko sprawdziłeś, czy nie! – odparował Bourne, omiatając uważnym spojrzeniem okolicę, po czym dodał głośno, nie odwracając głowy: – Muszę zadać ci kilka pytań i radzę, żebyś potrafił na nie odpowiedzieć! – Zszedł z nabrzeża i ruszył przed siebie plażą.
St. Jacques napiął mięśnie i zrobił krok naprzód, ale jego siostra chwyciła go za rękę.
– Zostaw go – szepnęła. – On się boi.
– Co takiego? Ten cholerny sukinsyn?
– Tak.
John spojrzał na siostrę.
– Chodzi o tego obcego, o którym mówiłaś mi wczoraj wieczorem?
– Właśnie. Ale teraz jest jeszcze gorzej i właśnie dlatego on się boi.
– Nie rozumiem.
– Jest dużo starszy. Ma już pięćdziesiąt lat i zastanawia się, czy będzie w stanie podołać temu wszystkiemu, co robił dawniej – podczas wojny, w Paryżu, Hongkongu. Zżera go to i nie daje mu spokoju, bo wie, że dziś powinien być lepszy niż kiedykolwiek.
– Myślę, że mu się uda.
– Ja jestem tego pewna, bo ma niesłychanie silną motywację. Już kiedyś stracił żonę i dwoje dzieci. Prawie ich nie pamięta, ale to właśnie oni są przyczyną jego cierpienia. Mo Panov jest o tym święcie przekonany, i ja także… Teraz, wiele lat później, śmierć znowu zawisła nad jego najbliższymi. To musi być dla niego straszne.
– Do licha, przecież kazałem ci się pośpieszyć! – ryknął Bourne z odległości prawie stu metrów, przekrzykując szum fal i wiatru. – Mam coś dla pana, panie ekspercie: rafa otoczona łachą piasku! Wiedziałeś o tym?
– Nie odpowiadaj, Johnny. Chodźmy do samolotu.
– Łacha piasku? O czym on mówi, do diabła…? O, Boże, rzeczywiście!
– Niczego nie widzę – powiedziała Marie, wpatrując się we wskazanym przez brata kierunku.
– Niemal cała wyspa jest otoczona rafami koralowymi. Jeśli chodzi o tę plażę, to ciągną się właściwie wzdłuż całej jej długości. Pełnią funkcję falochronów i właśnie dlatego ta wysepka nosi nazwę Wyspy Spokoju. Nie ma tu w ogóle przyboju.
– Nie rozumiem.
– To proste. Żaden płetwonurek nie odważyłby się zbliżyć od strony pełnego morza, bo roztrzaskałby się o rafy, ale co innego, jeśli rafa jest otoczona piaszczystą łachą. Mógłby spokojnie obserwować plażę i strażników, leżąc na płyciźnie, i wybrać odpowiedni moment, żeby dostać się niepostrzeżenie na brzeg. Nie pomyślałem o tym.
– Ale on pomyślał.
Bourne siedział na krawędzi biurka, dwaj starzy mężczyźni na kanapie naprzeciwko niego, a John St. Jacques stał przy oknie wychodzącym na plażę.
– Dlaczego miałbym… mielibyśmy pana okłamywać, monsieur? – zapytał bohater Francji.
– Dlatego że to wszystko brzmi jak klasyczna francuska farsa. Podobne, ale jednak nieco różniące się nazwiska; jedne drzwi się otwierają, drugie zamykają; jeden sobowtór wchodzi, drugi wychodzi. To cuchnie, panowie.
– Jest pan może uczniem Moliera lub Racine'a…?
– Jestem wyznawcą zasady całkowitego braku zaufania, szczególnie wtedy, kiedy chodzi o Szakala.
– Nie wydaje mi się, żebyśmy byli do siebie podobni – zaoponował sędzia z Bostonu. – Oczywiście, z wyjątkiem wieku.
Zadzwonił telefon. Jason szybko podniósł słuchawkę.
– Tak?
– W Bostonie wszystko się zgadza – oznajmił Conklin. – Nazywa się Brendan Prefontaine. Był kiedyś sędzią federalnym, ale udowodniono mu "kierowanie się korzyściami majątkowymi podczas sprawowania urzędu", co oznacza po prostu, że brał cholerne łapówki. Został skazany na dwadzieścia jeden lat, z czego odsiedział dziesięć, ale i tak stracił wszelkie szansę na jakiekolwiek stanowisko. Alkoholik, ale całkowicie nieszkodliwy. Podobno wielu ptaszków trafiłoby za kratki, a jeszcze więcej dostałoby znacznie wyższe wyroki,
gdyby nie rady, jakich udzielał ich obrońcom. Krótko mówiąc, jest uważany za czołowego prawnika wszystkich knajp i sal bilardowych w mieście. Ponieważ miałem kiedyś dokładnie takie same problemy, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że radzi sobie znakomicie. Lepiej niż w swoim czasie ja.
– Ale ty masz to już za sobą.
– Właśnie dlatego, że nie potrafiłem się dobrze ustawić. Kto wie, co by było, gdyby mi się udało.
– Co z jego klientem?
– Dawno temu nasz były sędzia miał wykłady na Harvardzie, a wśród jego studentów znajdował się także niejaki Randolph Gates… Prefontaine zna go, to pewne. Zaufaj mu, Jason. Nie ma żadnego powodu, żeby kłamać. Zjawił się tam tylko dlatego, że zwietrzył szmal.
– Mam nadzieję, że zająłeś się klientem?
– Za pomocą wszystkich dyskretnych środków, jakie mam w moim domowym warsztacie. Przecież on może nas zaprowadzić do Carlosa… Ślady wskazujące na powiązania z "Meduzą" okazały się fałszywe. Po prostu jakiś głupi generał z Pentagonu próbował umieścić kogoś blisko Gatesa.
– Jesteś tego pewien?
– Teraz już tak. Gates jest między innymi wysoko opłacanym konsultantem firmy prawniczej reprezentującej interesy działającego na wielką skalę dostawcy broni, którym zainteresowała się komisja antytrustowa. Gates nawet nie odpowiadał na telefony Swayne'a, był na to za mądry, znacznie mądrzejszy od generała.
– To już twój problem, przyjacielu, nie mój. Jeśli tutaj wszystko potoczy się zgodnie z moimi planami, nie chcę już więcej słyszeć o Królowej Wężów. Szczerze mówiąc, już zaczynam zapominać, że cokolwiek o niej słyszałem.
– Wielkie dzięki, że zwaliłeś to na mnie – wydaje mi się, że mówię to zupełnie serio. Aha, przy okazji: w zeszyciku, który pożyczyłeś od tego snajpera w Manassas, znaleźliśmy sporo interesujących rzeczy.
– Na przykład?
– Pamiętasz tych troje podróżników z książki hotelowej w Mayflower, którzy osiem miesięcy wcześniej byli razem w Filadelfii, a potem znaleźli się przypadkowo w tym samym hotelu?