Выбрать главу

– Spokojnie – odparł jeszcze ciszej Aleks. – Zaraz się dowiemy. – Emerytowany oficer wywiadu uniósł głowę i spojrzał na dwóch intruzów. – Proponuję, panowie, żebyście już sobie poszli.

– Interes to interes – powtórzył stojący po prawej stronie odziany w łach many mężczyzna i skierował na chwilę głowę w stronę swego towarzysza.

– Nie wydaje mi się, żebyśmy mogli ubić ze sobą jakiś interes, więc…

– Tego nigdy nie wiadomo – przerwał Conklinowi pierwszy starzec, kręcąc powoli głową. – Co by pan powiedział na to, gdybyśmy mieli panu do przekazania wiadomość z Makau?

– Co takiego? – nie wytrzymał Panov.

– Zamknij się, Mo! – szepnął Aleks, nie spuszczając oczu z nieznajomego. – A cóż my możemy mieć wspólnego z Makau? – zapytał obojętnym tonem.

– Chce się z wami spotkać wielki taipan. Największy w całym Hongkongu.

– Po co?

– Żeby dać wam dużo pieniędzy. W zamian za pewną przysługę.

– Jaką przysługę?

– Mamy wam przekazać, że zabójcą powrócił. Taipan chce, żebyście go znaleźli

– Słyszałem już kiedyś tę historię. Jest nudna, a w dodatku stara.

– O tym będzie pan rozmawiał z wielkim taipanem, nie z nami. On czeka na was.

– Gdzie?

– W ogromnym hotelu.

– W którym?

– Mamy przekazać, że jest tam duży, zamsze zatłoczony hol, a nazwa ma związek z przeszłością tego kraju.

– Jest tylko jeden taki hoteclass="underline" Mayflower. – Conklin skierował te słowa do wszytego w klapę marynarki mikrofonu.

– Skoro pan tak twierdzi.

– Pod jakim nazwiskiem jest tam zameldowany?

– Zameldowany?

– Musiał wcześniej zarezerwować pokój, tak jak wy rezerwujecie tutaj ławki. O kogo mamy pytać?

– O nikogo. Sekretarz taipana spotka was w holu.

– Czy to ten sam sekretarz, który spotkał się z wami?

– Proszę?

– Kto kazał wam nas śledzić?

– Nie wolno nam o tym mówić i nic nie powiemy.

– Brać ich! – ryknął Conklin przez ramię i w tej samej chwili alejkę zalały strumienie światła mocnych reflektorów, wydobywając z ciemności orientalne rysy obu mężczyzn. Zza drzew i krzewów wyszło dziewięciu funkcjonariuszy CIA z dłońmi ukrytymi pod połami marynarek. Śmiercionośne narzędzia pozostały jednak na swoim miejscu, ponieważ nic nie wskazywało na to, żeby miała zajść konieczność użycia broni.

W sekundę później, nim ktokolwiek zdążył się zorientować, taka konieczność jednak zaszła. Gdzieś w ciemności otaczającej oświetloną blaskiem reflektorów alejkę rozległy się dwa strzały i dwa pociski rozerwały gardła skośnookich posłańców. Funkcjonariusze Agencji rzucili się na ziemię, a Conklin chwycił Panova za ramię i powalił go na żwir przed ławką, będącą jedyną dostępną dla nich w tej chwili ochroną/Oddział z Langley zerwał się niemal natychmiast na nogi i wchodzący w jego skład weterani wielu niebezpiecznych operacji, wśród nich były komandos a obecnie dyrektor CIA Peter Holland, popędzili zygzakiem z odbezpieczoną bronią w kierunku miejsca, z którego padły strzały. Po chwili ciemność rozdarł wściekły okrzyk.

– Cholera! – zaklął Holland, świecąc latarką między pniami drzew. – Uciekli.

– Skąd pan wie?

– Spójrz na trawę, synu, i na ślady butów To byli fachowcy. Przystanęli tylko na chwilę, żeby oddać strzałka potem od razu rzucili się do ucieczki. Widzisz te smugi na trawie? Właśnie tędy biegli. Możecie dać sobie spokój. Już ich tutaj nie ma, bo gdyby byli, wstrzeliliby nas przez okna do środka

budynku.

– Nie ma co, prawdziwy fachowiec – mruknął Aleks do zdumionego i przestraszonego Panova, podnosząc się z trudem z ziemi. Psychiatra podszedł szybkim krokiem do leżących nieruchomo Azjatów.

– Mój Boże, obaj nie żyją! – wykrzyknął, ujrzawszy rozszarpane pociskami gardła. – Tak samo jak w wesołym miasteczku!

– To wiadomość – skinął głową Conklin, krzywiąc się z niesmakiem. – Należało posypać ślady solą – dodał tajemniczo.

– Co ty wygadujesz? – zapytał Panov, spoglądając ze zdumieniem na byłego funkcjonariusza wywiadu.

– Nie byliśmy wystarczająco ostrożni.

– Aleks! – ryknął Holland, podbiegając do ławki. – Słyszałem cię, ale to, co się stało, przekreśla pomysł z hotelem – wysapał. – Nie możesz tam iść. Nie pozwalam ci.

– To przekreśla więcej niż tylko ten jeden pomysł. To nie Szakal, tylko Hongkong! Przesłanki były prawidłowe, ale zawiodło mnie przeczucie.

– Go chcesz teraz zrobić? – zapytał spokojnie dyrektor CIA,

– Nie wiem – odparł z bólem w głosie Conklin.- Pomyliłem się… Przede wszystkim spróbuję dotrzeć do naszego człowieka.

– Rozmawiałem z Davidem… To znaczy z nim, przed godziną – odezwał się Panov.

– Rozmawiałeś? – wykrzyknął Aleks. – Jak? Przecież jest późno, a ty byłeś w domu, nie w biurze!

– Jak wiesz, mam automatyczną sekretarkę – odparł psychiatra. – Gdybym odbierał wszystkie telefony po północy, rano nigdy nie wstałbym do pracy. Tym razem jednak włączyłem głos, bo i tak nie spałem, a poza tym szykowałem się do wyjścia. Powiedział tylko: "Skontaktuj się ze mną", i rozłączył się, zanim zdążyłem doskoczyć do słuchawki. Oczywiście, natychmiast do niego zadzwoniłem.

– Zadzwoniłeś do niego? Ze swojego telefonu?

– No… tak – odparł z wahaniem Panov. – Był ostrożny i mówił bardzo szybko. Chciał nas poinformować, że "M" – tak właśnie ją nazwał, "M" – odlatuje z dziećmi z samego rana, Zaraz potem odłożył słuchawkę.

– W takim razie możemy założyć, że mają już jego nazwisko i adres '- powiedział Holland. – Niewykluczone, że przechwycili również samą wiadomość.

– Co najwyżej rejon, w jakim mieszka – odezwał się Conklin. – Być może także wiadomość, ale nie ma mowy o żadnym adresie ani nazwisku.

– Najdalej rano będą mieli…

– Jeżeli zajdzie potrzeba, to najdalej rano on będzie już w drodze na Ziemię Ognistą.

– Boże, co ja zrobiłem! – jęknął Panov.

– Dokładnie to samo, co każdy inny zrobiłby na twoim miejscu – odparł Aleks. – O drugiej w nocy dzwoni do ciebie ktoś, kogo masz i na kim ci zależy, więc kontaktujesz się z nim najszybciej; jak tylko możesz. Teraz musimy tego dokonać powtórnie, nawet jeszcze szybciej. Wiemy już, że to nie Carlos, ale ktoś dysponujący także ogromnymi możliwościami, większymi, niż można było sądzić.

– Skorzystaj z telefonu w moim wozie – zaproponował Holland. – Prze łączę go na zastrzeżoną częstotliwość. Nikt nie przechwyci rozmowy.

– Chodźmy! – rzucił Conklin i pokuśtykał najszybciej jak potrafił, w kierunku zaparkowanego przy trawniku samochodu dyrektora.

– David? Mówi Aleks.

– Masz niesamowite wyczucie, przyjacielu. Właśnie wychodziliśmy i gdyby Jamie nie doszedł do wniosku, że musi jeszcze się załatwić, bylibyśmy już w samochodzie.

– Mo nic ci nie powiedział? U ciebie nikt nie odbierał, więc zadzwoniłem do niego.

– Mo jest odrobinę… wstrząśnięty. Sam mi powiedz.

– Czy ten telefon jest bezpieczny? Co do jego miałem pewne wątpliwości.

– Najbardziej, jak to tylko możliwe.

– Wysyłam Marie i dzieci na południe. Daleko na południe. Jest wściekła jak diabli, ale już wynająłem rockwella na lotnisku Logan, wszystko szybko i bez żadnych kłopotów dzięki ustaleniom, które poczyniłeś cztery lata temu.

Komputery pracowały, aż miło, i wszyscy byli bardzo uczynni. Startują o szóstej, zanim się na dobre rozwidni. Chcę, żeby zniknęli stąd jak najprędzej.

– A ty? Co z tobą?

– Wrócę do Waszyngtonu, do ciebie. Jeśli Szakal przypomniał sobie o mnie po tylu latach, to chcę wiedzieć, co zamierzacie z tym począć. Myślę, że mógłbym się przydać… Będę około południa.

– Nie, Davidzie. Nie dziś i nie tutaj. Leć z Marie i dziećmi. Zniknij z kraju. Zostań z rodziną i Johnnym na wyspie.

– Nie mogę, Aleks. Gdybyś był na moim miejscu, też byś tego nie zrobił. Moja rodzina nigdy nie będzie naprawdę wolna, dopóki Carlos żyje i dybie na ich życie,

– To nie jest Carlos – przerwał mu Conklin.

– Co takiego? Przecież wczoraj powiedziałeś…

– Zapomnij o tym, co ci powiedziałem. Myliłem się. To coś ma związek z Hongkongiem i Makau.

– Bzdura! Tamto jest już dawno skończone! Wszyscy nie żyją i nie został nikt, kto miałby powód mnie ścigać!

– Ale pojawił się ktoś nowy. "Największy taipan w Hongkongu", według słów naszego ostatniego, resztą już nieżyjącego, informatora.

– Ich już nie ma, Aleks! Cały ten domek z kart Kuomintangu przestał istnieć!