Выбрать главу

— Pamiętasz mnie, Severianie?

— Chyba powinienem, skoro znasz moje imię — odparłem. W jego twarzy istotnie było coś znajomego, niemniej jednak nie potrafiłem jej sobie z niczym ani z nikim skojarzyć.

— Nazywałeś mnie Zakiem.

Wytrzeszczyłem oczy, ale nawet w przyćmionym świetle i po kilkunastu łykach wina nie byłem w stanie dostrzec w nim tego Zaka, którego znałem.

— Wolałbym nie poruszać spraw, o których zapewne żaden z nas nie ma ochoty wspominać — przerwałem przedłużające się milczenie — ale odnoszę wrażenie, że ostatnio bardzo się zmieniłeś.

— To dzięki ubraniu. Zdjąłem je z jakiegoś trupa. Poza tym ogoliłem się, a Gunnie skróciła mi włosy.

— Gunnie też tu jest?

Zak wskazał kierunek ruchem głowy.

— Pewnie chcesz z nią porozmawiać. Ona z tobą też, jak myślę.

— Nie — odparłem. — Powiedz jej, że porozmawiamy rano.

— Chciałem jeszcze coś dodać, ale miałem coraz większe problemy z ze braniem myśli. — Powiedz jej też, że tym, co dla mnie zrobiła, z nawiązką odkupiła wszystkie swoje winy.

Zak skinął głową i odszedł.

Wzmianka o Gunnie przypomniała mi o złotych monetach Idas. Zajrzałem do kieszonki przy pochwie, aby upewnić się, że dziewięć chrisos nadal tam jest, a następnie położyłem się i natychmiast zasnąłem.

Obudziwszy się stwierdziłem, że większość marynarzy już nie śpi i posila się resztkami wczorajszej uczty. Sidero stał w pewnym oddaleniu w towarzystwie dwóch smukłych automatów — przypuszczam, że Jonas, zanim uległ wypadkowi podczas awaryjnego lądowania, był właśnie takim urządzeniem. Byli pogrążeni w rozmowie, ale mówili zbyt cicho, aby do moich uszu dotarło choć jedno słowo.

Nie byłem pewien, czy te mechanizmy zajmują w pokładowej hierarchii miejsce bliżej kapitana i wyższych oficerów, i zanim zdołałem podjąć decyzję, czy powinienem podejść do nich, by ujawnić swoją tożsamość, opuściły nas, niknąc w labiryncie korytarzy. Sidero podszedł do mnie, zupełnie jakbym ściągnął go myślami.

— Teraz możemy porozmawiać — oświadczył.

Skinąłem głową, po czym wyjaśniłem, że właśnie miałem zamiar wyjawić wszystkim, kim naprawdę jestem.

— To niepotrzebne. Sprawdziłem zaraz po naszym pierwszym spotkaniu. Nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Autarcha znajduje się w bezpiecznym miejscu.

Zacząłem go przekonywać, ale on podniósł rękę, nakazując mi milczenie.

— Nie sprzeczajmy się teraz. Wiem tylko tyle, ile mi powiedziano. Pozwól, że coś ci wyjaśnię; zadałem ci ból. Moim prawem, a zarazem obowiązkiem, jest ostrzegać i karać, ale nie powinno sprawiać mi to przyjemności.

Zapytałem, czy ma na rnyśli uderzenie, które zadał mi, kiedy byłem nieprzytomny, a on skinął głową.

— Nie powinienem był tego robić. Umilkł, jakby zastanawiając się, co jeszcze powiedzieć. — Nie potrafię tego wyjaśnić — dodał wreszcie.

— My, ludzie, dobrze wiemy, co to są względy moralne.

— Tylko wam się tak wydaje. My wiemy naprawdę, a i tak zdarza nam się popełniać błędy. Wolno nam poświęcić życie człowieka, żeby ocalić własne. Wolno nam wydawać ludziom polecenia. Wolno nam ich ostrzegać i karać. Nie wolno nam postępować jak oni, a ja to uczyniłem. Muszę ci to wynagrodzić.

Odparłem, że uczynił to z nawiązką ratując mnie z rąk dryfow-ników.

— Wcale nie. Ty walczyłeś i ja walczyłem. Niebawem stoczymy znacznie większą bitwę, być może ostatnią. Dawniej dryfownikom wystarczały drobne kradzieże i wszczynanie awantur, teraz zabijają marynarzy i próbują opanować statek. Kapitan zbyt długo tolerował ich wybryki.

Wyczułem, że krytykowanie poczynań dowódcy przychodzi mu z wielkim trudem i że najchętniej odwróciłby się do mnie plecami.

— Zwalniam cię — powiedział. — W ten sposób wynagrodzę ci to, co uczyniłem.

— Czy to znaczy, że nie muszę walczyć po waszej stronie, jeśli sam nie wyrażę ochoty? Sidero skinął głową.

— Bitwa rozpocznie się już niedługo. Odejdź najszybciej, jak możesz.

Właśnie tak zamierzałem postąpić, ale teraz po tym, co mi powiedział, nie mogłem tego zrobić. Ucieczka przed niebezpieczeństwem z własnej woli i na własną odpowiedzialność to jedno, ucieczka na rozkaz, jakby się było ubezwłasnowolnionym starcem, to coś zupełnie innego.

Wkrótce potem nasz metalowy dowódca polecił nam ustawić się w szeregu. Przyznam, że widok, mych towarzyszy broni nie napełnił mnie optymizmem; w porównaniu z nimi nawet zbieranina Guasachta wyglądała jak oddział doborowego wojska. Kilku było uzbrojonych w muszkiety, kilku miało arkebuzy niemal identyczne z tymi, których użyto do pojmania Zaka (z rozbawieniem stwierdziłem, iż on sam także ma taką właśnie broń), paru ściskało w rękach włócznie lub piki, większość zaś — w tym również Gunnie, która stała kilkanaście kroków ode mnie starając się nie spoglądać w moją stronę — dysponowała wyłącznie nożami.

Mimo to wszyscy ruszyli ochoczo naprzód, sprawiając wrażenie, że nie ulękną się żadnego niebezpieczeństwa, choć nie ulegało dla mnie wątpliwości, iż co najmniej połowa z nich rzuci się do ucieczki po pierwszym strzale. Zająłem miejsce blisko końca nieregularnej kolumny, aby łatwiej oszacować liczbę dezerterów; czas jednak mijał, maszerowaliśmy w dość szybkim tempie, a jakoś nikt nie próbował dyskretnie zniknąć w którymś z licznych bocznych korytarzy. Wyglądało na to, że jeśli nie wszyscy, to przynajmniej zdecydowana większość tych marynarzy, którzy z przymusu stali się żołnierzami, z zadowoleniem powitała coś, co mogło choć przez pewien czas urozmaicić nudną służbę.

Tak samo jak podczas każdej wojny, o jakiej słyszałem lub w jakiej brałem udział, do starcia doszło znacznie później, niż oczekiwali dowódcy. Przez co najmniej wachtę, a może i dłużej, wędrowaliśmy po wnętrzu statku; raz weszliśmy do gigantycznego pustego pomieszczenia, które chyba było nie wykorzystaną ładownią, raz, nie wiadomo czemu, zatrzymaliśmy się na całkiem niepotrzebny odpoczynek, dwa razy spotkaliśmy znacznie mniej liczne oddziały marynarzy, wśród których było wielu ludzi albo istot bardzo do ludzi podobnych.

Ktoś, kto jak ja dowodził armiami oraz uczestniczył w bitwach, podczas których całe legiony ginęły jak szczapy smolnego drewna wrzucone do paleniska, odczuwał ogromną pokusę, by traktować z przymrużeniem oka te nasze pochody, postoje i przegrupowania. Napisałem „odczuwał pokusę”, ponieważ nie wolno lekceważyć żadnego, nawet najbardziej błahego starcia — dla tych, którzy w nim giną, stanowi ono najważniejsze, bo ostatnie, wydarzenie w ich życiu, nie powinno więc być błahe także dla nas.

Przyznam jednak, że uległem tej pokusie, tak jak ulegałem wielu innym. Bawiłem się znakomicie, mój dobry nastrój zaś poprawił się jeszcze bardziej, kiedy Sidero (bez wątpienia troszcząc się o moje bezpieczeństwo) utworzył z kilku ludzi straż tylną i oddał ich pod moją komendę.

Marynarze, których wyznaczył, jego zdaniem byliby chyba najmniej przydatni podczas frontalnego ataku: w skład,,mojej” dziesiątki wchodziło sześć kobiet, każda znacznie niższa i mniej umięśniona niż Gunnie, oraz czterech mężczyzn, w tym trzech wyjątkowo marnej postury i jeśli nie starych, to z pewnością w wieku, w którym szczyt sił witalnych ma się dawno za sobą. Czwartym mężczyzną byłem ja — jedyny dysponujący bronią lepszą niż nóż albo stalowy pręt. Zgodnie z poleceniem Sidera szliśmy, bo mimo najszczerszych chęci nie mogę powiedzieć, że maszerowaliśmy, jakieś dziesięć łańcuchów za główną kolumną.