– … pozaeuropejskiego pochodzenia. Przyczyną śmierci było prawdopodobnie pobicie.
Tutaj, w Elvestad? – zdumiał się Gunder. Teraz mówił inspektor policji: Nie znamy jej tożsamości. Nikt nie zgłaszał zaginięcia.
Kobieta pozauropejskiego pochodzenia. Pobita na śmierć.
Opadł na fotel, drżąc na całym ciele. Chwilę później rozległ się przenikliwy dzwonek telefonu, ale Gunder nie odważył się sięgnąć po słuchawkę. Pokój tańczył mu przed oczami. Kiedy tylko to niemiłe wrażenie minęło, spróbował się wyprostować. Był zesztywniały i obolały. Najchętniej zadzwoniłby do Marie. Zawsze tak robił, kiedy działo się coś niedobrego… ale teraz nie mógł. Wyszedł do holu po kluczyki. Poona zapewne zatrzymała się w jakimś hotelu w mieście. Kobieta, o której mówili przez radio, nie ma z tym nic wspólnego. Przestępstwa zdarzają się wszędzie. Pod drzwiami zostawi kartkę na wypadek, gdyby przyjechała, gdy jego nie będzie. Moja żona Poona. Zobaczył swoje odbicie w lustrze i zmartwiał. Jeszcze nigdy nie widział równie przerażonych oczu. Znowu odezwał się telefon. To na pewno ona! Albo ze szpitala. Marie nie żyje. Albo Karsten dzwoni z Hamburga, by zapytać o żonę. Pewnie jedzie na lotnisko, żeby wsiąść w pierwszy samolot.
Dzwonił Kallego Moe. Pochylony nad biurkiem Gunder przycisnął słuchawkę do ucha.
– Gunder? Dzwonię, bo chcę zapytać…
Gunder milczał. Nie miał nic do powiedzenia. Kusiło go, żeby skłamać. Tak, jest już w domu. Zgubiła się, i tyle. Wiózł ją taksówkarz z miasta, który nie znał dobrze okolicy.
– Jak poszło?
Gunder wciąż nie odpowiadał. Po głowie kołatała mu się informacja usłyszana w radio. Pewnie Kalle też ją usłyszał, dodał w tej swojej łepetynie dwa do dwóch i wyszło mu pięć. Niektórzy są właśnie tacy: zawsze spodziewają się najgorszego. A Kalle był w tym mistrzem.
– Jesteś tam, Gunder?
– Właśnie miałem jechać do szpitala.
Kalle odchrząknął.
– Co z twoją siostrą?
– Nie dzwonili, więc pewnie bez zmian. Wciąż jest nieprzytomna. Zresztą nie wiem.
Znowu zapadło milczenie. Gunder miał wrażenie, że Kalle nie wie, co powiedzieć, ale nie zamierzał przychodzić mu z odsieczą.
– Trochę się niepokoję – wykrztusił wreszcie Kalle. – Nie wiem, czy słuchałeś wiadomości, ale w Hvitemoen znaleźli kobietę…
Gunder na chwilę wstrzymał oddech.
– Tak?
– Nie wiedzą, kim jest, ale na pewno z zagranicy. Ona… To znaczy ona nie żyje, to chciałem powiedzieć. Właśnie dlatego zacząłem się niepokoić. Znasz mnie przecież. Oczywiście nie przypuszczam, żeby to miało jakiś związek, lecz znaleźli ją niedaleko od twojego domu. Jak o tym usłyszałem, przestraszyłem się, że to ta sama kobieta, której szukałem wczoraj, a ona dotarła bezpiecznie, prawda?
– Będzie trochę później – odparł Gunder z przekonaniem.
– Widziałeś się z nią?
Tym razem to Gunder odchrząknął.
– Muszę już iść. Jestem potrzebny w szpitalu.
– Tak, oczywiście… – bąknął Kalle bez przekonania.
– Zadzwonię później. Muszę przecież zapłacić ci za kurs.
Odłożył słuchawkę. Przez parę sekund usiłował przypomnieć sobie, co zamierzał zrobić. No tak, liścik do Poony.
Zostawi jej klucz na zewnątrz. Czy w Indiach zostawia się klucze pod wycieraczką? Znalazł kartkę i długopis, ale uświadomił sobie, że nie potrafi pisać po angielsku, tylko mówić, a i to nie za dobrze. Wszystko będzie dobrze, pomyślał, zamknął drzwi, nie przekręcając zamka, i wsiadł do samochodu.
Hvitemoen znajdowało się około kilometra od Elvestad w kierunku Randskog. Z ulgą stwierdził, że nie po drodze mu tamtędy do szpitala. Miał wrażenie, iż szosa jest bardziej ruchliwa niż zwykle; minął dwa wozy telewizyjne i dwa radiowozy. Na parkingu przed kawiarnią Einara tłoczyły się samochody, rowery i ludzie. Obrzucił ich zaniepokojonym spojrzeniem i dodał gazu.
W szpitalu od razu wjechał windą na dziesiąte piętro i wszedł do pokoju Marie. Pochylała się nad nią pielęgniarka. Na jego widok wyprostowała się.
– Kim pan jest?
– Gunder Jomann. Jej brat.
Ponownie pochyliła się nad Marie.
– Wszyscy goście powinni najpierw zgłaszać się do pielęgniarki dyżurnej.
Gunder nie odpowiedział. Stał przy nogach łóżka, nieprzyjemnie zaskoczony, i walczył z ogarniającym go poczuciem winy. Dlaczego tak go traktują? Czy nie powinni się cieszyć, że wreszcie przyjechał?
– Wczoraj siedziałem tu cały dzień – powiedział zawstydzony. – Pomyślałem, że nic się nie stanie, jeśli pojadę do domu trochę odpocząć.
Pielęgniarka uśmiechnęła się chłodno.
– Nie wiedziałam. Wczoraj nie miałam dyżuru.
Chciał ją zapytać, czy nastąpiła jakaś zmiana, ale słowa utkwiły mu w gardle jak kłębek włosów. Czuł, że drżą mu usta, a nie chciał się rozpłakać. Ostrożnie usiadł na brzeżku krzesła i splótł dłonie na kolanach. Moja żona znikła, pomyślał zrozpaczony. Miał ochotę wykrzyczeć to do tej obcej kobiety, która sprawdzała kroplówkę podłączoną do przedramienia Marie. Jedyna siostra w śpiączce, jej mąż za granicą, a do tego Poona, która rozpłynęła się w powietrzu. Nie miał nikogo poza nimi. Chciał, żeby pielęgniarka poszła sobie i już nie wróciła. Wolał tę blondynkę, która wczoraj tu dyżurowała. Uśmiechała się do niego i przyniosła mu coś do picia.
– Nikt panu nie powiedział, że najbliższa rodzina może zostać w szpitalu na noc?
Oczywiście że mu powiedzieli, a przecież musiał szukać Poony! Nie chciał tłumaczyć się przed tą kobietą. Wreszcie wyszła. Pochylił się nad Marie. Z rurki, która sterczała z jej ust, wydobywał się gulgoczący odgłos. Tubka zbierała gromadzącą się ślinę – dowiedział się tego wczoraj od pielęgniarki. Gdyby coś się działo i gdyby nacisnął dzwonek, przyszłaby zapewne ta sama co przed chwilą. Wolałby tego uniknąć. Wsłuchał się w odgłosy pracy respiratora. Jeśli bulgotanie się nasili, będzie jednak musiał kogoś wezwać, bez względu na to, kto miałby się zjawić.
Kazali mu do niej mówić, lecz brakowało mu słów. Wczoraj przepełniała go nadzieja na zobaczenie Poony.
– Marie? – szepnął.
Zrezygnowany, opuścił głowę. Musi skupić się na przyszłości. Lada chwila w drzwiach pojawi się Karsten i zajmie się tą okropną sprawą. Uświadomił sobie, że na półce nad łóżkiem stoi radio. Czy może je włączyć? Czy nie będzie przeszkadzało Marie? Wstał, zdjął z odbiornika biały pokrowiec i najpierw je ściszył, a potem włączył. Znalazł stację P4, nadającą informacje o każdej pełnej godzinie. Właśnie zbliżała się dziesiąta. Niecierpliwie czekał na wiadomości. Wreszcie muzyka umilkła i rozległ się głos spikera. Inspektor Sejer oświadczył, że kobieta, którą znaleziono w Hvitemoen, nie została jeszcze zidentyfikowana. Policja ujawniła jedynie, że zginęła w wyniku wielu ciosów zadanych tępym narzędziem. Anonimowi informatorzy, do których dotarli reporterzy stacji, utrzymują, że to jedna z najokrutniejszych zbrodni w historii norweskiej kryminalistyki. Policja uruchomiła specjalną linię telefoniczną i prosi o kontakt wszystkich, którzy wczoraj po południu, wieczorem i w nocy przebywali w rejonie Hvitemoen przy Elvestad. Każda informacja może okazać się niezwykle istotna. Na ciało natrafiła kobieta zbierająca grzyby. Spiker podał łatwy do zapamiętania numer telefonu. Wbrew woli Gundera wyrył się on płonącymi cyframi w jego umyśle. Bulgotanie w gardle Marie coraz bardziej się nasilało. Jeśli wezwie niemiłą pielęgniarkę, będzie gotowa pomyśleć, że zarzuca jej niewłaściwe wykonywanie obowiązków. A może przyjdzie inna? W tej samej chwili otworzyły się drzwi i ku jego uldze do pokoju weszła blondynka. Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.