Выбрать главу

Rozdział 10

W komendzie huczało jak w ulu. Trzydziestu ludzi pracowało na pełnych obrotach. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co się stało. Cudzoziemka, niedawno po ślubie, przyjechała do Norwegii, do swojego nowego domu, i nigdy do niego nie dotarła. Padła ofiarą brutalnego ataku. Wszyscy pałali żądzą odnalezienia i aresztowania sprawcy. Najpierw konferencja prasowa. Co prawda, oznaczało to stratę cennego czasu, ale chcieli spojrzeć rodakom w oczy i powiedzieć im, jasno i wyraźnie: „Zajmiemy się tym".

Sejer wolałby nie stawać twarzą w twarz z dziennikarzami i kamerzystami, nie widzieć lasu mikrofonów na biurku. Czuł złowróżbne swędzenie; cierpiał na egzemę, która nasilała się w chwilach stresu. Po jego lewej ręce siedział Holthemann, szef departamentu, a po prawej Karlsen. Nie miał możliwości ucieczki. Oczekiwania mediów i obywateli musiały zostać zaspokojone: zdjęcia, plan śledztwa, najświeższe informacje, skład zespołu, wcześniejsze dokonania jego członków…

A potem się zaczęło: Czy mają już podejrzanego? Czy znają motyw zbrodni? Czy napad miał podłoże seksualne? Czy zidentyfikowano ofiarę? Czy na miejscu zbrodni znaleziono jakieś istotne ślady? Czy ustalono wiek i pochodzenie kobiety? Ile wersji zdarzenia bierze się pod uwagę? Czy przeprowadzono zakrojone na szeroką skałę przesłuchania? Jak duże jest niebezpieczeństwo, że morderca zaatakuje ponownie?

A skąd niby mam to wiedzieć, do diabła?! – przemknęło Sejerowi przez głowę. Czy może coś powiedzieć o narzędziu zbrodni? Czy to możliwe, żeby zabójca nie zostawił żadnych śladów? Czy ten świadek na rowerze to ktoś miejscowy? Reporterzy notowali pospiesznie. Sejer włożył do ust dropsa. Łzawiły mu oczy.

– Kiedy będą wyniki sekcji zwłok?

– Jeszcze nie teraz. Czekamy na wyczerpujący raport.

– Czy będzie można zrobić zdjęcia ofierze?

– Wykluczone.

Na chwilę zapadła cisza. Wyobraźnia zebranych pracowała na najwyższych obrotach.

– Czy dobrze zrozumieliśmy, że policja uważa to zabójstwo za jedno z najbardziej brutalnych w dziejach norweskiej kryminalistyki?

Sejer przesunął wzrokiem po ich twarzach.

– Nie wydaje mi się, żeby porównywanie niezwiązanych ze sobą przestępstw pod kątem brutalności czynu miało jakikolwiek sens. Nie powinniśmy tego robić, choćby przez szacunek dla ofiar. Niemniej muszę przyznać, że w mojej dotychczasowej karierze nie spotkałem się z równie brutalną zbrodnią.

Wiedział już, jakie będą nagłówki w prasie. Z tyłu głowy cały czas kołatały mu myśli o różnych pożytecznych rzeczach, którymi mógłby się zająć, gdyby nie musiał tutaj siedzieć.

– Czy zakładacie, że sprawca lub sprawcy pochodzą z najbliższej okolicy?

– Bierzemy pod uwagę różne możliwości.

– Czy dużo jest spraw, o których nie chcecie nam powiedzieć?

Sejer nie zdołał powstrzymać uśmiechu.

– Kilka.

W głębi sali dostrzegł Skarrego. Miał zmierzwione włosy i najwyraźniej nie mógł się doczekać końca pytań. Holthemann także go zauważył, ponieważ nachylił się do Sejera i szepnął mu do ucha:

– Skarre chyba coś ma. Jest czerwony jak burak.

Wreszcie było po wszystkim. Sejer wyciągnął kolegę na korytarz.

– Mów! – wysapał.

– Zdaje się, że na coś trafiłem. W firmie taksówkowej. Dwudziestego sierpnia o 18.40 jeden z ich samochodów miał kurs z lotniska Gardermoen do Elvestad. Kierownik podał mi nazwisko kierowcy. Zadzwoniłem, rozmawiałem z jego żoną. Mąż powinien być w domu lada chwila. Natychmiast do nas oddzwoni.

– Gdyby miał choć trochę oleju w głowie, już dawno by się z nami skontaktował. Jak się nazywa?

– Anders Kolding.

– Taksówka z Gardermoen do Elvestad? To musiało kosztować fortunę!

– Od tysiąca do półtora tysiąca koron – odparł Skarre. – Nie zapominajcie, że Jomann dał jej pieniądze. Korony i marki.

Czekali, lecz telefon milczał. Po pół godzinie Sejer sam wybrał numer. Odebrał mężczyzna.

– Kolding, słucham?

– Tu policja. Podaliśmy pańskiej żonie nasz numer i czekaliśmy na telefon od pana.

– Wiem, wiem.

Młody głos, w tle słychać było jakieś zamieszanie i płacz dziecka.

– Chcielibyśmy, żeby przyjechał pan do komendy.

– Teraz?

– Natychmiast, jeśli to możliwe. A tymczasem niech mi pan opowie o tym kursie z Gardermoen.

– To była młoda kobieta z zagranicy, jechała do Elvestad, dokładnie na Blindveien, ale nikogo nie zastała w domu, więc wróciła do taksówki i poprosiła, żebym zostawił ją w centrum Elvestad. Przy kawiarni.

– No i?

– No i tam wysiadła.

– Przy kawiarni?

– Dokładnie rzecz biorąc, od razu do niej weszła. Kawiarnia nazywa się „U Einara".

– Widział ją pan potem?

– Do licha, nie. Zaraz wróciłem.

– Miała bagaż?

– Ciężką brązową walizkę. Z trudem wciągnęła ją po schodkach.

Sejer zastanawiał się przez chwilę.

– Nie pomógł jej pan?

Hałas w tle przybrał na sile.

– O co chodzi?

– Pytam, czy nie pomógł jej pan z tą walizką.

– Nie. Spieszyłem się z powrotem do miasta. To długa droga i nie ma klientów.

– I wtedy widział ją pan po raz ostatni?

– Tak.

– Czekam na pana, Kolding. Musimy porozmawiać.

– Ale ja nie mam nic więcej do powiedzenia! Żona musi wyjść, a dzieciak dostał histerii. Nie możecie z tym zaczekać?

– Niedawno został pan ojcem?

– Trzy miesiące temu. To chłopiec.

Nie sprawiał wrażenia szczególnie zachwyconego.

– Więc proszę po prostu zabrać go ze sobą.

– Zabrać małego?

– Chyba ma pan nosidełko? – Sejer odłożył słuchawkę i odwrócił się do Skarrego: – Ja zajmę się Andersem Koldingiem, a ty jedź do kawiarni.

Gunder z trudem dowlókł się do telefonu i zadzwonił do pracy. Odebrał Bjørnsson.

– Zdaje się, że muszę jeszcze zostać kilka dni w domu – wymamrotał. – Nie jestem całkiem zdrowy, a moja siostra wciąż nie odzyskała przytomności. Wezmę zwolnienie.

Bjørnsson nie ukrywał zdziwienia.

– Może złapałeś coś w Indiach?

– Możliwe. Było bardzo gorąco.

Kolega życzył mu szybkiego powrotu do zdrowia, ciesząc się w duchu z szansy podebrania mu paru klientów. Zaraz potem Gunder zatelefonował do szpitala. Odebrała ta miła pielęgniarka.

– Obawiam się, że nic się nie zmieniło. Jej mąż właśnie wyszedł. Miał kilka spraw do załatwienia.

– Zaraz przyjadę.

– Tylko jeśli pan może. Zadzwonimy, jeżeli coś się będzie działo.

– Wiem – odparł przybity. – I tak przyjadę.

Chciał być blisko siostry, nawet jeśli nie mogła mu w niczym pomóc. Nie miał nikogo poza nią. Z Karstenem nigdy nie był blisko. Marie z pewnością opowiedziała mężowi o ślubie brata, jednak Gunder nie chciał rozmawiać ze szwagrem o swoich obawach. Wydawało mu się to niestosowne. Zresztą co miałby powiedzieć? Najlepiej siedzieć cicho do chwili, kiedy wszystko się wyjaśni. Na razie nic nie było jasne. Bał się, że Kalle Moe znowu zadzwoni. Może głupio mu, że zgłosił się na policję? Zmusił się, żeby pójść do łazienki. Nie miał siły wziąć prysznica – ogolił się tylko i wyszczotkował zęby. Nie jadł od wieków, miał zawroty głowy. Wsiadł do samochodu i pojechał do miasta.