Выбрать главу

Sejer musiał przyznać, że historia, którą właśnie usłyszał, była irytująco prawdopodobna. Długo wpatrywał się w zaczerwienioną twarz Sundego.

– Ktoś, kto pragnie zachować anonimowość.

– Musiał mnie dobrze znać! Nie rozumiem… Było ciemno, a ja nie widziałem żywego ducha!

Sejer pochylił się do przodu.

– Sunde, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to znaczy, że zataiłeś bardzo ważne dowody w sprawie o zabójstwo.

– Oczywiście że to prawda!

– Dla nas nie jest to takie oczywiste.

– No to pięknie, kurwa! Teraz już wiecie, dlaczego od razu nie zadzwoniłem. Bo wiedziałem, że to się właśnie tak skończy! Czepiacie się wszystkiego, tak jak przewidywałem!

Odwrócił się tyłem do Sejera.

– Czy w ciągu dnia albo wieczorem dwudziestego sierpnia kontaktowałeś się z Gøranem Seterem?

– Nie spotykamy się. Jestem dwa razy starszy od niego.

– A jednak coś was łączy…

Einar wiedział, że to aluzja do Lillian.

– Nic o tym nie wiem – odparł oschle. – Powiedziałem wam prawdę. Tak to wszystko wyglądało. Teraz wiem, że postąpiłem niewłaściwie, ale nie chciałem być w to zamieszany.

– Teraz już za późno – powiedział Sejer. – Jesteś zamieszany, i to bardzo. Gdybyś zadzwonił od razu, już dawno skreślilibyśmy cię z listy podejrzanych, a tak musimy przeszukać twój samochód i dom.

– Nie, do cholery!

– Do cholery tak, Sunde! Ty zaczekasz tutaj.

– Do jutra?

– Tak długo, jak długo będzie trzeba.

– Mam dzieci, i w ogóle…

– Będziesz więc musiał opowiedzieć im to samo co nam tutaj, tyle że one ci wybaczą, w przeciwieństwie do mnie.

Wstał i wyszedł. Einar siedział bez ruchu, w szoku. Dobry Boże, pomyślał. Co ja zrobiłem?

W domu Einara Sunde zjawiło się czterech funkcjonariuszy. Skarre skierował się prosto do sypialni. W dużej szafie znalazł pościel i ręczniki. Na pierwszy rzut oka było widać, że sporo zabrano, ponieważ szafa była w połowie pusta. Po krótkich poszukiwaniach znalazł to, czego szukał: zieloną poszwę w lilie wodne Moneta. Może więc Gøran mówił prawdę, może rzeczywiście spędził tu wieczór dwudziestego sierpnia? Albo zapamiętał tę pościel z jednej z wcześniejszych wizyt, więc trudno uznać to za alibi… Niemniej sprawa była niepokojąca. Samochód Einara zabrano na lawecie do policyjnego garażu i poddano go drobiazgowym oględzinom, które jednak nie dały żadnych rezultatów. Jak to możliwe, żeby wykształcony, chodzący, mówiący człowiek był tak nieprawdopodobnie głupi? Skarre myślał o pięknym szlafroczku, bieliźnie i kosmetyczce, które Poona kupiła z myślą o Gunderze. Sunde wszystko to wrzucił do jeziora. Co z niego za człowiek?

– Najgorsze jest to, że mu wierzę – powiedział później Sejer w gabinecie.

Skarre otworzył okno, zapalił papierosa i usiadł na parapecie.

– Wypuścisz go?

– Tak.

– Więc sprawcą jest Gøran?

– Prawie na pewno. Ma silny instynkt przetrwania. Pomaga mu w tym jego tężyzna fizyczna.

– Jeśli o mnie chodzi, to nie ufam Lillian Sunde.

Skarre opowiedział przełożonemu o pościeli, którą znalazł w szafie.

– W porządku, więc Lillian ma taką pościel. Był tam kiedyś i ją zapamiętał. Nie wątpię, że się spotykają. Świadczą o tym chociażby plotki. Lecz akurat tamtego wieczoru nie było go tam. Zaraz po tym jak Ulla z nim zrywa, wychodzi wściekły i dzwoni do Lillian, ale ona też daje mu kosza. W samochodzie ma ciężarki. Widzi Poonę idącą samotnie szosą, zatrzymuje się i zagaduje. Może nawet proponuje, że zawiezie ją do Jomanna. W samochodzie zaczyna dobierać się do niej, a kiedy ona panikuje, ogarnia go ślepa wściekłość. Nie widział walizki, teraz już wiemy dlaczego: cały czas stała w kawiarni. Potem zabija Poonę, ucieka z miejsca zbrodni, przebiera się z powrotem w strój, który miał na siłowni. Do domu wraca około dwudziestej trzeciej i mówi matce, że razem z Ullą opiekował się dzieckiem jej siostry. Wiemy już, że to nieprawda. Ciężar i kształt hantli odpowiadają obrażeniom, jakich doznała Poona. Biały proszek również pochodzi z siłowni, tam używa się magnezji. Pojęcie „miłość" jest Gøranowi całkowicie obce: albo ma kobietę, albo jej nie ma. Nie potrafi mówić o uczuciach. Ma obsesję na punkcie seksu i imponowania kobietom. Pozornie nie odbiega zachowaniem od ludzi, z którymi na co dzień przebywa, choć to tylko maska, pod którą kryje się człowiek nastawiony niechętnie do świata, długo chowający urazy.

– Mówiąc krótko, jest psychopatą.

– Ty to powiedziałeś, nie ja. Szczerze mówiąc, nigdy nie zdołałem do końca zrozumieć, na czym to polega.

– Będzie więc pan dręczył go tak długo, aż przyzna się do winy?

– Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby zrozumiał, że tylko to mu pozostaje.

– A jeśli się nie uda? Czy mamy wystarczające dowody, żeby postawić go przed sądem?

– Chyba nie. I to nie daje mi spokoju.

– Czy to możliwe, aby tak straszliwie kogoś zmasakrować, nie pozostawiając żadnych śladów?

– Zdarza się.

– Poona też nie zostawiła żadnych śladów w jego samochodzie. Ani jednego włosa, ani jednego włókienka z materiału. Czy to nie dziwne?

– Jej ubranie było z jedwabiu, który nie zostawia wszędzie mikrowłókien, jak na przykład wełna. A włosy miała splecione w warkocz.

– Co zrobił z ciężarkami?

– Tego nie wiem. Na tych, które ma w domu, niczego nie znaleźliśmy, ale przecież ma wiele zestawów. Tamtych mógł się prostu pozbyć. Muszę pilnie porozmawiać z kilkoma osobami. Znajdź je i przywieź tu najszybciej jak to możliwe. Ullę Mørk, Lindę Carling, Ole Gunwalda, Andersa Koldinga, Kalle Moe i Lillian Sunde. – Coś jeszcze? Sara dzwoniła?

– Tak. Kollberg wciąż się nie porusza.

Kiedy wszedł do salonu, pies spojrzał na niego żałośnie i bez przekonania spróbował wstać, ale szybko zrezygnował. Sejer stał i patrzył bezsilnie na zwierzę. Z kuchni wyszła Sara.

– Wydaje mi się, że powinniśmy trochę go zmobilizować. Dopóki podsuwamy mu jedzenie pod nos, na pewno się nie ruszy.

Wspólnymi siłami spróbowali postawić psa na łapy. Sara ciągnęła go z przodu, a Sejer podpierał z tyłu. Kollberg chwiał się i słaniał, ale oni trzymali go mocno. Nagle zaskamlał i runął jak długi. Dźwignęli go ponownie, lecz skończyło się to tak samo. Widać było, że chce, by zostawili go w spokoju, ale nie miał na to co liczyć. Sara podsunęła mu stary chodnik, żeby mniej się ślizgał, i to pomogło.

– Jest w stanie utrzymać przynajmniej część ciężaru ciała – zauważył Sejer z nadzieją.

Sara otarła pot z czoła i odgarnęła włosy, które bez przerwy wpadały jej do oczu.

– Rusz się, ty tłusty, leniwy psie! – zawołała.

Oboje wybuchnęli śmiechem, a wtedy Kollberg, wyczuwając ich dobry nastrój, zebrał wszystkie siły i przez kilka sekund stał bez ich pomocy. Potem co prawda osunął się na podłogę, ale poszczekując radośnie.

– Nareszcie, do cholery! – wykrzyknęła Sara. Sejer wytrzeszczył na nią oczy. – Da radę! Musimy tylko zmuszać go do codziennych ćwiczeń. Nie poddamy się!

– Przyniosę kiełbasę!