Выбрать главу

– Jeśli chcesz, pójdziesz do pracy. Szybciej nauczysz się języka. Wszystko będzie dobrze, Poona. Obiecuję. Norwedzy są mili. Może trochę nieśmiali i bardzo, ale to bardzo dumni, lecz mili.

Jedynym bliskim krewnym Poony był starszy brat, który mieszkał w New Delhi. Chciała poinformować go listownie o swoim małżeństwie. Musiała też przed wyjazdem pozałatwiać wszystkie swoje sprawy w mieście. Potrzebowała na to jakichś dwóch tygodni. Gunder kupił jej bilet, wyjaśnił, jak ma się poruszać po lotnisku Gardermoen. Dał też pieniądze, żeby jej na niczym nie zbywało, po czym wyraźnie napisał swój adres i numer telefonu.

– Czy twojemu bratu nie będzie przykro, kiedy się dowie?

– Nie – stwierdziła stanowczo. – Prawie się nie widujemy. Shiraz ma swoje życie, rodzinę: żonę i czworo dzieci. Lubię gotować – mówiła dalej. – Gdy przyjadę do Norwegii, zrobię wam curry z kurczaka.

– A ja przygotuję norweski gulasz z baraniny.

– Czy jest pikantny?

– W Norwegii nie jadamy pikantnych potraw. Przywieź dużo przypraw, tak żeby Marie i Karstenowi łzy popłynęły z oczu.

Zastanawiała się przez chwilę.

– Co powie twoja siostra, jak mnie zobaczy?

– Będzie szczęśliwa. Na początku niespokojna, ale potem szczęśliwa. Nie podoba jej się, że jestem sam. Zawsze mi powtarzała, że powinienem zacząć trochę podróżować. Teraz przywiozę ze sobą cały mój świat!

Roześmiał się i przytulił ją lekko. Nie mógł się powstrzymać przed dotykaniem zwiniętego w węzeł warkocza. Był twardy, gruby, lśniący jak jedwab. Kiedy wyjęła spinkę, włosy spłynęły jej po plecach bujną kaskadą. Ile kobiet w Elvestad miało takie włosy? Żadna! Rozpuszczała je tylko nocą, tylko dla niego. Jej oczy błyszczały w ciemności. Delikatnie obejmowała swymi szczupłymi ramionami jego potężne ciało. Gunder gładził ją łagodnie dużymi, nieśmiałymi dłońmi. Poona była szczęśliwa. Wysoki, przystojny mężczyzna o błękitnych oczach znalazł ją w restauracyjnej kuchni po to, by zabrać z rozpalonego upałem miasta, z ludzkiego mrowia, z pokoiku ze wspólną łazienką. Gunder miał własną łazienkę z wanną i łabędziami na ścianach. Trudno jej było w to wszystko uwierzyć. Od chwili kiedy zobaczyli się po raz pierwszy, oboje wiedzieli, że zmierzają w tym samym kierunku. Wiedzieli to od chwili, kiedy po raz pierwszy pochylił się i objął jej szczupłe ciało. Kiedy zobaczył, jak jej wielkie oczy zachodzą mgłą, a potem zamykają się powoli. Od chwili kiedy przytuliła się do jego szerokiej piersi. Tej pierwszej nocy nie rozmawiali, tylko dzielili się biciem serc. Jego serce uderzało powoli i miarowo, jej szybko i leciutko. Nie bali się, jeszcze nie. Poona miała rzucić pracę i wysprzątać swój pokoik, Gunder miał wrócić do ojczyzny, żeby przygotować dom i ogród. W hotelu ktoś zrobił im zdjęcie. Stali sztywni i oficjalni, połączeni zawartym niedawno kontraktem. Ona w turkusowym sari, on w śnieżnobiałej koszuli. Kazał zrobić dwie odbitki i dał jej jedną.

Z powodu pracy nie mogła odprowadzić go do samolotu. Rozstali się na chodniku przed hotelem; na chwilę zapomniał o nieśmiałości i przytulił ją mocno, z całych sil. W tamtej chwili coś w nim pękło. Teraz, kiedy wreszcie ją znalazł, musiał ją zostawić. Bał się o nią. Pogładziła go palcem po nosie, po czym znikła. Widział jeszcze tylko jej smukłe śniade nogi, kiedy skręcała za róg. Nieco później Gunder siedział w ciasnej kabinie samolotu ze zdjęciem w dłoni. Czuł, jak serce rośnie mu w piersi, tłoczy więcej krwi niż zwykle. Było mu za gorąco. Poona dotykała go wszędzie, dotknęła nawet wnętrza uszu, tam gdzie do tej pory wkładał co najwyżej kłębki waty. Kiedy o niej myślał, drżały mu ręce i usta. Miał wrażenie, że cały pulsuje, i był pewien, że wszyscy to widzą. Ktoś go kochał. On kochał kogoś. Cały płonął. Patrząc na współpasażerów, widział tylko Poonę. Jak on żył do tej pory? Przez pięćdziesiąt lat był zupełnie sam, zajmował się wyłącznie sobą, a od czasu do czasu także siostrą. Teraz będzie żył dla Poony. Będą się wszystkim dzielić. Jeśli poczuje się zmęczona, będzie odpoczywać. Jeśli zatęskni za rodzinnymi stronami, przyjedzie tu na wakacje. Jeśli będzie chciała, żeby jej towarzyszył, to wspaniale, ale gdyby wolała pobyć trochę sama, to on nie zamierza jej tego utrudniać. Będzie jej słuchał, nigdy nie przerywając. Czekają ją niełatwe chwile, będzie potrzebowała wsparcia i zrozumienia, szczególnie na początku. Już nie mógł się doczekać świąt z choinką, elfami i aniołami. I wiosny, kiedy spod śniegu zaczną wyglądać pierwsze zielone pędy. Dla niej będzie to jak cud i dla niego też. Od tej pory wszystko będzie nowe i cudowne.

Marie z niedowierzaniem wpatrywała się w fotografię. Podniosła wzrok na dumną twarz brata, po czym znowu opuściła go na kobietę. Poona Bai Jomann. Z filigranową broszką na piersi. Długo nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Jej brat znalazł sobie żonę w Indiach. Ot tak, po prostu. Wszedł do restauracji i kilka godzin później było już po wszystkim. Czyżby dysponował jakąś tajną bronią, o której posiadanie nigdy go nie podejrzewała? Można było odnieść wrażenie, że w Bombaju, wśród milionów ludzi, Poona czekała właśnie na niego.

– W Mombaju – poprawił ją. – Tak właśnie było. Żyła tam sobie i czekała na mnie. Przyleci dwudziestego. Odbiorę ją z Gardermoen. Patrz, to świadectwo ślubu.

– Nie ma co, udał jej się połów. Wątpię, żeby w Indiach wielu ludzi zarabiało tyle co ty.

– Wie, że nie jestem bogaty – zaprotestował Gunder.

– Bzdura! – syknęła bezlitośnie Marie. – Jesteś nafaszerowany forsą. Od razu to zwęszyła.

Spojrzał na nią z wyrzutem, jednak nie zwróciła na to uwagi wpatrzona w zdjęcie.

– Karsten chyba dostanie zawału. Musisz być przygotowany na to, że ludzie wezmą was na języki.

Mimo to była wzruszona. Ma szwagierkę! Nie sądziła, że to się kiedykolwiek stanie.

– Nie obchodzi mnie, co ludzie gadają – odparł Gunder.

To akurat już wiedziała. Był tak szczęśliwy, że niczym się nie przejmował.

– Pomożesz jej się zaaklimatyzować, dobrze? Porozmawiaj z nią jak kobieta z kobietą, poświęć jej trochę czasu… Zobaczysz, że jest miła i dobra.

– Nie mam pojęcia, co powie Karsten… – powtórzyła Marie.

Ta sprawa wyraźnie nie dawała jej spokoju.

– Chyba nie zamierzasz się tym przejmować?

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. W pierwszej chwili na pewno będzie zszokowany. Mam nadzieję, że ludzie będą dla niej uprzejmi.

– Na pewno – odparł nonszalancko Gunder. – Dlaczego mieliby nie być?

– Myślałam o młodych. Są okrutni.

– Młodzi nic ją nie obchodzą. Ma trzydzieści osiem lat.

– No dobrze. Wciąż nie mogę ochłonąć, trochę to wszystko niespodziewane. Wygląda bardzo sympatycznie. Jak zareagowała jej rodzina?

– Ma tylko starszego brata, który mieszka w New Delhi. Nie utrzymują bliskich kontaktów.

– A czy ona się przyzwyczai do życia tutaj, do zimna?

– Zimno jest tylko zimą, a upał też potrafi dokuczyć. Tutaj powietrze jest znacznie bardziej suche i świeże. W Indiach wilgotność jest tak wysoka, że człowiek jest mokry zaraz po wyjściu na ulicę. Będzie chciała pracować. Chętnie się uczy. Najbardziej chciałaby być kelnerką. Znajdziemy jej coś.

Marie westchnęła, bezwiednie głaszcząc pięknego słonika z kości słoniowej, którego Gunder przywiózł jej w prezencie. Optymizm jej brata był tak wielki, że nie miała serca odzierać go ze złudzeń, lecz sama miała wiele wątpliwości. Myślała z niepokojem o kobiecie, która przyjedzie w ten odległy zakątek świata zamieszkany głównie przez rolników i gruboskórnych nastolatków. Niemal wszyscy traktowali obcych z mieszaniną rezerwy i niechęci. Ile czasu minie, zanim zatęskni do swoich?