Выбрать главу

Potem opowiedziała mu trochę o pracy. Że martwi się, czy sobie poradzi, że czuje tremę wobec przedstawicieli policji, prokuratury, sądów.

- Niektórzy z nich potrafią być opryskliwi – westchnęła w przypływie szczerości i zaczerwieniła się.

Wtedy zadzwoniła jego komórka. Zerknął na wyświetlacz. „Kotek” - czyli Weronika. Boże, czy to możliwe, żeby kobiety miały aż takiego nosa? Przecież dzwonił do niej, że będzie później. Dzwonił? Sam już nie był pewien. Nie odebrał, wyłączył komórkę. Trudno, najwyżej potem coś ściemni.

Grzelka zapytała, czy jest coś nowego w sprawie zabójstwa na Łazienkowskiej, i od razu zastrzegła, że nie pyta zawodowo, tylko z prywatnej ciekawości. Miał ochotę powiedzieć jej prawdę, ale uznał, że byłoby to nieostrożne.

- Jest - powiedział - ale nie mogę o tym mówić. Proszę wybaczyć.

Skinęła głową.

- Mam dla pani coś innego, powiedzmy, że prezent na przeprosiny.

- Myślałam, że kawa jest prezentem.

- Wręcz przeciwnie. Kawa w pani towarzystwie to prezent dla mnie. - Zatrzepotała śmiesznie rzęsami, Szacki uznał, że to urocze. - Piszę teraz akt oskarżenia w sprawie pewnego zabójstwa, w przyszłym tygodniu będziemy go wysyłać do sądu. Bardzo ciekawa sprawa, myślę, że to może być niezły przyczynek do tekstu o przemocy domowej.

- A kto zabił. On czy ona?

- Ona.

- Jakieś szczegóły?

- Wolałbym ich teraz nie opowiadać. Nie przy kawiarnianym stoliku. Dam pani akt oskarżenia, tam wszystko będzie napisane. Potem najwyżej porozmawiamy, jak pani będzie miała jakieś pytania. - Miał wrażenie, że zabrzmiało to tak obojętnie, jak sobie wyobrażał, i że nie usłyszała w jego głosie nuty nadziei.

- To tak można? - zdziwiła się.

- Co można?

- Dać komuś akt oskarżenia?

- Oczywiście, przecież to publiczny dokument sporządzony przez urzędnika państwowego. Od aktu oskarżenia zaczyna się proces, a cały przewód sądowy jest jawny, o ile sąd z jakichś względów nie zadecyduje inaczej.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę o procedurach sądowo-prokuratorskich, Szacki był zdziwiony, że tak ją to interesuje. Dla niego były to żmudne biurokratyczne obciążenia, które zajmowały niepotrzebnie czas. Tak naprawdę każdy prokurator powinien mieć asystenta do zajmowania się tymi bzdetami.

- Czyta pan kryminały? - zapytała znienacka zaraz po tym, jak zamówili jeszcze po lampce wina i poprosili o popielniczkę. Okazało się, że dziewczyna pali i Szacki się ucieszył, że zostały mu jeszcze dwa papierosy.

Czyta, a jakże. Po części ich gusta były rozbieżne - on lubił twardego Lehane'a i Chandlera, ona grających z konwencją Leon i Camilleriego - ale jeśli chodzi o opowieści Rankina i Mankella, spotkali się w stu procentach. Następne pół godziny opowiadali sobie przygody inspektora Rebusa. Kiedy prokurator zerknął na zegarek, besztając się w myślach, że nie powinien tego robić, dochodziła siódma. Zauważyła jego gest.

- Nie wiem, jak pan, ale ja już muszę lecieć - powiedziała.

Skinął głową. Zastanawiał się, kto powinien zaproponować przejście na ty. Z jednej strony, ona jest kobietą, z drugiej, on jest starszy o jakieś dziesięć lat. Głupia sytuacja. Może jak się spotkają następnym razem, to jakoś samo wyjdzie. Sięgnął do kieszeni marynarki po wizytówkę, nabazgrał na niej telefon komórkowy i podał dziewczynie.

- Proszę się nie krępować i dzwonić, kiedy będzie pani miała jakieś pytania.

Uśmiechnęła się łobuzersko.

- Nawet wieczorami?

- Kiedy będzie pani miała jakieś pytania - powtórzył z naciskiem, myśląc jednocześnie o wyłączonej komórce i o tym, ile Weronika już nagrała wiadomości.

- Właściwie to mam jedno, prywatne. Zachęcił ją ruchem głowy.

- Dlaczego ma pan takie białe włosy? - zapytała.

Tak, to było prywatne pytanie. Czy mógł jej powiedzieć prawdę? Jak Hela miała trzy latka i zachorowała na zakażenie krwi. Jak leżała ledwo żywa w szpitalu na Niekłańskiej - blade do przezroczystości, wychudzone ciałko podłączone do kroplówki. Jak z Weroniką płakali na szpitalnym korytarzu, wtuleni w siebie, nie śpiąc, nie jedząc, czekając na werdykt. Jak żaden lekarz nie obiecywał poprawy. Jak modlili się żarliwie przez długie godziny, chociaż żadne z nich nie jest wierzące. Jak zasnął wbrew sobie i jak obudził się przerażony, że przespał moment, kiedy jego córka umarła, że się z nią nie pożegnał. Ledwo żywy pobiegł do sali, w której leżała malutka. Żyła. Była siódma rano, grudzień, za oknem czarna noc. Zobaczył swoje odbicie w lustrze i cicho krzyknął, ponieważ jego włosy w jedną noc stały się kompletnie białe.

- Geny - odparł. - Już w liceum posiwiałem. Pocieszam się, że lepiej być siwym niż łysym. Podoba się pani?

Roześmiała się.

- Hmm. Sexy. Może nawet bardzo sexy. Do widzenia, panie prokuratorze.

6

Masz trzy nowe wiadomości głosowe: „Cześć, zadzwoń do mnie”; „Jaki jest sens posiadania komórki, skoro albo ją wyłączasz, albo nie zabierasz ze sobą? Zadzwoń do mnie, jak już odsłuchasz wiadomość”; „Cześć, zgadnij, kto mówi. Jeśli żyjesz, kup po drodze bułkę i papierosy dla mnie, bo zapomniałam. Jeśli nie, nawiedź mnie we śnie i powiedz, gdzie leży twoja polisa”.

Odsłuchał ostatnią i zaśmiał się. W takich chwilach od razu przypominał sobie, dlaczego pokochał tę dziewczynę, która jako jedyna potrafiła na niego spojrzeć z politowaniem, gdy robił z siebie małpę na studiach. Boże, ile to już lat. Dziesięć lat po ślubie, a znajomości? Czternaście. Więcej niż jedna trzecia jego życia. Prawie połowa. Wierzyć się nie chce. W ostatniej chwili, tuż przed dziewiątą, zdążył wejść do sklepu po bułkę i papierosy. Ekspedientka - ta sama, co przed dziesięciu laty - uśmiechnęła się do niego. Dziwne, ale nigdy nie zamienili ani słowa ponad to, co zwykle się mówi, robiąc zakupy. Przez chwilę miał ochotę powiedzieć coś więcej, przecież znali się tyle lat, ale zapłacił bez słowa i wyszedł. W domu trafił w środek piekła.

- Tato, tato, dlaczego nie mogę mieć urodzin w McDonaldzie?

- A dlaczego jeszcze nie śpisz? - odpowiedział przytomnie.

- Bo mama mi nie kazała.

- Poważnie?

W dużym pokoju skrzypnął fotel.

- Ten bachor łże tak samo jak ty - krzyknęła Weronika z głębi mieszkania.

Szacki spojrzał na córkę, która stała w przedpokoju z miną aniołka.

- Ja nigdy nie kłamię - wyszeptał.

- Ja też nie - wyszeptała Hela.

Weronika przyszła do nich i spojrzała na kasztanowowłosą dziewczynkę bezradnie.

- Zrób coś, w końcu jesteś jej ojcem. Powiedz, że ma umyć zęby, iść spać i że nie będzie miała urodzin w McDonaldzie. Po moim trupie.

- Wszyscy robią urodziny w McDonaldzie - powiedziała Hela.

- Nie obchodzą mnie wszyscy - mruknęła Weronika. - Wy też mnie nie interesujecie. Gdzieś ty był tyle czasu? - spytała Szackiego, całując go w nos na powitanie. - Piłeś? - dodała, marszcząc brwi.

- Musiałem spotkać się z Olegiem, a piłem herbatę i sok jabłkowy - skłamał gładko. Sam cierpiał na typowe zboczenie prokuratora - miał wrażenie, że każdy kłamie, i starał się rozpoznać, w którym momencie. Ale wiedział też, że normalni ludzie, dopóki im się nie powie wprost, że są okłamywani, albo dopóki się nie palnie horrendalnie niewiarygodnej bzdury, biorą wszystko za dobrą monetę.

- Trzeba było ich zaprosić do nas, dawno się nie widzieliśmy. Ciekawa jestem, co u Natalii.

Teodor Szacki powiesił płaszcz i marynarkę. Z ulgą zdjął krawat i buty. Może powinienem się jednak nauczyć chodzić do roboty w koszulce i sandałach, pomyślał, byłoby znacznie wygodniej. Hela cały czas stała w przedpokoju ze spuszczoną głową i skrzyżowanymi na piersiach rękami. Podniósł ją do góry i przytulił.