Выбрать главу

- A jeśli znajdziemy jakieś fantastyczne miejsce? - powiedział. - Sto razy lepsze od McDonalda, z wielkim placem zabaw? Będzie można się ganiać i w ogóle?

- Nie ma takich miejsc - odparła Hela.

- A jeśli takie znajdziemy?

- To pomyślę.

- Czy w takim razie umyjesz teraz ząbki i dasz nam trochę czasu, żebyśmy je znaleźli?

Pokiwała głową w milczeniu, pozwoliła się postawić na ziemi i pobiegła do łazienki. Pytanie, gdzie oni teraz znajdą plac zabaw, żeby mogli wyprawić Helci urodziny za rozsądne pieniądze.

Poszedł do kuchni, wyjął z lodówki puszkę piwa, otworzył i stanął obok Weroniki. Przytuliła się do niego i zamruczała.

- Jestem ledwo żywa.

- Tak jak ja - odparł.

Stali w milczeniu, ciszę przerwał pisk sygnalizujący nadejście SMS-a.

- To twój - mruknęła Weronika.

Szacki poszedł do przedpokoju i wyjął telefon z marynarki. „Dziękuję za cudowny wieczór. Jest pan bardzo niegrzecznym, ale bardzo miłym prokuratorem. MG”.

- Co to? - zapytała Weronika.

- Jakaś reklamówka. Wyślij sto SMS-ów, a może wygrasz kubek. Nie wiem, wykasowałem.

Ostatnie zdanie było akurat prawdziwe.

Rozdział czwarty

środa, 8 czerwca 2005

Argentyna pokonuje Brazylię 3:1 w eliminacjach MŚ. Rodzi się pierwsze dziecko, którego matce przeszczepiono fragment jajnika innej kobiety. Arcybiskup Stanisław Dziwisz przybywa do Krakowa i zapowiada, że nie spali żadnych notatek Jana Pawła II. W Popowie trwa konferencja „Kobiety w więzieniu”. Aż jedna trzecia osadzonych to morderczynie, zazwyczaj ofiary przemocy domowej. Kino domowe i 10 tysięcy złotych może od dziś dostać osoba, która wskaże sprawców masakry kormoranów w rezerwacie nad Jeziorakiem. Powstaje kodeks reklamowy browarów polskich. Nie wolno będzie wykorzystywać wizerunków osób lub postaci, które w szczególny sposób wpływają na małoletnich. W Warszawie odbyła się wielka gala z okazji pięćdziesięciolecia Pałacu Młodzieży w PKiN, w Alejach Ujazdowskich stanął pomnik generała Stefana „Grota” Roweckiego o wysokości 6 metrów i 25 centymetrów, a na Pawiaku odsłonięto brązowy pomnik wiązu, który dla więźniów był symbolem wolności. Policja rozbiła szajkę złoczyńców wyrabiających alkohol z płynu do spryskiwacza. Zatrzymano 10 tysięcy litrów trunku i dwie osoby. Maksymalna temperatura w mieście 13 stopni, słońca brak, trochę pada.

1

Teodora Szackiego zawsze zastanawiała liczba trupów poupychanych w Zakładzie Medycyny Sądowej na Oczki. Poza Telakiem na pozostałych stołach sekcyjnych leżały jeszcze trzy ciała, cztery inne czekały pod oknem na szpitalnych noszach. W powietrzu unosił się zapach tatara doprawionego lekkim odorem fekaliów i wymiocin - efekt oględzin jelit i żołądka. „Zimni chirurdzy”, którzy mieli zająć się Telakiem, byli dość młodzi, starszy miał koło czterdziestki, młodszy wyglądał, jakby dopiero, co skończył studia. Szacki stanął pod ścianą. Nigdy nie fascynowała go autopsja, choć wiedział, że dobry anatomopatolog potrafi ze zwłok wyczytać więcej niż całe Laboratorium Kryminalistyczne, (z którego tak dumna była Komenda Stołeczna Policji) ze śladów zabezpieczonych na miejscu zdarzenia. Mimo to chciał mieć to jak najszybciej za sobą.

Starszy lekarz spojrzał na niego kpiąco, zakładając lateksowe rękawiczki.

- To pan prokurator kazał nam sprawdzać, czy denat sam wbił sobie rożen w oko?

Litości, pomyślał Szacki, tylko nie patolog dowcipas. To zbyt wiele jak na początek dnia.

- Musimy to wiedzieć - odparł spokojnie.

- Bardzo przebiegła teoria - lekarz uśmiechnął się złośliwie i zaczął dokładnie oglądać ciało.

Pomocnik robił notatki.

- Na kończynach oraz tułowiu nie stwierdzono sińców, ran ciętych, kłutych ani szarpanych, ani otworów wlotowych po kulach - dyktował patolog. Ostrożnie podniósł zapadniętą powiekę, pod którą kiedyś było oko Telaka. - Brak prawego oka, fragmenty ciała szklistego i rogówki widoczne na policzku - włożył palec w oczodół i wygrzebał resztki czegoś szarego, Szacki zmrużył powieki, aby stracić ostrość widzenia. - Kość czaszki za prawym oczodołem zgruchotana, wepchnięta do wewnątrz, najprawdopodobniej za pomocą ostrego narzędzia - podniósł i obejrzał dokładnie głowę, rozgarniając włosy. - Poza tym na głowie denata nie stwierdzono śladów innych obrażeń.

- Drżę przed następnym zleceniem - odezwał się do Szackiego chirurg i pewnym ruchem naciął klatkę piersiową i brzuch Telaka w kształcie litery Y, zebrał skórę i zahaczył o jego brodę, w tym czasie jego pomocnik „zdjął skalp” z czaszki. - Pomyślmy, może tak: „Zwracamy się z prośbą o ustalenie, czy denat, znaleziony z odciętą głową pod wagonem tramwajowym, był w stanie odciąć ją sobie scyzorykiem, a następnie położyć się na torach i zaczekać na nadjeżdżający pojazd”.

- Ludzie robią różne rzeczy - prokurator podniósł głos, żeby przekrzyczeć dźwięk mechanicznej piły, którą młodszy patolog kroił czaszkę. Jak zwykle w tym momencie miał ochotę wyjść, nie cierpiał mokrego cmoknięcia, jakie towarzyszyło otwarciu głowy. Odbiło mu się żółcią, kiedy usłyszał znienawidzony dźwięk. Zupełnie taki jak przy próbie odetkania zatkanego zlewu.

Szacki spodziewał się dalszych żartów, ale chirurdzy skupili się na swojej robocie. Młodszy podwiązywał coś w głębi korpusu, starszy wprawnymi ruchami narzędzia do złudzenia przypominającego nóż do chleba wycinał z Telaka narządy wewnętrzne i kładł je na dodatkowym blacie przy nogach trupa, a potem podszedł do otwartej czaszki.

- Dobra, z krojeniem podrobów możemy zaczekać, i tak tam nic nie ma. Zobaczmy, co z tą głową - podsunął do otwartej czaszki niewielki aluminiowy stolik, delikatnie wyjął szaro-czerwony mózg Telaka i położył go na tacce. Zajrzał do wnętrza czaszki. Nagle zmarszczył brwi.

- To musiało być dla niego nie do zniesienia, może rzeczywiście sam się zabił - powiedział poważnie. Szacki podszedł dwa kroki bliżej.

- Co się stało? - zapytał.

Lekarz grzebał dłonią we wnętrzu głowy Telaka, wyraźnie próbując wyciągnąć stamtąd coś, co stawiało opór. Szackiemu stanęły przed oczami sceny z Obcego. Patolog obrócił rękę, jakby chciał przekręcić klucz w zamku, i wolno wysunął dłoń. W palcach trzymał rozwiniętą prezerwatywę.

- Myślę, że miał obsesję. Że nie mógł z tym żyć. Biedny człowiek... - Lekarz pochylił głowę w zadumie, jego pomocnik trząsł się od powstrzymywanego śmiechu, Szacki zagryzł wargi.

- Na pewno zdaje pan sobie sprawę, że w kodeksie jest paragraf dotyczący bezczeszczenia zwłok – powiedział zimno.

Patolog wrzucił prezerwatywę do kosza i spojrzał na Szackiego wzrokiem, jakim dzieci w klasie patrzą na najlepszego ucznia i pupilka wychowawczyni.

- Jak wy to robicie, że jesteście takimi drętwymi urzędasami? - zapytał. - Są jakieś specjalne szkolenia?

- Mamy testy psychologiczne na studiach – odparł Szacki. - Może pan kontynuować, czy mam zadzwonić do biura i poprosić o dwa dni urlopu?

Lekarz nic nie powiedział. Bez słowa obejrzał wnętrze czaszki i - bardzo dokładnie - mózg, potem pokroił w plasterki narządy wewnętrzne. Szacki rozpoznał serce, płuca, wątrobę i nerki. Starał się przygotować na najgorsze - jelita i żołądek. Znowu mu się odbiło. Trzeba było rano wypić herbatę zamiast kawy, pomyślał. W końcu chirurg zajrzał do żołądka; powietrze wypełnił kwaskowaty odór.