- Byłby pan w stanie?
Chorko umościła się wygodniej w fotelu i rozpięła guzik bluzki. Szacki poczuł, że się poci. Czy to się dzieje naprawdę?
- Oczywiście. Prowadziłem śledztwo, zanim mi je zabrali gwiazdorzy z Krakowskiego, pomagałem przy pisaniu aktu oskarżenia.
- Nie o to mi chodziło. Czy byłby pan w stanie tak łatwo przejść na drugą stronę barykady?
Szacki przez chwilę siedział bez słowa. Głupie pytanie. Gdyby był w stanie, zrobiłby to już dawno. Co go tutaj trzymało, jeśli nie dziecinna wiara w gwiazdę szeryfa? Miał urzędową pensję - taką samą miał prokurator w centrum Warszawy i w Pipidówku Głuchym na Ścianie Wschodniej. Żadnych dodatków. Ustawowy zakaz dorabiania w jakikolwiek sposób poza wykładami, na które i tak musiałby mieć specjalną zgodę - zakładając, że ktoś w ogóle by mu taki rarytas zaproponował. Nienormowany czas pracy, co w praktyce oznaczało sześćdziesiąt godzin tygodniowo. Na dokładkę musiał asystować przy krojeniu trupów i bez szemrania wykonywać dyspozycje swoich rozlicznych przełożonych. W całej prokuraturze więcej było szefów i kierowników niż dyrektorów w państwowych przedsiębiorstwach. Społeczeństwo uważało, że prokurator to ten zły gość, który wypuszcza bandytów złapanych przez dobrą policję. Ewentualnie zły gość, który tak spieprzył papierkową robotę, że sąd musi wypuścić bandytę. Półgłówki z Wiejskiej z kolei były pewne, że mają swoją prywatną armię do nękania przeciwników politycznych. Nie ma, co, zajebista robota, pomyślał z goryczą. Warto było kuć na studiach.
- Ta barykada ma więcej stron - odpowiedział wymijająco, ponieważ nie chciał zwierzać się szefowej.
- Ależ oczywiście, panie prokuratorze. Widzę oczami duszy, jak pan siedzi w kancelarii radcowskiej i przygotowuje pisma z wypowiedzeniami lub zastanawia się, czy dałoby radę ścignąć jeszcze dłużnika o dodatkowe odsetki.
Chorko zaczęła bawić się kołnierzem bluzki. Jeszcze się nachyli i będzie zmuszony zajrzeć jej w dekolt. A na to naprawdę nie miał ochoty.
- Wszyscy mamy rachunki do zapłacenia - wzruszył ramionami.
- Ale do rzeczy. Napisze pan ten akt oskarżenia, panie prokuratorze? Może ustalmy jakiś kompromis. Niech ich pan oskarży nie o zabójstwo, ale o nieudzielanie pomocy. Zawsze coś. Zobaczymy, co z tym zrobią.
Niechętnie pokiwał głową. Myślał już o tym.
- Ostrzegam, że to nie będzie akt oskarżenia wyjątkowo długi ani wyjątkowo przekonujący.
- I tak go parafuję. Przypominam o planie śledztwa w sprawie Telaka i akcie oskarżenia w sprawie Nidzieckiej.
Pokiwał głową i wstał.
- Miło się z panem gawędziło, panie prokuratorze - powiedziała Chorko i uśmiechnęła się promiennie.
Szackiemu przypomniały się postacie z obrazów Breughla.
Odpowiedział niepewnym półuśmiechem i wyszedł.
Bartosz Telak siedział na krzesełku pod drzwiami jego pokoju i bawił się komórką.
4
Lubił przychodzić do sauny na Warszawiance w środku dnia, kiedy nie było tu dzikich tłumów i ze wszystkiego korzystało się w spokoju. Siedział na najwyższej ławce w suchej saunie tak długo, aż zaczął mieć mroczki przed oczami, a każdy oddech parzył tchawicę. W końcu wyszedł, powiesił ręcznik na kołku i wszedł nagi do wielkiej balii z lodowatą wodą, która stała pośrodku pomieszczenia. Miliony igiełek wbiły się w jego ciało. Zanurkował i dopiero wtedy krzyknął. Jakież to było wspaniałe. Poleżał jeszcze chwilę w zimnej wodzie, wyszedł, owinął się ręcznikiem i położył na leżaku w ogrodzie. Igor podał mu butelkę zimnego soku pomarańczowego. Tak, są chwile, kiedy człowiekowi potrzeba jedynie odrobiny ciepła, odrobiny zimna i odrobiny soku pomarańczowego. Chłopcy z układu warszawskiego - nie żeby ich lubił - wiedzieli, co robią, kiedy stawiali sobie taki fajny basen.
Obok jakaś parka dwudziestoparolatków leżała tak blisko siebie, że gdyby zbliżyli się jeszcze o milimetr, to byłby to już stosunek seksualny w miejscu publicznym. Na zmianę - cicho szeptali albo głośno chichotali. Spojrzał niechętnie w ich stronę. Dziewczyna niczego sobie, choć warto byłoby trochę przetrzebić gąszcz pod pachami i pójść ze dwa razy na aerobik. Chłopak nędzny jak oni wszyscy w tym pokoleniu. Chude rączki, chude nóżki, zarost jak na golonce, klatka piersiowa jak u gruźlika.
- Powinni podnieść ceny - powiedział do Igora na tyle głośno, żeby mieć pewność, że jest słyszany przez młodą parkę. - Tak to byle bydło może tu siedzieć godzinami.
Igor pokiwał ze zrozumieniem głową. Parka najpierw ucichła, potem chłopak coś wyszeptał i dziewczyna zaczęła chichotać jak nienormalna. Miał ochotę wstać i strzelić go w pysk. Postanowił jednak nie zwracać na nich uwagi.
- No jak, wygląda na to, że z Henrykiem będzie spokój? - zwrócił się do Igora.
- Tak, chyba nie musimy się przejmować - odpowiedział tamten. - Dzisiaj Szacki powinien napisać plan śledztwa, to będziemy wiedzieli więcej.
- Kiedy go dostaniemy?
- Wieczorem - odparł Igor, jak gdyby było zupełnie naturalne, że dostają kopię wszystkich wewnętrznych dokumentów ze wszystkich prokuratur w Polsce.
- Doskonale - powiedział prezes i upił duży łyk soku. Lubił, kiedy wszystko wokół działało przewidywalnie i perfekcyjnie.
5
Kuzniecow miał syna w tym samym wieku, co Bartosz Telak i ostatnio nigdy nie mówił o nim inaczej jak „zwierzę”.
- Czasami mam ochotę założyć zamek w drzwiach od naszego pokoju - mówił. - Jakiś taki jest wielki, kudłaty, rusza się jak tygrys w klatce. Nastrój mu się zmienia, co dziesięć minut, więcej ma hormonów we krwi niż lekkoatleta sterydów. Jak się wieczorem pokłócimy, to myślę: przyjdzie z nożem czy nie przyjdzie? A jak przyjdzie, to czy dam radę? Niby nie jestem ułomek, ale jemu też niczego nie brakuje.
Takie opowieści świadczyły jedynie o tym, że Kuzniecow jest świrem. Chora wyobraźnia i wieloletnia praca w policji doprowadziły go do choroby dwubiegunowej. Tak zawsze myślał Szacki. Teraz, kiedy usiadł naprzeciwko nastolatka, przeszło mu przez głowę, że w irracjonalnych wypowiedziach policjanta może być źdźbło prawdy. Telak miał bardzo delikatną, papierową urodę, czarne włosy i czarne brwi dodatkowo podkreślały jego bladość. Bardzo szczupły, czego nie udało się zamaskować ani szerokimi spodniami, ani obszerną bluzą. Wręcz przeciwnie - dzięki dużym ciuchom wydawał się jeszcze bardziej kruchy. Szacki wiedział, że chłopak jest śmiertelnie chory. A mimo to w jego ruchach i oczach była drapieżność, agresja i desperacja. Może inaczej się nie da, kiedy przychodzi czas na wywalczenie swojego miejsca w świecie? Szacki nie był w stanie sobie przypomnieć, jak to było, kiedy był w jego wieku. Dużo pił, dużo się onanizował i dużo rozmawiał z kolegami o polityce. A poza tym? Czarna dziura. Kłócił się z rodzicami, to pewne. Ale czy ich nienawidził? Czy były takie chwile, kiedy pragnął ich śmierci? Czy zgodziłby się na ich śmierć, gdyby to miało zapewnić mu wolność i niezależność? Przypomniał mu się proces nastoletniego matkobójcy z Pruszkowa, który wyjaśnił w sądzie: „...i wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, żeby matki nie było”. Czy podobna myśl zrodziła się w głowie syna Henryka Telaka?
PROTOKÓŁ PRZESŁUCHANIA ŚWIADKA. Bartosz Telak, ur. 20 marca 1991, zamieszkały przy ul. Karłowicza w Warszawie, wykształcenie podstawowe, uczeń gimnazjum nr 2 przy ul. Narbutta. Stosunek do stron: syn Henryka Telaka (ofiary), niekarany za składanie fałszywych zeznań.
Uprzedzony o odpowiedzialności karnej z art. 233 kk zeznaje, co następuje: