Выбрать главу

Po pięciu minutach Szacki miał ochotę napisać wielkimi wołami na prokole: „gówno zeznaje!”, ponieważ młody człowiek usiłował porozumiewać się z nim wyłącznie za pomocą ruchów głową, półsłówek i monosylab.

- Co wiesz o terapii swojego ojca?

- Chodził.

- Coś więcej?

Zaprzeczenie.

- Rozmawialiście o tym?

Zaprzeczenie.

- Znasz ludzi, z którymi chodził na terapię?

Zaprzeczenie.

- Rozpoznajesz kogoś z tych zdjęć?

Zaprzeczenie.

Kompletny bezsens, pomyślał Szacki, nigdzie w ten sposób nie dojdziemy.

- Co robiłeś w sobotę wieczorem?

- Grałem.

- W co?

- Call of Duty.

- Jedynka czy dwójka?

- Dwójka.

- Która kampania?

Chłopak poprawił się na krześle.

- Litości.

- Rosyjska, brytyjska czy amerykańska?

- Rosyjska.

- Daleko nie zaszedłeś.

- Fakt. Nie mogę w Stalingradzie przejść tego fragmentu, kiedy trzeba się ostrzeliwać z okna ratusza. Nie jestem w stanie zdjąć wszystkich, zawsze ktoś się przemknie dołem i zajdzie mnie od tyłu. A kiedy uważam na tyły, to z przodu przychodzi cała faszystowska armia z cekaemami.

Szacki pokiwał głową ze zrozumieniem. Nawet jemu ta misja zajęła ładnych parę godzin prób.

- Niestety, nie ma dobrego sposobu - powiedział.

- Najlepiej najpierw wybić tylu, ilu się da, a potem uważać na tyły i polować z karabinu snajperskiego tylko na tych, którzy mają cekaem. Jak odpowiednio długo wytrzymasz, to w końcu pojawia się informacja o nowym zadaniu. Idiotyczna misja, cała jej trudność polega na tym, że tradycyjną liczbę Niemców pomnożyli przez dziesięć. Ale w ogóle w porządku.

- No, tak to musiało wyglądać, nie uważa pan?

- Wojna? Pewnie tak. Lecisz na oślep z zacinającym się karabinem, jeden wielki chaos, kule świszczą, wokół padają twoi przyjaciele. A ciebie interesuje tylko to, żeby dobiec do najbliższego dołu, schować się tam, rzucić granat i pędzić dalej. Dźwięk jest ważny.

- Mam 5.1.

- Gratuluję. Ja mam 2.1, na 5.1 mieszkanie za małe. A zwykle i tak gram w słuchawkach, bo żona się wścieka.

- Do mnie mama przychodzi i mówi, że nie chce, aby jej po domu jeździły czołgi. Na filmach przesłuchania wyglądają inaczej.

Szackiego zaskoczyła gwałtowna zmiana tematu, ale odpowiedział błyskawicznie:

- Nie mogę prowadzić przesłuchania. Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytania?

Chłopak wzruszył ramionami.

- Nie sądzę, żeby to miało znaczenie.

- Zabili twojego ojca, a ja chcę wiedzieć, kto i dlaczego. To według ciebie nie ma znaczenia?

Znowu wzruszenie ramion.

- Nie ma, bo od tego nie ożyje. Poza tym, co za różnica, czy odpowiadam pełnymi zdaniami, czy mówię „tak” lub „nie”. Chyba ważne, żebym mówił prawdę.

Szacki odłożył protokół na bok. Sam nie wierzył, że chłopak może wiedzieć coś, co będzie dowodem w sprawie. Zależało mu, na czym innym.

- A chciałbyś, żeby twój ojciec ożył? - zapytał.

Czekał, aż Telak wzruszy ramionami, ale on siedział nieporuszony. Nawet nie drgnęła mu powieka.

- I tak, i nie - odpowiedział.

- Był złym ojcem?

- Nie bił nas i nie chciał, żebyśmy mu myli plecy, jeśli o to panu chodzi. Krzyczał też niewiele. Przeciętny, nudny polski ojciec. Ani go nie nienawidziłem, ani nie kochałem. Może to szok, ale naprawdę nie potrafię wzbudzić w sobie żadnego uczucia po jego śmierci. Mówię panu prawdę.

Szacki chciałby, aby jego świadkowie codziennie udzielali tak szczerych odpowiedzi. Skinął chłopcu głową z szacunkiem.

- Zmienił się po śmierci twojej siostry?

- Postarzał. Ale wcześniej i tak tylko siostra miała z nim jakiś kontakt, więc dla mnie to było bez znaczenia.

- Obwiniałeś go o śmierć siostry? Zawahał się.

- Nie bardziej niż wszystkich innych dookoła.

Szacki pomyślał o tabletkach znalezionych w pokoju Telaka na Łazienkowskiej.

- Zdziwiłoby cię, gdyby popełnił samobójstwo?

- Nie, niespecjalnie. Bardziej mnie dziwi, że ktoś go zamordował. Po co?

Dobre pytanie. Szacki znowu poczuł się bardzo zmęczony. A skąd on ma, do cholery, wiedzieć, po co? Miał wrażenie, że wszystko się rozłazi. Teoria, że Telaka zabił ktoś z terapii, wydawała mu się na zmianę albo prawdopodobna, albo fantastyczna. Ale coraz częściej to drugie. Żadne przesłuchanie nie wnosiło niczego nowego do sprawy. Oczywiste odpowiedzi na oczywiste pytania. Może powinien sobie odpuścić, zlecić policji całość śledztwa i spokojnie czekać na najbardziej prawdopodobny rezultat - umorzenie, NN.

- Tego właśnie nie wiem - odpowiedział szczerze. No, półszczerze. Nie potrafiłby tego wytłumaczyć racjonalnie, ale chciał, aby chłopak odniósł wrażenie, że stoi w miejscu i nie wie, co dalej.

- Musi pan znaleźć motyw, sposobność i narzędzie.

- Dzięki. Też czytam kryminały. A ty znasz kogoś, kto zyskał na śmierci twojego ojca?

- Nie ja. Na pewno pan wie, że jestem chory i pewnie niedługo umrę.

Szacki przytaknął.

- Trzy rzeczy mogą mnie ocalić: cud, państwowa służba zdrowia lub przeszczep w prywatnej klinice za granicą. Jak pan myśli, która jest najbardziej prawdopodobna? Właśnie. A jak pan myśli, o ile zmalały moje szanse, kiedy zabrakło mojego ojca, dyrektora? Właśnie.

Cóż mógł odpowiedzieć? O cóż jeszcze mógł zapytać? Podziękował chłopakowi i życzył powodzenia w Call of Duty. Nawet nie dał mu protokołu do podpisania, nie było tam absolutnie nic.

- Będzie pan na pogrzebie w sobotę? - spytał Telak junior przed wyjściem.

- Oczywiście - Szacki skarcił się w myślach, że mu to wcześniej nie przyszło do głowy. Będzie to zapewne jedyna okazja, żeby zobaczyć rodzinę Telaka i ludzi z terapii obok siebie.

6

Spisanie stanu faktycznego, przedstawienie wersji śledczych i planu śledztwa zajęło mu mniej, niż się spodziewał. Niecałe półtorej godziny. Biorąc pod uwagę fakt, że co najmniej połowę tego czasu poświęcił rozmyślaniu o Grzelce - całkiem niezły wynik. Co powinien teraz zrobić? Ostatnią kobietą, jaką poderwał, była Weronika i zdarzyło się to ponad dziesięć lat temu. A właściwie to nie tyle on poderwał ją, co ona jego. Wspomnienie ograniczało się do mętnego „jakoś tak się samo stało”. Podobała mu się, trochę rozmawiali, nagle zaczęli się całować - poprawka: nagle ona zaczęła go całować - a tydzień później wylądowali w łóżku. Po dwóch tygodniach nie wyobrażał już sobie bez niej życia.

To wszystko, co mam do zeznania w tej sprawie, pomyślał. Nie licząc licealnych i wczesnostudenckich przygód. I dwóch krótkich romansów z czasów wczesnomałżeńskich, o których starał się nie pamiętać. I jednej nieskonsumowanej, niestety, znajomości z panią prokurator z Piaseczna. Do tej pory pocieszał się, że bardzo dobrze się stało, przecież ma żonę i dziecko i powinien być grzeczny, ale prawda była inna - żałował jak jasna cholera. Jak idzie to powiedzenie? Lepiej grzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło. Kolejna idiotyczna mądrość ludowa, która dobrze wygląda tylko na papierze. Poznali się przy sprawie zabójstwa jednego dewelopera. Trup był śródmiejski, ale rodzina, znajomi, firma i wszystko inne - piaseczyńskie. Pracowali razem. Długo i intensywnie. Pracowali i rozmawiali, rozmawiali i pracowali, rozmawiali i rozmawiali. Którejś nocy odwiózł ją do domu, pocałował w samochodzie. Zdziwił się, że pocałunek może smakować tak inaczej. Że wszystko może być tak nowe. Że wargi mogą mieć tak inny kształt, język tak inną fakturę, oddech tak inny zapach.