- Nie, dziękuję. To chyba nie jest konieczne.
Wróbel uśmiechnął się po kociemu, ale nie skomentował. Dopiero przy drzwiach, kiedy już żegnał się z Szackim, powiedział:
- Jeśli chodzi o to, kto jest w systemie dobry, a kto zły: prawie zawsze jest odwrotnie. Proszę o tym pamiętać.
2
Niewiele fragmentów tej metropolii wygląda jak miasto z prawdziwego zdarzenia, nie zaś jak przestrzeń zaśmiecona przez ulice i budynki. Jednak nawet na tym wysypisku są fragmenty piękne, myślał Szacki, jadąc Belwederską w stronę centrum. Ten kawałek Traktu Królewskiego - od Gagarina do placu Trzech Krzyży - jako jeden z nielicznych świadczył o tym, czym to miasto kiedyś było i czym mogłoby być. Najpierw nowoczesna bryła hotelu Hyatt, potem ambasada rosyjska, Belweder, Łazienki, budynki rządowe, park Ujazdowski i ambasady w Alejach (z wyjątkiem klocka, który postawili sobie Amerykanie), w końcu wielkomiejski plac Trzech Krzyży. Nowego Światu Szacki nie lubił i nie rozumiał, skąd tyle zachwytu dla tej ulicy, której zabudowa wyglądała niczym przeniesiona z Kielc. Brzydkie, niskie kamieniczki, jedna do drugiej nijak nie pasuje. Szacki nie mógł uwierzyć, że Nowy Świat i zapyziałą Chmielną kreuje się na najładniejszą część miasta. Chyba tylko po to, żeby goście z prowincji mogli się tutaj czuć jak u siebie.
Ale teraz Nowy Świat kojarzył mu się z Cavą i Grzelką - to znaczy Moniką - i trudno mu było hodować w sobie złe uczucia do tego miejsca. Chciałby, żeby tam czekała, żeby, zamiast jechać do roboty na Kruczą, mógł z nią napić się kawy, zamienić kilka słów jak przyjaciel z przyjaciółką. Albo jak potencjalny kochanek z potencjalną kochanką. Czy naprawdę to planował? Romans? Jak to możliwe? Żeby mieć kochankę, potrzebna jest garsoniera albo pieniądze na hotel, albo przynajmniej praca w nienormowanych godzinach, którą można uzasadnić częstą nieobecność w domu. On tymczasem był biednym urzędnikiem państwowym, który codziennie wracał z pracy najpóźniej o ósmej.
Co ja właściwie robię, myślał, robiąc drugą rundkę wokół budynku prokuratury w poszukiwaniu miejsca do parkowania, jedyne służbowe było zajęte. I co ja sobie w ogóle wyobrażam? Czy naprawdę jestem tak wyposzczony, że wystarczyło mi się spotkać z kobietą dwa razy i już nie jestem w stanie myśleć o niczym innym?
Znalazł w końcu miejsce na Żurawiej, niedaleko Szpilki. Była trzynasta. Za pięć godzin będzie tu siedział z Moniką i jadł kolację, nadwerężając swój budżet. Ciekawe, jak będzie ubrana. Zamykał samochód, kiedy w końcu w jego głowie coś zaskoczyło.
Monika, Szpilka, osiemnasta.
Nawrocki, KSP, osiemnasta.
Kurwa.
Na drzwiach do pokoju miał przypiętą kartkę, żeby NATYCHMIAST przyjść do szefowej. Oczywiście chodziło o Nidziecką. Zignorował to, wpadł do środka i zadzwonił do Nawrockiego, ale policjant już wezwał ojca Boniczki do komendy, nie dało rady tego odwołać. Szacki pomyślał, że mógłby przekonać Nawrockiego do takiego sposobu nękania - wzywanie, trzymanie na korytarzu, zwalnianie i zapraszanie na następny dzień (esbecja robiła tak z jego dziadkiem w latach pięćdziesiątych) - ale odpuścił. Wolał mieć to z głowy. Zadzwonił do Moniki.
- Cześć, coś ci wypadło? - zapytała, zanim zdążył się odezwać.
- Muszę być o szóstej w KSP, nie mam pojęcia, ile to potrwa. Przepraszam.
- To może zadzwoń, jeśli potrwa krótko. I nie przepraszaj bez powodu. Co powiesz, kiedy naprawdę coś zbroisz?
Szacki przełknął ślinę. Był pewien, że ona słyszała ten dźwięk. Czy powinien powiedzieć prawdę, że po przesłuchaniu musi iść do domu? I czy rzeczywiście musi? Czy on jest ojcem rodziny, czy dzieciakiem, który prosi mamę o pozwolenie, jak chce wrócić później z podwórka? I właściwie, dlaczego nie może tego powiedzieć? W końcu, jeśli ona chce flirtować z żonatym i dzieciatym facetem, to musi wiedzieć, na co się decyduje. A jeśli to jakaś wariatka, która zacznie dzwonić do Weroniki i wrzeszczeć „on jest tylko mój”? Przestraszył się.
- Nie chcę nic obiecywać, bo naprawdę nie sądzę, żebym dziś dał radę - powiedział, chcąc zyskać na czasie. Dlaczego, do jasnej cholery, nie zaplanował czegoś, zanim wykręcił numer?
- Hmm, szkoda.
- Może jakoś jutro w ciągu dnia, będę się kręcił po mieście, moglibyśmy zrobić jakiś lunch? - wykrztusił niegramatyczne zdanie, kiedy w końcu przypomniał sobie, że jutro musi być na pogrzebie Telaka. Weronice zawsze może powiedzieć, że po pogrzebie powinien wpaść do pracy. Czy ma wziąć jakieś ciuchy na zmianę? Chyba tak, przecież nie może pójść do knajpy w garniturze dobrym na rodzinne uroczystości typu śluby i pochówki. Szlag by to trafił.
Ustalili, że wyśle SMS-a, kiedy już będzie wiedział, o której mogą się spotkać, a ona zje tylko lekkie śniadanie (mango, kawa, może mała kanapka) i będzie czekała. Momentalnie wyobraził sobie, jak leży rano w pościeli, potargana, czyta gazetę i oblizuje palce po soku z mango. Czy kiedyś zobaczy to naprawdę?
Oleg Kuzniecow nie był zadowolony z konieczności ponownego wypytywania ludzi z otoczenia Telaka, tym razem o jego kochanki, byłe miłości i dziewczyny z ogólniaka.
- Czy ty jesteś nienormalny? - jęczał. - Jak mam to sprawdzić, twoim zdaniem? Jego rodzice nie żyją, żona zapewne i tak nic nie wie, kolegów z pracy już raz o to pytałem.
Szacki był nieugięty.
- Dowiedz się, jakie liceum kończył, co i gdzie studiował, znajdź kolegów i koleżanki, przepytaj. W końcu tym się właśnie, do cholery, zajmuje policja, szukaniem ludzi i ich przesłuchiwaniem. Ja wypełniam papiery i numeruję karty w aktach.
Oleg przesłał mu przez telefon wiązankę przekleństw.
- Rozumiem, żeby to jeszcze czemuś służyło - kwękał. - Ale cały czas tropimy cienie zjaw, nic konkretnego. Powiedzmy, że znajdziemy jakąś jego dupę, która zginęła w wypadku samochodowym, kiedy on prowadził. Powiedzmy, że dlatego czuł się tak strasznie winny i dla tego jego córka się zabiła. I co? Potrafisz mi powiedzieć, w jaki sposób to posunie śledztwo do przodu?
Szacki nie potrafił. Wiedział, że prawdopodobnie będzie to kolejna nieistotna informacja, której zdobycie będzie kosztowało mnóstwo pracy. Kawał porządnej, nikomu niepotrzebnej roboty. Ale czy mieli jakieś inne wyjście?
Powiedział o tym policjantowi, który wyburczał, że Szacki zachowuje się jak urzędnik w korporacji.
- Jesteś wkurwiony, że nic nie mamy, i wykonujesz jakieś paniczne ruchy, żeby mieć podkładkę, że robisz cokolwiek. Jak cię znam, to po prostu nie chcesz się zająć jakaś inną robotą. Nie możesz przynajmniej poczekać do przyszłego tygodnia na wyniki fonografii? Będziesz miał pewność, czy to Kwiatkowska udawała córkę Telaka. Wiesz, że na butelce po prochach są odciski Jarczyk. To wystarczy, żeby przeszukać im chaty, sprawdzić, czy nie ma czegoś więcej, co łączyłoby je z Telakiem. Kaima i Rudzkiego też bym przetrzepał. Chociażby po to, aby nie czuli się zbyt pewnie. A co do Rudzkiego, to nie możesz z nim pogadać o przeszłości Telaka? Powinien coś wiedzieć, w końcu facet mu się zwierzał raz w tygodniu.
Kuzniecow miał rację. I nie miał jednocześnie. Rudzki był potencjalnym podejrzanym i jako taki mało wiarygodnym źródłem informacji. Jego rewelacje i tak by trzeba było zweryfikować.
Toteż nie ustąpił Kuzniecowowi. Jednak zaraz po zakończeniu rozmowy z policjantem zadzwonił do Cezarego Rudzkiego i zaprosił go do siebie na poniedziałek. Przy okazji dowiedział się, że terapeuta też będzie na jutrzejszym pogrzebie.