Выбрать главу

- Idiota. Umyj się i chodź do mnie.

Kochali się pod kołdrą, leniwie, cicho i z satysfakcją, spokojni spokojem kochanków, którzy po czternastu latach doskonale wiedzą, gdzie i jak muszą się dotykać. Było jak zwykle super. Z naciskiem na „jak zwykle”, pomyślał Szacki, kiedy leżeli obok siebie.

Elektroniczny zegarek pokazywał 23:45:34. Cyferki wskazujące sekundy zmieniały się rytmicznie. Wkurwiały go, ale nie mógł oderwać od nich wzroku. Po cholerę kupili zegar z sekundnikiem? Czy on pracuje w centrum kontroli lotów? Na dodatek świeci się toto jak neon, nawet na ścianie widać czerwonawą łunę. Będzie musiał kupić coś nowego. Ciekawe, za co.

Weronika przytuliła się.

- O czym myślisz? - dmuchnęła mu w twarz zapachem pasty do zębów i kwaskowatej śliny.

- O tobie.

- A naprawdę?

- Że fajnie by było wygrać w totka.

- To może daj szczęściu szansę - mruknęła prawie przez sen.

- Dobra. Jutro sobota, kupię kilka zakładów na chybił trafił.

Otworzyła jedno oko.

- Postanowione dziesiątego czerwca dwa tysiące piątego roku o dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt jeden i trzynaście sekund - powiedziała. - Może właśnie te cyfry powinieneś wpisać na kuponie, co? Zadaj sobie trochę trudu.

Teodor Szacki zerwał się gwałtownie i usiadł na łóżku. Nie czuł się już senny. Jego szare komórki zaczęły pracować na podwyższonych obrotach. Właśnie usłyszał coś bardzo ważnego, ale co? Powtórzył sobie w myślach całą rozmowę. O co chodziło? O co, na Boga, chodziło?

- Zwariowałeś czy masz zawał? - Weronika usiadła na łóżku.

- Śpij, śpij - odpowiedział automatycznie. - Coś mi się przypomniało, muszę zerknąć do notatek.

- Co za chłop - powiedziała zrezygnowana i przykryła głowę kołdrą, kiedy zapalił nocną lampkę.

Po chwili znalazł to, czego szukał, zapisane w jego kalendarzu pod datą siódmego czerwca. Ciąg szczęśliwych numerów Telaka: 7, 8, 9, 17, 19, 22. Dlaczego właśnie te liczby i dlaczego w jego głowie od kilku minut nie tyle brzęczał alarmowy dzwonek, co wyły syreny? Szybko zsumował: 82. Osiem plus dwa to dziesięć. Jeden plus zero to jeden. Bez sensu, nie o to chodzi.

Skup się, myślał, masując palcami skronie. Skup się, skoncentruj, zacznij myśleć. Kiedy ci coś pyknęło w głowie? Kiedy Weronika wymówiła datę: dziesiątego czerwca dwa tysiące piątego roku.

Wyprostował się gwałtownie i poczuł, że nagle robi mu się chłodno. I sucho w gardle. Poszedł do kuchni i wyjął z lodówki puszkę piwa, wypił duszkiem połowę. Już wiedział. Telakowa cytująca list samobójczy córki. „Zobaczymy się w Nangijali. Warszawa, 17 września 2003 roku, godz. 22.00”. 17, 9, 22 - trzy liczby zgadzały się z typowaniami Telaka. Czy to możliwe? Czy ktoś może być tak pieprznięty, żeby wybrać datę śmierci córki na szczęśliwe liczby do totka? A nawet, jeśli, to, co z pozostałymi: 7, 8, 19? Może to jej rok urodzenia: 1987. Chyba za wcześnie. Poza tym to nielogiczne. Urodzenia tylko rok, a śmierci tylko dzień, miesiąc i godzina. Logicznie byłoby mieć zakodowaną kompletną datę. Szacki wpatrywał się w cyferki, starając się je ułożyć w jakiś ciąg. W końcu zapisał dwie daty:

17.09.1978, godz. 22.00

17.09.1987, godz. 22.00

I jedno pytanie: w czego dokładną - dwudziestą piątą bądź szesnastą - rocznicę postanowiła odebrać sobie życie Kasia Telak?

Rozdział siódmy

sobota, 11 czerwca 2005

Festiwal w Opolu słaby jak zawsze. Noc Kabaretowa wyjątkowo żenująca. Płock świętuje remis Wisły z Legią w ostatniej kolejce ekstraklasy. Warszawiacy kończą sezon na trzecim miejscu, płocczanie - czwartym. Kraków świętuje siedemdziesiąte piąte urodziny Sławomira Mrożka wielką wystawą jego rysunków oraz „serią absurdalnych wydarzeń na Plantach”. Tymczasem w Warszawie odbywa się seria dziesięciu niefortunnych zdarzeń; 1: inicjatywa „Dość deprawacji” za zaostrzeniem działań wobec skazanych za przestępstwo pedofilii; 2: studenci nielegalnie przeciwko zakazowi Parady Równości; 3: nielegalne obywatelskie nieposłuszeństwo przeciwko zakazowi; 4: Forum Młodych PiS przeciwko propagowaniu związków partnerskich; 5: Stowarzyszenie na rzecz Swobód Obywatelskich przeciwko jakimkolwiek pracom nad projektem ustawy o związkach partnerskich; 6: Oddział Warszawski Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców - wychowanie w oparciu o wartości chrześcijańskie gwarancją zdrowego społecznie i moralnie społeczeństwa; 7: OWKSW - chrześcijanie respektujący prawa Boże, czyli prawa natury, to obywatele pierwszej kategorii; 8: SnrSO przeciw tendencji do adopcji dzieci przez pary homoseksualne; 9: dla poparcia działań na rzecz walki z dyskryminacją kobiet w społeczeństwie; 10: Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych „Ośka” - piknik rodzinny „Warszawa - miasto bez nienawiści”. Wszyscy protestują pod w miarę bezchmurnym niebem; prawie nie pada, choć dzień znowu chłodny - maksymalna temperatura w stolicy to zaledwie 16 stopni.

1

Jak ja nienawidzę tego miejsca, myślał Teodor Szacki, wkładając pięćdziesiątą chyba torbę z zakupami do przepastnego na szczęście bagażnika citroena na najwyższym poziomie parkingu przy Carrefourze na Głębockiej. Tej świątyni skwaszonej gęby i niczym nieuzasadnionej pretensji, plastikowego przybytku obrażonych ekspedientek i niezadowolonych kelnerek, w którym z każdego głośnika dobiega inny pieprzony popowy przebój.

Jeszcze nigdy wizyta w supermarkecie nie przebiegła po jego myśli. Najpierw czekał dwadzieścia minut na wjazd, bo jacyś debile stuknęli się niegroźnie na skrzyżowaniu i oczywiście czekali przy tych swoich lanosach na policję, zamiast spisać oświadczenie i odjechać, lub, co najmniej zjechać na pobocze. Każdy kierowca w Polsce wie, że nawet jak ci stłukli kierunkowskaz, to i tak trzeba wezwać policję, bo inaczej albo sprawca cię oszuka, albo ubezpieczyciel. No to stał.

Kiedy już znalazł miejsce do parkowania w jakimś zakazanym kącie zapchanego parkingu, zaraz jak spod ziemi wyrósł menel z propozycją popilnowania samochodu. Szacki dostał piany.

- Jakiego, kurwa, popilnowania?! Jak tutaj przyjdzie trzech karków, żeby mi ukraść auto, to, co pan zrobi? Położy się pod kołami? Rzuci się na nich?

Wygrzebał dla niego złotówkę, bo bał się, że menel spuści mu powietrze z opon, zarysuje drzwi, ukradnie wycieraczkę czy co oni tam robią. Na wszelki wypadek rzucił na odchodnym, że jest prokuratorem, na co menel ukłonił się w pas i uciekł. Tyle w kwestii pilnowania.

Nie miał dwóch złotych na wózek, więc próbował rozmienić dychę w kiosku - pardon, saloniku prasowym - ale panienka nie miała drobnych. Kupił, więc soczek dla Helci za półtora złotego. Wydała mu drobnymi. Nic nie powiedział.

Włożył monetę i zabrał wózek, z trudem wyciągając go z rzędu. Obok stał spocony facet i patrzył na niego z nienawiścią. Szacki zrozumiał, że tamten chciał wziąć ten sam wózek. I teraz - choć obok było dziesięć rzędów, przy których nikt nie stał - uznał, że dokonano zamachu na JEGO wózek, zburzono JEGO misterny plan.

- Trzeba było się pospieszyć - rzucił Szacki złośliwie i wszedł na teren supermarketu. Miał kartkę z zakupami.

Zawsze najpierw czytał ją kilka razy, żeby opracować optymalną marszrutę i nie tracić czasu na miotanie się między działami. Każdą kolejną pozycję skreślał i pilnował się, żeby nie kupić niczego niepotrzebnego. Był dopiero przy pieczywie, kiedy usłyszał, że „właściciel samochodu marki citroen o numerach rejestracyjnych WH 25058 proszony jest o pilne przybycie do swojego pojazdu”.