Выбрать главу

Przerwał, obserwując bacznie reakcje Kwiatkowskiej. Nic nie powiedziała, ale jej luz zniknął. Mrugnęła kilkakrotnie prawym okiem. Zapytał, czy chciałaby jakoś to skomentować. Zaprzeczyła ruchem głowy i poprawiła okulary. Szacki znowu poczuł łaskotanie w korze mózgowej. Albo nie potrafię już kojarzyć faktów, albo muszę iść do neurologa, pomyślał.

- Odsłuchując taśmę, w pierwszej chwili byliśmy wstrząśnięci, ponieważ Telak nagrał swoją rozmowę ze zmarłą przed dwoma laty córką. Materiał został poddany analizie fonoskopijnej i wnioski są jednoznaczne. Osobą, która stała pod drzwiami pokoju Telaka i udawała jego zmarłą córkę, jest pani. Czy może pani to skomentować?

Kwiatkowska zrobiła się szara.

- To jakiś żart - wydusiła. - Nie wierzę.

Prokurator Teodor Szacki poczuł się zmęczony. Dość już miał tej ściemy.

- Proszę pani - powiedział mocniej, niż zamierzał. – Ja nie przedstawiam pani swojej hipotezy, tylko fakty. A fakty są takie, że po wyjątkowo ciężkiej dla Henryka Telaka terapii udaje pani pod drzwiami jego zmarłą córkę, sugerując mu, że powinien przyjść do pani - to znaczy do swojej córki - a chwilę potem pan Telak nagrywa list samobójczy do żony i łyka opakowanie środków nasennych! Proszę mi nie mówić, w co pani wierzy, tylko skomentować te fakty, na litość boską. Zanim pomyślę, że postanowiła pani użyć rożna, skoro nie udało się pani skłonić Telaka do samobójstwa, i zwyczajnie panią zamknę.

Nie blefował. Po odnalezieniu nagrania i potwierdzeniu, że był to głos Kwiatkowskiej, gimnazjalna nauczycielka stała się główną podejrzaną. Na wszelki wypadek miał w szufladzie biurka podpisane przez Chorko postanowienie o przedstawieniu zarzutów Kwiatkowskiej. Był gotów uczynić ją oficjalnie podejrzaną w śledztwie, przeszukać dokładnie jej mieszkanie, dać dozór policyjny i skierować na badania psychiatryczne. Dwie rzeczy go powstrzymywały. Intuicja i obawa, że przegra z kretesem w sądzie już na pierwszej rozprawie. Zamiast materiału dowodowego dysponował jedynie mglistymi poszlakami i głupawymi teoriami z pogranicza ezoteryki.

Kobieta wstała gwałtownie i zaczęła szybkim krokiem chodzić w kółko po pokoju.

- No, to musi być jakiś zły sen - mówiła do siebie. - To nie może być prawda, no nie może.

Zatrzymała się i spojrzała na Szackiego.

- Trudno mi uwierzyć, że pan nie kłamie. Ale wierzę, no, bo w końcu, jaki pan miałby w tym interes. Proszę zaprotokołować, że świadoma wszelkiej odpowiedzialności karnej, czy jak się to tam mówi, przysięgam i podkreślam z całą mocą, że nie pamiętam, abym stała pod drzwiami Henryka Telaka i udawała jego córkę. Przysięgam. Może mnie pan przebadać wykrywaczem kłamstw, skierować na badanie psychiatryczne, godzę się na wszystko.

Jeśli teraz nie spytasz, co takiego mówiłaś Telakowi przez drzwi, przedstawię ci zarzuty, pomyślał Szacki i otworzył szufladę.

- A przede wszystkim - Kwiatkowska wycelowała palec w prokuratora - żądam, aby mi pan przedstawił to nagranie. Chcę wiedzieć, co mi się zarzuca.

Wyjął z szuflady płytę i włożył do stojącego na parapecie okna starego „jamnika”. Puścił Kwiatkowskiej „rozmowę z duchem”. Już po pierwszych słowach musiał przerwać, ponieważ kobieta dostała ataku histerii. Podał jej wody, położył na podłodze, wsunął pod głowę zwiniętą marynarkę, odprawił kolegów, którzy przyszli zaniepokojeni głośnym płaczem i zastanawiał się, czy można tak dobrze udawać. Po kwadransie Kwiatkowska powiedziała, że czuje się lepiej i chciałaby wysłuchać nagrania do końca.

Była blada, pięści miała kurczowo zaciśnięte, ale już nie płakała.

- Słucham panią - powiedział, wyłączywszy odtwarzacz.

- Rozpoznaję swój głos, ale mam wrażenie, że no, że zaraz ktoś wyskoczy z szafy i krzyknie „mamy cię!”, a pan mi wręczy bukiet kwiatów, który pan trzyma pod biurkiem. Nie potrafię tego wyjaśnić, nie wiem, jak to możliwe, jedyne moje wspomnienie z tego wieczoru, to, że myłam zęby palcem, bo zapomniałam szczoteczki, a potem położyłam się spać. Rozumiem, że może mi pan nie wierzyć, ale to najdziwniejsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Słucham własnych słów, których nigdy nie wypowiedziałam.

Zanotował i podał jej protokół. Przed podpisaniem przeczytała go dwukrotnie, bardzo uważnie.

- Nie przedstawię pani zarzutów, choć mógłbym i nikt by o to do mnie nie miał pretensji - powiedział. – Ale chciałbym, aby pani wiedziała, że na tym etapie śledztwa jest pani - nazwijmy to - najbaczniej obserwowana. Dlatego proszę, żeby pani z nikim o tym nie rozmawiała i nie wyjeżdżała z Warszawy. Jeśli będę miał, choć cień podejrzenia, że utrudnia pani postępowanie, tego samego dnia znajdzie się pani w areszcie. Czy to jasne?

Za Anną Kwiatkowską jeszcze nie zamknęły się drzwi prokuratury, a Teodor Szacki już żałował swojej decyzji. Wiara w intuicję cię zgubi, skonstatował. Trzeba ją było wsadzić i zobaczyć, co dalej.

3

Wydał sekretarce polecenie, aby nie łączyła żadnych telefonów, wyłączył komputer i usiadł wygodnie w fotelu, aby wysłuchać przez włączony interkom rozmowy prowadzonej w pokoju obok. Żałował, że w biurze nie ma zainstalowanych kamer, chciałby zobaczyć, jak misiowaty inspektor przesłuchuje Igora. Gdyby glina podejrzewał choćby setną część tego, o czym wiedział Igor, w co był zamieszany, pewnie nie pojawiłby się tutaj bez armii antyterrorystów. Zachciało mu się śmiać na myśl, że nawet gdyby wpadł na taki pomysł, to on i tak by do tego nie dopuścił. Jednym telefonem.

- Fajny miecz. To samurajski?

- Prezent od jednego z klientów. Autentyczny osiemnastowieczny zabytek z Japonii. Na pana miejscu bym go odłożył, inspektorze. Łatwo się skaleczyć.

- Jestem przywyknięty. Wczoraj się skaleczyłem przy sprawianiu ryby. Ostatni raz kupiłem coś, co nie jest sprasowaną kostką. Wie pan, że kiedyś poproszono dzieci w przedszkolu w Stanach, żeby narysowały rybę, i niektóre narysowały prostokąt? Niezłe, co nie?

- Faktycznie, fascynujące. Tylko, że akurat w tym wpadku skaleczenie może oznaczać utratę palców, a w najlepszym razie połowę ścięgien w dłoni. Proszę usiąść. Będzie panu wygodniej.

- Przez cały dzień siedzę, aż robią mi się odciski na dupie. Będzie panu przeszkadzało, jeśli chwilę się poprzechadzam? Ma pan większy gabinet niż spacerniaki w niejednym polskim więzieniu.

- Trudno mi ocenić, nigdy nie miałem przyjemności.

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, mawiali starożytni Chińczycy. A może Rzymianie, nie jestem pewien. No, ale przejdźmy do rzeczy.

- Chętnie. Nie ukrywam, że mój kalendarz jest raczej zapełniony.

- Proszę mi opowiedzieć o finansach pana Henryka Telaka. Rozumiem, że był pan jego księgowym.

- Doradcą inwestycyjnym. Jesteśmy firmą konsultingową, nie zajmujemy się wypełnianiem PIT-ów.

- Szkoda, to podobno dochodowy interes. Mógłby pan dokupić nożyk do listów, byłby komplet z mieczem.

- Prowadziliśmy rachunek inwestycyjny pana Telaka, zdeponował też u nas swoją polisę na życie.

- Rachunek inwestycyjny. Czyli?

- Mieliśmy pełnomocnictwo, aby zarządzać zgromadzonymi tam pieniędzmi do określonej procentowo kwoty. W tym wypadku pięćdziesięciu procent ze stanu na koniec poprzedniego półrocza, ale nie więcej niż średnia z ostatnich dwóch lat. Co oznacza, że im więcej zarobiliśmy dla pana Telaka, tym więcej mogliśmy zainwestować, ale gdybyśmy nie trafili i pan Telak by stracił, nie moglibyśmy uszczuplić jego rachunku poniżej - nazwijmy to - kwoty bezpieczeństwa.

- Często państwo tracili?

- Nigdy pan Telak nie zarobił rocznie mniej niż dwadzieścia procent zgromadzonych środków. Oczywiście po jego śmierci zaprzestaliśmy nowych inwestycji. Co dalej się stanie z pieniędzmi, zależy od wdowy po panu Telaku. Może zlikwidować rachunek, może wypłacić część pieniędzy, może nam powierzyć dalsze obracanie finansami na dotychczasowych bądź nowych zasadach.