- Może lepiej, że o niektórych rzeczach nie pamiętamy.
- Też tak sądzę, choć wielu terapeutów jest innego zdania. Myślę, że nasz mózg wie, co robi, kiedy każe nam zapomnieć. Choć oczywiście są czyny, których z pamięci wyrzucić nie wolno. Pan o tym wie najlepiej.
Szacki zmarszczył brwi.
- Co pan ma na myśli?
- Czyny, za które ich sprawcy muszą ponieść karę. Przestępstwa. Zbrodnie.
- A powiadomił pan policję lub prokuraturę o tych wychowawcach z domu dziecka?
- Pacjentka miała prawie sześćdziesiątkę.
- Ale gdyby w czasie hipnozy natknął się pan na informację o popełnionym niedawno przestępstwie i wiedziałby pan, że zatajenie tego będzie lepsze dla pana pacjenta, co by pan zrobił?
- Zataiłbym. Ja kieruję się dobrem pacjenta, nie dobrem społeczeństwa.
- Tym się różnimy.
- Na to wygląda.
Szacki dyskretnie spojrzał na zegarek; było wpół do czwartej. Musiał przyspieszyć tempo rozmowy, jeśli nie chce się spóźnić na spotkanie z Moniką.
- A potrafiłby pan kogoś tak zahipnotyzować, aby potem - niezależnie od swojej woli - zrobił coś, do czego normalnie nie byłby zdolny?
To była jedna z jego teorii, która mimo wszystko wydawała mu się bardziej wiarygodna niż popełnienie zabójstwa przez Hannę Kwiatkowską. Charyzmatyczny terapeuta wykorzystuje naturalny wpływ na ludzi oraz hipnozę, aby rękami pacjentów załatwić własne porachunki. Fakt, fantastyczne niczym z serialu kryminalnego, ale kto powiedział, że coś takiego nie może się zdarzyć? Rozumowanie miało wiele słabych punktów, przede wszystkim brakowało motywu, poza tym trudno było odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Telak poszedł na terapię do kogoś, kto miał z nim do wyrównania rachunki. Ale Szacki czuł intuicyjnie, że ta sprawa nie będzie miała oczywistego rozwiązania i że trzeba rozważyć każdą, choćby najbardziej idiotyczną na pierwszy rzut oka teorię.
- Nie wiem, nigdy nie próbowałem, jestem lekarzem, a nie iluzjonistą, szanowny panie prokuratorze – Rudzki wyraźnie poczuł się dotknięty pytaniem. - Ale proszę nie wierzyć w to, co opisuje w swoich powieścidłach Dean Koontz. Zaprogramowanie kogoś tak, aby zrobił coś wbrew swej woli i sumieniu, wymagałoby nie hipnozy, lecz regularnego prania mózgu. Wielu sesji hipnotycznych, połączonych zapewne ze wsparciem farmakologicznym, mających na celu taką przebudowę całej osobowości pacjenta, aby mógł on się zachować zgodnie z narzuconym programem. A i wtedy sukces nie jest pewny. W każdej książce o hipnozie znajdzie pan informację, że nieomalże niemożliwe jest zmuszenie kogoś, aby postąpił wbrew swojej moralności. Choćby taki znany przykład: w czasie zajęć na akademii wykładowca musiał na chwilę porzucić w sali pogrążoną w hipnozie pacjentkę, pozostawiając ją pod opieką studenta. Oczywiście student natychmiast kazał jej się rozebrać, na co ona ocknęła się i dała mu w pysk. Sam pan widzi, gdyby to było takie proste, to hipnozę wykorzystywano by w każdej firmie, żeby pracownikom nie chciało się chodzić na papierosa, plotkować i układać pasjansów.
Teodor Szacki potakiwał automatycznie, cały czas zastanawiając się, czy powinien powiedzieć Rudzkiemu o Kwiatkowskiej udającej zmarłą córkę Telaka. Rozmawiał już o tym z Wróblem, opinia psychologa nie była mu potrzebna. Ale mógł sprawdzić, co innego. Poprosił Rudzkiego o absolutną dyskrecję i puścił mu nagranie Telaka.
- Absolutnie niesamowite - terapeuta nie wyglądał na zszokowanego lub przestraszonego. Wręcz przeciwnie - dostał wypieków z podniecenia. - Czy pan wie, co to oznacza? Że pole może być silniejsze, niż ktokolwiek mógł by przypuszczać. Jeśli nagranie pochodzi z dwudziestej trzeciej, cztery godziny po zakończeniu sesji, to po prostu niezwykłe.
Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. A raczej kręcić się w kółko i podrygiwać, wielkość pomieszczenia nie pozwalała na spacery czy choćby zrobienie dwóch energicznych kroków.
- Cztery godziny po sesji tak silna identyfikacja, aż trudno w to uwierzyć. Można przypuszczać, że osobowość pani Hani była w jakiś sposób podobna do osobowości córki pana Henryka, że nastąpiło sprzężenie, ale i tak! Czy pan wie, o jak potężnej sile to świadczy? Nie zdziwiłbym się, gdyby teoria pola wyszła poza psychologię i stała się zalążkiem nowej religii!
Rudzki podniecał się coraz bardziej, tymczasem była już za piętnaście czwarta.
- Pod warunkiem, że nie udaje - wtrącił chłodno Szacki.
- Słucham? Nie rozumiem. Jak to „udaje”? - Lekarz przestał podrygiwać i spojrzał na prokuratora ze zdumieniem.
- Proszę nie zapominać, że puentę pańskiego eksperymentu terapeutycznego stanowi leżący na podłodze trup z okiem rozlanym po policzku. Ktoś go zabił i nie ukrywam - choć mam nadzieję, że zostanie to między nami - że pani Hanna Kwiatkowska jest dla mnie osobą najbardziej podejrzaną. Proszę spojrzeć - wszystko do siebie pasuje. Odgrywa córkę, która przez ojca popełniła samobójstwo, identyfikacja nie ustaje, prosi go, aby przyszedł do niej, ale on ucieka. Nie może tego znieść, chwyta za rożen... Wszystko pasuje.
Rudzki usiadł na krześle.
- Pan jest szalony - wykrztusił. - Pani Hania nie ma z tym nic wspólnego. Ręczę za to głową. To absurd.
Szacki wzruszył ramionami i odchylił się nonszalancko na krześle.
- Czemu pan tak sądzi? Wie pan coś, o czym ja nie wiem? Proszę mi powiedzieć.
- Nie, skąd, pan po prostu nie rozumie. Morderstwo w potworny sposób obciąża system, jest zawsze przeciwko, nigdy dla. Ustawienie może być źródłem samobójstwa, ale morderstwa - nigdy.
- Może miała inny motyw niż system.
Terapeuta milczał.
- Nie wierzę w to - powiedział po chwili.
- Na pewno nie? Przychodziła do pana na terapię, opowiadała o sobie, swoim życiu, dzieciństwie, miłościach, nienawiściach. Nie pamięta pan nic, co mogłoby stanowić motyw?
Terapeuta milczał.
- Tak, tak, tak - powiedział Szacki i westchnął. - I tak mi pan nie powie, przecież kieruje się pan dobrem pacjenta, nie społeczeństwa. To już ustaliliśmy. Nie szkodzi, nawet, jeśli policjantom i prokuratorom ludzie nie zwierzają się tak chętnie jak analitykom, to i nam czasami udaje się czegoś dowiedzieć. Mam nadzieję, że jest pan świadom, iż obecnie kontakt z panią Kwiatkowską może pana zaprowadzić do aresztu? Sąd raczej nie uzna, że pomoc osobie podejrzewanej o zabójstwo to element przestrzegania tajemnicy lekarskiej.
Rudzki zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Boże drogi, pan nawet nie wie, jak bardzo się myli.
- Chętnie się dowiem.
- Wszystko już panu powiedziałem.
- Jasne. Znał pan Kamila Sosnowskiego?
- Przepraszam, jak nazwisko? - Rudzki bardzo się starał wyglądać jak osoba, która nie dosłyszała pytania, ale Szacki zbyt wiele osób przesłuchał, żeby nie zauważyć, kiedy ktoś chce zyskać na czasie. Stara, prosta sztuczka, dająca kilka sekund więcej na zdecydowanie, czy mówić prawdę i zmyślenie kłamstwa.
- Kamil Sosnowski - powtórzył błyskawicznie.
- Nie, przykro mi. W pierwszej chwili wydawało mi się, że pan mówi Kosowski. Miałem kiedyś takiego pacjenta.
Gówno prawda, pomyślał Szacki. Chcesz zatrzeć złe wrażenie, kłamczuszku.
- Kosowski? To ciekawe. Leczył depresję po spędzeniu całego sezonu na ławce w Kaiserslautern?