Выбрать главу

Szacki wypytywał jeszcze Mamcarza o drobiazgi, o ludzi, którzy mogli znać Sosnowskich, dociekał, co się mogło stać z aktami. Bezskutecznie. Emerytowany kapitan milicji pamiętał w gruncie rzeczy niewiele. Po którymś z kolei pytaniu bez odpowiedzi Szacki spojrzał z nienawiścią na butelkę jabola, która razem z towarzyszkami zamieniła przez lata jego osobowe źródło informacji w kogoś, czyj mózg strukturą przypominał pumeks. Pozory twardości, ale w istocie - dziury. Dopiero, kiedy Szacki wychodził, myśląc o tym, że ubranie będzie musiał chyba spalić w podwórkowym śmietniku, zanim wejdzie do domu, Mamcarz powiedział coś, na co on sam powinien wpaść wcześniej.

- Niech się pan spyta o Sosnowskiego swoich kolegów, którzy się grzebią w esbeckich teczkach - powiedział.

- Dlaczego?

- To był studenciak z inteligenckiego domu. Jest szansa, że założyli mu teczkę. Nawet, jeśli wiele nie zebrali, to zawsze może pan znajdzie nazwiska lub adresy. Wiem, jak to jest, kiedy nie ma nawet drzazgi, na której można zawiesić śledztwo.

To musiało być jego ulubione powiedzonko.

Tak jak się spodziewał, przed drzwiami czekała na niego uśmiechnięta fałszywie konkubina Mamcarza. Zmartwił się na myśl, że ta kobieta wróci do kapitana, który ostatecznie wydał mu się sympatycznym, przegranym facetem. Ale „jeśli chodzi o to, kto jest w ustawieniu dobry, a kto zły, prawie zawsze jest odwrotnie”. Czy to ona posadziła kwiaty i pomalowała balustradę?

Oczywiście poprosiła go o drobną przysługę. Była gotowa długo tłumaczyć mu swoje potrzeby, ale machnął ręką, żeby przestała, i sięgnął do kieszeni po drobne. Dał jej dychę. Dziękowała mu wylewnie, kiedy otworzyły się drzwi, za którymi wcześniej zniknęło spotkane na dole rodzeństwo. Z mieszkania wyszło dwoje młodych ludzi. Ich sąsiadka, czym prędzej uciekła do swojej nory. Szackiemu przeszła przez głowę obrzydliwa myśl, że u Mamcarza śpiącym ludziom biegają po twarzy prusaki. Wzdrygnął się.

- Karzełek ma mieć zgaszone światło o dziesiątej, a ty nie graj cały czas. My będziemy późno, jakby, co, mam komórkę - instruował kudłatego nastolatka młody mężczyzna, trzymając dłoń na klamce otwartych drzwi.

We trójkę wsiedli do windy. Para spojrzała na Szackiego z politowaniem, jakim on sam obdarzyłby każdego gościa kapitana Mamcarza. Odpowiedział kwaśnym uśmiechem. Oboje wyglądali na dwadzieścia parę lat i Szacki pomyślał, że to niemożliwe, aby mieli tak duże dzieci. A może młodo wyglądali, ponieważ byli szczęśliwi? Bo się kochali? Uprawiali często seks i dużo całowali się w usta? Może też by wyglądał młodziej, gdyby nie góralskie rozdeptane kapcie Weroniki i jej pożółkła pod pachami piżama. Inna sprawa, że on nosił takie same kapcie. I pomyśleć, że kiedyś mówił, iż góralskie kapcie to śmierć mężczyzny. Bardzo lubił ten żart. Któregoś razu przywiózł im takie kapcie z Krupówek - ot tak, dla zgrywy. I noszą je codziennie. Nawet wygodne.

Szacki odwrócił wzrok od współpasażerów. Niechętnie. Kobieta była bardzo sexy, idealnie w jego typie. Nie za szczupła, ale nie gruba, o ładnych kobiecych kształtach, pełnych ustach, ubrana w czerwoną sukienkę w małe białe kwiatki, z pobudzającym wyobraźnię, ale nie wulgarnym dekoltem. Wyglądała na osobę, która się często śmieje.

Winda się zatrzymała i Szacki miał ochotę powiedzieć im, że mają fantastyczne dzieciaki, ale się powstrzymał. Od czasów S. i jego śmietnika takie uwagi nie były niewinne.

Idąc do domu, myślał o przekomarzającym się rodzeństwie. Często zastanawiał się, czy nie zrobili Helci krzywdy, nie starając się o kolejne dziecko. Ale może jeszcze nie jest za późno? Pomiędzy nastolatkiem z upośledzoną mową a jego siostrą z ADHD musiało być sześć, siedem lat różnicy. Gdyby teraz z Weroniką w końcu się zdecydowali, pomiędzy Helą a jej bratem lub siostrą byłoby osiem.

I może wtedy wszystko stałoby się proste. Może wtedy nie potrzebowałby zmiany. Może, może, może.

Wystarczyło podjąć decyzję. Teodorowi Szackiemu, człowiekowi, który wolał, aby wszystko raczej mu się przydarzało, niż było wynikiem własnych decyzji, taka myśl kojarzyła się z postanowieniem zdobycia Aconcagui w weekend.

Doszedł do swojego bloku, spojrzał na rozświetlone okno kuchni na drugim piętrze. Nie chciało mu się wracać, usiadł na podwórkowej ławce, aby nacieszyć się czerwcowym wieczorem. Minęła już dziewiąta, a jeszcze było ciepło i widno, pachniało stygnącym miastem. W takich chwilach czuł się jak słowik z wiersza Tuwima.

- Wybacz, moje złoto, ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą - powiedział na głos i roześmiał się.

Myślał o tym, co usłyszał od kapitana Mamcarza. Co prawda uzyskał informacje, które po raz kolejny nie posunęły go do przodu. Ale swędzenie w głowie było coraz bardziej dokuczliwe. Był pewien, iż powinien już zaskoczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Miał wrażenie, że wszystko usłyszał, tylko zamiast połączyć informacje w logiczną całość, kręci nimi bez sensu, niczym szympans próbujący ułożyć kostkę Rubika.

Dziwna wizyta, nieco surrealistyczna poprzez klamrę rodziny, z którą podróżował windą. Pomyślał o parze młodych - a przynajmniej młodo wyglądających - ludzi i zerwał się na równe nogi. Uczucie swędzenia ustało, zamiast tego pojawiła się myśl tak jasna i ostra, że sprawiająca ból.

Teodor Szacki zaczął energicznie spacerować przed swoim praskim blokiem, okrążając bez ustanku zieloną ławkę oraz betonowy śmietnik i zadając sobie po tysiąckroć - czasami głośno i z dodatkiem słowa „kurwa” - jedno pytanie: czy to możliwe? Czy to naprawdę możliwe?

Rozdział dziewiąty

wtorek, 14 czerwca 2005

Nowy rekord świata na 100 metrów. Jamajczyk Asafa Powell przebiegł w Atenach dystans równy długości placu Konstytucji w 9,77 sekundy. W Polsce, podobnie jak w dwunastu innych krajach europejskich, wielki finał policyjnej akcji „Lodołamacz”, skierowanej przeciwko pedofilom, która rozpoczęła się od inwigilacji forów internetowych. Przeszukano 150 domów i mieszkań, zatrzymano 20 osób. Gazety nie podały, czy skazani za przestępstwo pedofilii znaleźli się w reprezentacji łowickiego więzienia, która rozegrała mecz z klerykami lokalnego seminarium. Wygrywający początkowo księża in spe ulegli ostatecznie garownikom 1:2. Poza tym bracia kurkowi z Rawicza, w tym burmistrz z nadania SLD, urządzili sobie zawody w strzelaniu do tarczy z sylwetką Jana Pawła II. Tłumaczą, że zrobili to w hołdzie dla Papieża, opozycja chce głowy burmistrza. Dla zachowania politycznej równowagi w Białymstoku stracił posadę wykładowca Wyższej Szkoły Ekonomicznej. Za zmuszanie studentów do podpisywania list poparcia dla Macieja Giertycha, aby mógł wystartować jako kandydat w wyborach prezydenckich. W Warszawie pojawili się strażnicy miejscy patrolujący na rolkach parki Powiśla. Maksymalna temperatura w mieście stołecznym 27 stopni, nie pada, bezchmurnie. Perfekcyjny czerwcowy dzień.

1

Prokurator Teodor Szacki był wściekły, kiedy w końcu wybiegł z budynku sądów na Lesznie. Dawno już nie przeżył takiego dnia, kiedy wszystko układało się nie po jego myśli. Rano pokłócił się z Weroniką, doprowadzając do płaczu ją i przy okazji Helę, która była świadkiem awantury. Najgorsze, że teraz nie pamiętał, o co poszło. Mało tego, był pewien, że kiedy na siebie wrzeszczeli, też nie pamiętał, o co chodziło na początku. Wstał dość wcześnie, po kiepsko przespanej nocy, z zamiarem pójścia na basen. Czuł, że musi się porządnie zmęczyć, wyrzucić, choć na chwilę z głowy myśli o sprawie Telaka. Obudził żonę pocałunkiem, zrobił kawy, potem nie mógł znaleźć swoich okularków do pływania, choć był pewien, że ostatnio włożył je do szuflady z bielizną. Szperał we wszystkich szufladach i burczał, a Weronika piła kawę w pościeli i podśmiewała się z niego, że może po prostu od tak dawna nie był na basenie i że okularki uschły z braku wody, zamieniły się w proszek. Wypalił, że jeśli chodzi o dbanie o siebie, to on akurat nie ma sobie nic do zarzucenia. Potem poszło z górki. Kto co robi, kto czego nie robi, kto, z czego, przez kogo rezygnuje, kto się poświęca, kto ma ważniejszą pracę, kto bardziej zajmuje się dzieckiem. Ostatnia uwaga go dotknęła, wrzasnął, że nie przypomina sobie, aby głównym obowiązkiem ojca było wychowywanie małych dziewczynek, i że, niestety, nie może wszystkiego robić za nią, nad czym ona zapewne ubolewa. I wyszedł. Było za późno, aby iść na basen, poza tym stracił ochotę na pływanie, no i nie miał okularków, a bez nich szczypały go oczy od chlorowanej wody. Tyle dobrego, że w czasie kłótni nie myślał o Telaku.