Выбрать главу

W pracy zadzwonił do kumpla ze studiów. Wiedział, że Marek pracował przez pewien czas w jakiejś podmiejskiej prokuraturze, chyba w Nowym Dworze Mazowieckim, a potem został oddelegowany na własną prośbę do wydziału śledczego w IPN. Niestety, nie dość, że Marek był na urlopie nad jeziorem koło Nidzicy, to zachowywał się dość ozięble i zaproponował Szackiemu, aby trzymał się drogi służbowej.

- Wybacz, stary - mówił bez śladu żalu - ale od czasu Wildsteina wszystko się zmieniło. Boimy się sprawdzać cokolwiek na boku, potem mogą być problemy. Patrzą nam na ręce, strach poprosić o sprawdzenie czegoś w archiwum. Napisz podanie, a potem zadzwoń, postaram się, żebyś nie czekał zbyt długo na odpowiedź.

Okazało się, że „niezbyt długo” to nie mniej niż tydzień. Szacki podziękował ozięble i zaproponował na koniec rozmowy, żeby Marek nie wahał się do niego dzwonić, kiedy j będzie miał jakąś sprawę. Już ja ci się, kurwa, zrewanżuję, j myślał, wysłuchując tradycyjnych zapewnień, że kiedyś się spotkają na piwie i powspominają dawne czasy.

Próbował się dodzwonić do Olega, ale komórka nie odpowiadała, a w komendzie potrafili mu powiedzieć tylko tyle, że komisarza zatrzymały ważne sprawy rodzinne i będzie dopiero po dwunastej.

Zapalił pierwszego papierosa, choć nie było jeszcze dziewiątej.

Pod wpływem impulsu zadzwonił do Moniki. Była wniebowzięta i gorliwie zapewniała, że od dawna jest na nogach, choć słyszał, że ją obudził. Był tak zaprzątnięty morderstwem Telaka, że nawet nie próbował flirtu. Dość oficjalnym - jak później stwierdził - tonem zapytał ją, czy nie ma jakichś znajomych lub dziennikarskich kontaktów w archiwum IPN. Niewiarygodne, ale miała. Jej były chłopak, jeszcze z czasów liceum, skończył historię, a potem wylądował pomiędzy kilometrami teczek esbeckiego archiwum. Szacki nie wierzył we własne szczęście, dopóki nie powiedziała, że ostatnio, jak widziała tamtego, właśnie urodziło mu się dziecko z zespołem Downa i możliwe, że zmienił robotę na lepiej płatną. Ale obiecała, że zadzwoni. Musiał wyjść, żeby zdążyć do sądu na początek procesu Glińskiego, na dziewiątą trzydzieści, zakończył, więc z żalem rozmowę.

Był na sali kwadrans po dziewiątej. O dziesiątej przyszła protokólantka i poinformowała, że więźniarka z aresztantem rozkraczyła się na Modlińskiej i jest przerwa do południa. Zjadł jajko w sosie tatarskim, wypił kawę, wypalił drugiego papierosa, przeczytał gazetę łącznie z wiadomościami gospodarczymi. Nudy, nudy, nudy, zainteresowała go jedynie dyskusja o peerelowskich perłach architektury. Architekci byli zdania, że należy je traktować jak zabytki i objąć opieką konserwatorską. Gospodarze KC i PKiN wpadli w panikę - jak będą musieli walczyć o pozwolenie na każdą dziurę w ścianie, to nikt od nich nigdy nie wynajmie nawet garsoniery i budynki zamienią się w wyludnione widma. Szacki pomyślał kwaśno, że gdyby zaraz po roku osiemdziesiątym dziewiątym zburzono Pałac Kultury, nie byłoby problemu, a w Warszawie stałoby już może centrum z prawdziwego zdarzenia. Albo jeszcze większe Kupieckie Domy Towarowe. Cholera wie, w tym mieście rodem z Trzeciego Świata niczego nie można być pewnym.

W południe ogłoszono przerwę do trzynastej. Oleg pojawił się w pracy, ale Szacki nie chciał mu mówić przez telefon, do jakich wniosków doszedł. Prosił tylko, aby nie nachodzić Rudzkiego i spółki i dalej grzebać w przeszłości Telaka, ponieważ to jest najpewniej klucz do całej sprawy. Kuzniecow nie miał ochoty na rozmowę o śledztwie, wyznał mu za to, że spóźnił się do pracy, ponieważ mają taką tradycję z Natalią, że w każdy drugi wtorek miesiąca robią sobie „baraszkujące przedpołudnie”.

O trzynastej rozprawa prawie się zaczęła, doprowadzono w końcu podsądnego, ale brakowało pana mecenasa, który „wyskoczył na minutkę do kancelarii” i utknął w korku, za co serdecznie przepraszał. Sędzia ze stoickim spokojem ogłosiła przerwę do czternastej. Ledwo żywy z wściekłości Szacki zainwestował w „Newsweek”, aby się czymś zająć. Przerzucił tygodnik i miał ochotę zadzwonić do wydawcy, aby zwrócił mu cztery i pół złotego, które wydał na „Portret współczesnej polskiej prostytutki” - atrakcyjnej, wykształconej, zapracowanej.

O czternastej odczytał w końcu akt oskarżenia. Gliński nie przyznał się do winy. Nic więcej na rozprawie się nie wydarzyło, ponieważ jak na warszawskie sądy pora była dość późna, a obrońca oskarżonego wyrzygał z siebie półtony wniosków formalnych, o których Szacki zapomniał zaraz po ich zgłoszeniu, ale wystarczyły one, aby odroczyć rozprawę o półtora miesiąca. Wstał i wyszedł, nie czekając, aż wysoki sąd opuści salę. Z trudem się pohamował, żeby nie trzasnąć drzwiami.

Kiedy za wycieraczką citroena znalazł mandat za nieopłacone parkowanie, tylko wzruszył ramionami. Zapalił trzeciego papierosa i pomyślał, że szczerze pierdoli swoje zasady, że jest wolnym człowiekiem i będzie palił tyle, na ile ma ochotę.

Nie był w stanie skupić się na pracy. Rozmyślał o zabójstwie Telaka, albo - częściej - o Monice. Z trudem się powstrzymywał, żeby nie zadzwonić do niej tylko po to, aby usłyszeć jej głos. Zatrudnił google, żeby znaleźć o niej jakieś informacje, ale były tylko teksty w „Rzepie” i stara strona, na której jej nazwisko pojawiało się w składzie samorządu studentów na polonistyce. Żadnych zdjęć, niestety. Czy to by było niegrzeczne, gdyby ją poprosił, aby przysłała mu mailem swoje zdjęcie? Czuł, że samo rozważanie tego zagadnienia jest żenujące, ale nie mógł się powstrzymać. Chwila wstydu wydawała mu się niewielką ceną za fotografię Moniki, zwłaszcza w sukience, którą miała na sobie wczoraj. Mógłby ustawić to zdjęcie jako tapetę na desktopie, w końcu nikt nie korzysta z tego komputera oprócz niego, Weronika nigdy nie zagląda do prokuratury.

Jego wizje były bardzo plastyczne i Szacki zaczął się zastanawiać, czy jeśli teraz pójdzie się masturbować w toalecie prokuratury rejonowej, nie będzie to oznaczało, że musi zasięgnąć porady specjalisty. Wahał się nie dłużej niż kilka sekund. Wstał i założył marynarkę, aby ukryć wzwód.

Wtedy zadzwoniła.

- Cześć, co robisz? - zapytała.

- Myślę o tobie - odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Kłamiesz, ale to miłe. Masz tam maila, czy budżetówki nie stać na internet?

Podał jej adres swojej poczty i zapytał, co chce mu przysłać.

- Strasznego wirusa, który oskarży was wszystkich o działalność wywrotową i wyśle na pięciodniowe seminarium do Łodzi. Codziennie osiem godzin obowiązkowych wykładów z Millerem, Jaskiernią i Kaliszem, a na koniec Pęczak zatańczy przy rurze. Zobaczysz. Nie chcesz mieć niespodzianki?