Po drugie: czy Kamil Sosnowski, tajemniczy trup z końca lat osiemdziesiątych, po którym wszelki ślad zaginął, jest jego brakującą osobą? Człowiekiem, którego kazał mu odnaleźć Jeremiasz Wróbel? Upiorem, w którego z takim lękiem wpatrywał się przez całą terapię Henryk Telak? Nie miał pojęcia, co by to miało oznaczać. Z teorii terapii ustawień wynikało, że zaginioną osobą powinna być kobieta, pierwsza i wielka miłość Telaka - z jej stratą nigdy się nie pogodził. I jej śmierci czuł się winny. Poczucie winy i straty byłoby wtedy powodem, dla którego jego córka - identyfikując się ze zmarłą i jednocześnie chcąc ulżyć ojcu w cierpieniu - popełniła samobójstwo. A teraz? Trudno się było nawet domyślać czegokolwiek, skoro o Sosnowskim wiedział tylko tyle, że został zamordowany w czasie włamania. Nic więcej. Czy Telak mógł być mordercą, jednym z włamywaczy? Mocno wątpliwe. Właściwie nieprawdopodobne. Pytania, pytania, same pytania.
Po trzecie: czy on się zakochał w tej dziewczyninie z małymi piersiami? Chyba nie. Ale skoro nie, to, czemu miał ją cały czas przed oczami? Czemu była ostatnią myślą przed zaśnięciem i pierwszą po przebudzeniu? Parsknął śmiechem. Tekst jak z Mniszkówny, Chryste Panie! Albo jest tak, że każdy romans to podła emocjonalna grafomania, albo on jest w stanie to przeżywać tylko w szczeniacki sposób. Nie ma, co się dziwić, skoro ostatni raz zakochał się właśnie jako szczeniak w swojej obecnej żonie. Może czas, żeby zakochał się jako mężczyzna? Błysnęła mu myśl, że być może powinien przetestować takie nowe zakochanie właśnie na żonie, ale szybko ją odrzucił. Świat jest taki wielki. A życie tylko jedno.
Poszedł się wysikać przed snem, zgarniając ostrożnie komórkę ze stolika obok łóżka. Od niedawna zawsze w domu była wyciszona, bał się pytania: „kto tym razem”, i swoich kłamstw.
Wiadomość była krótka: „Coś ty mi zrobił? Za chwilę oszaleję. M”. Odpisał bezpiecznie „Ja? To ty przestań dosypywać mi narkotyki do kawy”, i wrócił szczęśliwy do łóżka.
Przytulił się do Weroniki i zasnął momentalnie.
Rozdział dziesiąty
środa, 15 czerwca 2005
Japończycy zbudowali maszynę, która przewierci na wylot skorupę ziemską. Hiszpanie aresztowali 16 osób podejrzanych o terroryzm islamski. Holendrzy spalili meczet. „Robi na mnie wrażenie i rozwój wydarzeń w Polsce, i wokół Polski, i te rozmaite argumenty, jakie do mnie trafiają” - powiedział PAP Cimoszewicz; nie wyklucza, że jednak wystartuje w wyborach. Jego koleżanka z rządu Magdalena Środa jest z kolei pod wrażeniem polskich podręczników, w których mama lata ze ścierką i gotuje, a tata to przychodzący łaskawie na obiad biznesmen. Ogłasza feministyczną krucjatę. A Lech Kaczyński, jeszcze niedawno przekonujący, że orientacja seksualna nie może być przedmiotem publicznej manifestacji, zgadza się na homofobiczną krucjatę Młodzieży Wszechpolskiej - Paradę Normalności. Przeważająca przez 120 minut w Grodzisku Wielkopolskim Legia remisuje z Groclinem 1:1 i w żenującym stylu przegrywa w karnych awans do finału Pucharu Polski. W Warszawie albo słońce i prawie trzydzieści stopni, albo niebo tak ciemne, że zapalają się latarnie, i gwałtowne burze. Od uderzenia pioruna ginie trzydziestopięcioletnia kobieta.
1
Skrzywił się, parkując citroena przy aptece na rogu Żeromskiego i Makuszyńskiego na Bielanach. Krawężniki w tym mieście były zbyt wysokie nawet jak na hydrauliczne zawieszenie francuskiego krążownika. Szybko odnalazł niski budynek, w którym mieszkał Wenzel, i wbiegł na drugie piętro. Zanim nacisnął przycisk dzwonka przy zaskakująco pancernych drzwiach, zacisnął kciuki w pięściach i spojrzał ku górze. Jeśli teraz nie dostanie czegoś, co pozwoli mu rozwiązać sprawę Telaka - to koniec.
Karol Wenzel otworzył, od razu zaskakując go podwójnie: za drzwiami była zamontowana solidna krata, która dodatkowo oddzielała mieszkanie od korytarza, a sam Wenzel wyglądał jak osoba, której nikt nie mógłby podejrzewać o etat w Instytucie Pamięci Narodowej. Raczej o kontrakt menedżerski w dobrze prosperującej agencji reklamowej. Był dość nikczemnego wzrostu, niewiele chyba wyższy - jeśli w ogóle - od Toma Cruise'a, ale nic więcej nie można mu było zarzucić. Bosy, ubrany w szorty i białą koszulkę polo, sprawiał wrażenie osoby składającej się tylko i wyłącznie z mięśni. Nie w przerysowany sposób, jak kulturysta, lecz jak człowiek spędzający każdą wolną chwilę na uprawianiu sportu. Ogorzały, gładko ogolony, z czarnymi, gęstymi włosami na jeża. Musiał być w wieku Szackiego, ale prokurator wyglądał przy historyku jak jego wuj.
- Nie spyta się pan, czy ktoś mnie śledził? - zapytał Szacki zgryźliwiej, niż zamierzał, myśląc jednocześnie, że jakby stanął na palcach, to Wenzel mógłby mu przejść pod pachą.
- Wiedzą, gdzie mieszkam - odpowiedział krótko Wenzel.
Każdy szczegół wewnątrz mieszkania zdawał się krzyczeć: tu mieszka kawaler. Całość nie mogła mieć więcej niż trzydzieści metrów i kiedyś pewnie składała się z pokoju i kuchni. Teraz pomieszczenia były połączone w jedno. Dwa okna wychodziły na tę samą, zachodnią stronę. Pomiędzy nimi na ścianie namalowane było jeszcze jedno, a za nim - góry. Szacki nie był pewien, ale była to chyba grań Wysokich z Kozim i Zamarłą, widziana od strony Stawu Gąsienicowego. Dawno nie podziwiał tego widoku. Życie mija, a on tylko: praca, żona, praca, dziecko, żona, praca. Ale to się zmieni. Już się zmienia.
Całą jedną ścianę pomieszczenia zajmował regał z książkami i aktami - tylko to świadczyło o profesji gospodarza.
Reszta - biurko połączone z rozkładaną kanapą, telewizor, komputer i sprzęt hi-fi, głośniki w każdym kącie, plakaty ze wszystkich części Gwiezdnych wojen na ścianach oraz designerski ekspres ciśnieniowy na honorowym miejscu w kuchni - to były zabawki dużego chłopca, który mieszka sam.
- Chcesz kawy? - spytał Wenzel, wskazując na ekspres.
Szacki przytaknął. Pomyślał, że gospodarz mógłby przynajmniej dla formalności zaproponować przejście na „ty”, mimo że byli plus minus rówieśnikami i pracowali w tym samym zawodzie. Kiedy tamten krzątał się przy ekspresie, prokurator zastanawiał się, czy najpierw opowiedzieć historykowi o sprawie, czy o tym, że już go znaleźli. Wybrał pierwsze.
Zrelacjonował dokładnie przebieg terapii, opisał potencjalnych zabójców: Rudzkiego, Jarczyk, Kaima, Kwiatkowską, streścił rozmowę z Wróblem, który kazał mu szukać brakującej osoby. Opowiedział o szczęśliwych numerach Telaka, o gazetach i o dziwnym zabójstwie Kamila Sosnowskiego, po którym zaginął wszelki ślad w policyjnych archiwach. O rozmowie z kapitanem Mamcarzem i kartotece wyczyszczonej przez departament „D”, o którym Podolski nie chciał mówić.
Wenzel milczał przez chwilę, potem roześmiał się głośno.
- Jak dla mnie, to już wszystko wiesz - powiedział. - Trzeba tylko połączyć fakty.
- Błagam, bez zagadek.
- Ten Sosnowski, w wannie z poderżniętym gardłem, ze skrępowanymi razem rękami i nogami. Na pewno wiesz, kogo jeszcze skrępowano w ten sposób w latach osiemdziesiątych, tylko kilka lat wcześniej. Każdy wie.
- O Boże.
- Blisko.
- Ksiądz Jerzy.
- Właśnie.
- Chcesz powiedzieć, że Sosnowskiego zamordowała esbecja? Dlaczego?